Szaleniec z Kalabrii. Gennaro Gattuso trenerem Krzysztofa Piątka

Newspix / Alberto Lingria/Xinhua / Na zdjęciu: Gennaro Gattuso
Newspix / Alberto Lingria/Xinhua / Na zdjęciu: Gennaro Gattuso

Nie brakuje opinii, że tak naprawdę Gennaro Gattuso nie umiał grać w piłkę. Nie przeszkodziło mu to jednak stać się legendą AC Milan. Robił szalone rzeczy na boisku i poza nim. Teraz ten szaleniec ma wyprowadzić na prostą Rossonerich.

Swojemu koledze z drużyny wbił widelec w udo. Innym razem zjadł na ich oczach ślimaka i zgarnął 15 tysięcy euro. Szaleniec, którego stałym rytuałem przed meczami było... czytanie Dostojewskiego. Historia o tym, jak przez całe mistrzostwa świata w Niemczech trenował i spał w jednej bluzie, jest powszechnie znana.

Nie został Diego Maradoną, jak chciał jego ojciec. Nie brakuje opinii, że tak naprawdę Gennaro Gattuso nie umiał grać w piłkę. Nie przeszkodziło mu to jednak stać się legendą AC Milan i jednym z liderów drużyny, która w pierwszej dekadzie XXI wieku była najlepsza w Europie.
Teraz jego słynny charakter pozna Krzysztof Piątek, który w środę podpisał kontrakt z klubem z San Siro. Od ponad roku trenerem Milanu jest właśnie Gattuso. Chłopak z Kalabrii, którego jedynym atutem była determinacja i poświęcenie. No i szaleństwo w oczach.

Stopy Maradony, oczy szaleńca

- On po prostu był szalony, ale mimo wszystko nie dało się go nie lubić. Ja miałem do niego bezgraniczne zaufanie. Byłem jego trenerem, ale traktowałem go jak brata. Mówiłem mu rzeczy, których nie powiedziałbym nikomu innemu - przekonuje Carlo Ancelotti, który przez osiem lat nie wyobrażał sobie bez niego podstawowej "11" Rossonerich.

Zobacz jakie oczekiwania ma AC Milan wobec Krzysztofa Piątka

A Gattuso sobie nie wyobrażał siedzenia na ławce rezerwowych czy nawet zejścia z boiska. Raz zagrał nawet mimo bardzo poważnej kontuzji. - To prawda. Raz uszkodził więzadła krzyżowe w kolanie, ale mówił, że go nie boli i chce wejść na boisko. Wytrzymał tak 80 minut. Kiedy lekarze zrobili prześwietlenie, byli w szoku. Później pauzował 4 miesiące - to znowu Ancelotti.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Piątek w AC Milanie. "Jeszcze rok temu grał na bocznym boisku w Mielcu"

 
On już jednak taki był. Wychowany w Kalabrii, jednym z najbiedniejszych i najbardziej niebezpiecznych regionów we Włoszech. Schiavonea - to miasto ukształtowało go do tego stopnia, że do dzisiaj mówi w tamtejszym dialekcie, niezrozumiałym nawet dla pozostałych rodaków. - Ja nawet myślę po kalabryjsku - przekonywał niejednokrotnie.

Już jako dziecko nie miał wyboru. Jego ojciec, dla którego futbol był świętością, przekonywał wszystkich, że młody Gennaro ma stopy Maradony. Nie miało to jednak wiele wspólnego z prawdą. Na testach w Bolonii został odrzucony. Na szczęście nastolatek trafił na Waltera Sabatiniego, wyszukującego młodych graczy dla Perugii. Legenda głosi, że późniejszy dyrektor Lazio czy Romy podjął decyzję o zakontraktowaniu go po zaledwie pięciu minutach.

Zobaczył w nim w to, co potem przez wiele lat było jego znakiem rozpoznawczym. Ogromną determinację i chęć wygrywania, za wszelką cenę. Nigdy nikomu nie odpuszczał, nawet kolegom z drużyny. - Nie chciałem nawet przegrać w karty, to część mojego DNA - twierdzi. Trening nie różnił się od meczu, o czym świadczy historia opowiadana przez Ally'ego McCoista.

