Mateusz Skwierawski: Od dawna nikt nie zniknął tak szybko jak Mączyński i Pazdan (komentarz)

Michał Pazdan był "Ministrem Obrony Narodowej", Krzysztof Mączyński niechcianym przez kibiców ulubieńcem Adama Nawałki. Bez nich nie było tamtej reprezentacji, tak samo jak nowej nie będzie z nimi. Przepadli za szybko.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Krzysztof Mączyński i Adam Nawałka Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / Na zdjęciu: Krzysztof Mączyński i Adam Nawałka

Z Pazdanem i Mączyńskim jest trochę tak, jakby ktoś wyciągnął z komputera twardy dysk i wyrzucił go na środku morza. Pazdan był w pewnym momencie tak popularny, że jedna z rodzin napisała do Legii listy, by zawodnik spełnił marzenie ich syna. Chodziło o lot awionetką nad Warszawą. Po mistrzostwach Europy we Francji w 2016 Pazdana w Zamku Królewskim w Niepołomicach witało tysiąc osób. Kibice zrobili z niego bohatera internetu, w memach uciekał przed nim ze strachu Cristiano Ronaldo. Piłkarza nazywano "Ministrem Obrony Narodowej". Dziś co najwyżej może rozdawać wyborcze ulotki.

Do Mączyńskiego trzeba się było przekonać. Dziennikarze za nim nie przepadali, trudno go było nawet poznać na pierwszym zgrupowaniu Adama Nawałki. Lokalni fotoreporterzy z Grodziska Wielkopolskiego pomylili pomocnika z jednym z warszawskich dziennikarzy i zaczęli robić mu zdjęcia, kiedy wysiadał z samochodu. Zorientowali się chwilę później, jak przedstawiciel mediów wyciągał z bagażnika kamerę.

Pomocnik był ulubieńcem poprzedniego selekcjonera, Nawałka zaufał zawodnikowi z Górnika Zabrze, zrobił z niego podstawowego gracza drużyny narodowej. A piłkarz się bronił, dobrze wywiązywał się ze swoich zadań. Przyjął, celnie podał, potrafił zacząć akcję ofensywną. I faktycznie - był po prostu lepszy od graczy z większym potencjałem, np. od Karola Linettego.

Pazdan w Legii miewał gorsze momenty, ale w meczach reprezentacji mało kto chciał być przez niego atakowany. Ostry, zdecydowany, przyklejony do rywala - taka postawa zawodnika w dużym stopniu przyczyniła się do świetnego występu kadry we Francji, gdzie Polacy dotarli do ćwierćfinału.

Po eliminacjach do dwóch turniejów, Euro 2016 i MŚ 2018, Pazdan i Mączyński odeszli naturalnie, jakby to wcześniej zaplanowali. Ale to za nich zdecydowano.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar jest jak skoki narciarskie. "Mamy oddać dwa równe skoki"

Nowy selekcjoner widział ich w drużynie. - To okres przejściowy. Będę się przyglądał ich sytuacji - mówił Jerzy Brzęczek we wrześniu, kiedy piłkarzy Legii nie powołał na pierwsze zgrupowanie. Później zawodnicy nie dali mu wyboru. Pazdan jesienią przestał grać, wiele rzeczy się nawarstwiło: przemęczenie, słaba forma, kompromitacje w europejskich pucharach i frustracja po nieudanych próbach transferowych. Piłkarz pewnie nawet nie chce myśleć o ofercie z Besiktasu sprzed dwóch lat. Zwłaszcza, że swoją pozycję w klubie odbudowuje od zera i nie wiadomo, czy wróci do składu.

Mączyński szuka nowej drużyny, w środę rozwiązał kontrakt z Legią. Ostatnie miesiące spędził w trzecioligowych rezerwach, gdzie trafił po kłótni z trenerem. Na do widzenia powiedział Ricardo Sa Pinto, że nie był "godzien podania ręki" (cytat z "Przeglądu Sportowego").

Z jednej strony konflikt Mączyńskiego, z drugiej miesiące czekania na szansę Pazdana. Dawno nie widziałem tak szybkiego upadku. Chyba ostatni raz z reprezentacją Polski w podobnym stylu, po angielsku, pożegnali się Grzegorz Bronowicki i Paweł Golański. Postawił na nich Leo Beenhakker, a obaj na bokach obrony byli nie do przejścia. Bronowicki na Euro 2008 jednak nie pojechał (jak Mączyński na MŚ), a Golański po turnieju w Austrii i Szwajcarii zagrał tylko raz o punkty.

W obecnej reprezentacji grają już inni: Klich czy Bednarek. I robią to dobrze. Mimo wszystko szkoda, że Mączyński i Pazdan z poważnej piłki zniknęli. Przepadli brutalnie i za szybko.

Czy Mączyński i Pazdan mogliby dalej grać w reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×