- Trenowaliśmy przed derbami z Celtikiem. Gennaro szalał na treningu, a menedżer Walter Smith powiedział na ucho Paulowi Gascoigne'owi, by go uspokoił. "Gazza" zgodził się, ale oczywiście zrobił coś dokładnie odwrotnego. - Trener chce, byś pokazał więcej walki. Po dwóch minutach miałem jego korki odbite na nodze, a lekarz musiał założyć mi sześć szwów - wspominał Szkot.

Bo to właśnie Szkocja stała się niespodziewanym przystankiem w karierze Gattuso. Trafił tam jako 19-latek, chociaż zapierał się rękami i nogami. Przekonał go dopiero ojciec. - Czy ty jesteś normalny? Zarobisz tam w rok tyle, ile ja w ciągu całego życia! - wrzeszczał mu do ucha. - Nie byłem przekonany, ale umiałem już liczyć pieniądze - przyznał Gattuso.

Do Szkocji po kasę

W Glasgow Rangers trafił na wspomnianego Paula Gascoigne'a, enfant terrible brytyjskiego futbolu. Z racji krótkiej gry w Lazio Rzym, to słynny "Gazza" został jego opiekunem. Choć tak naprawdę po włosku umiał powiedzieć dwa słowa: cześć i piwo. Nie trudno się domyśleć, że obaj szybko... złapali wspólny język. I chociaż podczas pierwszego dnia Gattuso w klubie, Gascoigne wypróżnił mu się do skarpetek, obaj zostali najlepszymi kumplami.

- Nie był wzorem do naśladowania, ale mało osób wie, jaki był naprawdę. Potrafił ci zrobić obrzydliwy żart, ale po chwili dać ci bardzo poważną radę. Wielokrotnie mi pomagał, zwłaszcza na początku, gdy nie czułem się w Glasgow najlepiej - wspominał Włoch. On czuł się samotny, jednak Szkoci mieli z niego ubaw.

- Codziennie gdy wchodziłem do szatni, mijałem obrazek jakiejś starszej kobiety. Nie miałem pojęcia, kto to jest. Po wielu próbach w końcu zdecydowałem się zapytać: Panowie, co to za starucha? - To królowa Anglii! - usłyszałem. Królowa Anglii, ty idioto, pomyślałem. Niezły początek, nie ma co...

Mimo że kibice go pokochali za oddawanie serca na murawie, po zwolnieniu Waltera Smitha Gattuso też musiał odejść. Konflikt z Dickiem Advocaatem wyszedł mu jednak na dobre. Wrócił do Włoch i podpisał kontrakt z Salernitaną, trafił też do młodzieżowej reprezentacji Italii. Wystarczył rok gry w Serie A, by zgłosił się po niego wielki AC Milan.

Przegląd włoskiej prasy prosto z Mediolanu

To właśnie Rossoneri byli bohaterami jego dzieciństwa. Gdy w 1990 roku wygrali Puchar Europy, razem z ojcem pojechał na fetę zorganizowaną z okazji sukcesu Milanu. Dziewięć lat później debiutuje w pierwszej drużynie na San Siro. - Spełnienie marzeń - mówił Gattuso. Dwa lata po jego przyjściu zespół obejmuje wspominany już Ancelotti.

Dusił trenera, zjadł ślimaka, wbił widelec w udo

- To niezwykły człowiek. Nie tylko umiał znakomicie prowadzić drużynę, ale też z nami rozmawiać. Mogłeś mu powiedzieć wszystko, był dla mnie jak drugi ojciec, podobnie jak dla innych. Byliśmy rodziną - tłumaczy sekret sukcesów Milanu w pierwszej dekadzie XXI wieku. Milan był wtedy wielki - dwa razy wygrał Ligę Mistrzów, mistrzostwo Włoch czy Klubowe Mistrzostwo Świata. A Gattuso miał pewne miejsce w "11".

Gryzł, kopał, dusił. Nie tylko piłkarzy. Podczas meczu z Tottenhamem złapał za gardło jednego z członków sztabu szkoleniowego Kogutów, a UEFA zawiesiła go na cztery mecze. Jednak co ciekawe, w czasie całej swojej kariery, znany z agresji Gattuso obejrzał tylko pięć czerwonych kartek.

Innym razem założył się z resztą drużyny, że zje ślimaka. Ja nie zjem? Potrzymajcie piwo. Stawka? Wysoka, 15 tysięcy euro. I po chwili Gattuso liczył już pieniądze.
Nie strzelał goli, nie miał wielu asyst. Walką zyskał miłość kibiców Milanu, ale też reprezentacji Włoch. W 2006 roku w Niemczech Włosi sięgnęli po tytuł najlepszej drużyny świata, a Gattuso robił ku temu wszystko, co mógł. Dosłownie. Przez cały turniej nie zmienił bluzy, przekonany, że ta przynosi szczęście całej drużynie. Nosił ją cały czas, przez co koledzy go wręcz znienawidzili.

- Ten śmierdziel wbijał się w ten swój kombinezon i chodził w nim wszędzie - na stołówkę czy na konferencje prasowe. Błagaliśmy go, żeby przestał, bez skutku. W autokarze siedział sam, zadowolony z siebie, że oto dzięki jego pomysłowi i upartości, Italia wygra mundial. Gattuso nawet spał w swojej cuchnącej bluzie i spodniach. Konał w łóżku, zalewał się potem, ale spał. Oczywiście miał pokój jednoosobowy, nikt nie byłby w stanie z nim wytrzymać. Przez prawie miesiąc nie umył tej cholernej bluzy i spodni - pisał w swojej autobiografii Andrea Pirlo.

Inni robili mu kawały, chowali jego strój, ale zawsze umiał go znaleźć. Za wszystkie uszczypliwości odpłacił się po półfinale z Niemcami, gdy... nasikał do piwa właśnie Pirlo. Obu połączyła jednak przyjaźń, a Gattuso nigdy nie ukrywał, który z nich był lepszym piłkarzem.

- Proszę nie opowiadać bzdur. Nie można pomylić Nutelli z kupą. Na pewno on pomógł mojej karierze bardziej, niż ja jego. Miałem swoje zadania, a on po prostu robił całą resztę. Miał niezwykłe umiejętności, a na dodatek mógł biegać dłużej ode mnie! - twierdził.

I choć długo uchodził za niezniszczalnego, w wieku 34 lat musiał opuścić Milan, głównie ze względu na powracające problemy ze zdrowiem. Lata gry na krawędzi zdrowego rozsądku zrobiły swoje. Tak naprawdę oficjalnie nigdy nie zakończył jednak piłkarskiej kariery.

Gdy w 2012 roku odszedł z Milanu, natychmiast podpisał kontrakt ze szwajcarskim Sionem, gdzie został grającym trenerem. Mimo szybkiego zwolnienia z powodu kiepskich wyników, nie zrezygnował. On nie zna takiego słowa. Palermo, OFI Kreta, AC Pisa, wreszcie ponownie Mediolan.

Przez chwilę trenował drużynę do lat 19, by w listopadzie 2017 roku niespodziewanie objąć pierwszy zespół Rossonerich. W pierwszym sezonie dotarł do finału Pucharu Włoch, a na dodatek zakończył rozgrywki na szóstym miejscu, gwarantującym Ligę Europy. Jego Milan nie gra błyskotliwie, nie prezentuje wyjątkowych akcji. Siłą jest walka, defensywa i agresja, zwłaszcza w środku pola.

Brzmi znajomo?

Komentarze (1)
avatar
vanhorne
26.01.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
trzeba byc niezlym idiota by twierdzic iz gosc ktory rozegral ponad 300 meczow dla bedacego w tym czasie czolowa druzyna swiata milanu, oraz ponad 70 meczow dla reprezentacji wloch zktora wygra Czytaj całość