[tag=6468]
Michał Pazdan[/tag] najchętniej zapomniałby o ostatnich miesiącach. Jesienią w Legii Warszawa grał sporadycznie. Ostatni mecz ligowy rozegrał 2 września, a potem były tylko dwa występy w Pucharze Polski. Trener Ricardo Sa Pinto nie widział dla niego miejsca w pierwszym składzie. Obrońca nie kryje o to żalu w "Przeglądzie Sportowym".
Michał Pazdan jak "Doktor Strange". Tak Ankaragucu przywitał nowego zawodnika >>
- Gdybym wcześniej nie grał za wiele, byłoby mi łatwiej się z tym pogodzić. Ale jeżeli w ostatnich latach ciągle występujesz w pierwszym składzie, dwa razy wybierają cię najlepszym obrońcą ligi, nie jest łatwo nagle zostać trzecim czy czwartym stoperem - komentuje 31-latek.
Pazdan potwierdza to, o czym mówi się od dawna. Sa Pinto rządzi twardą ręką i wszyscy muszą mu się podporządkować.
- Trener Sa Pinto ma tak, że wszystko musi zależeć od niego i trzeba się do tego dostosować. Bycie piłkarzem numer 15 czy 16 mi nie pasuje. Nie mam też tylu lat, by powiedzieć sobie, że kończę z poważnym graniem w piłkę. Znam swoją wartość - dodaje piłkarz.
Łukasz "Juras" Jurkowski o odejściu Michała Pazdana. "Szczerze żałuję" >>
Legia to już zamknięty temat. Pazdan przeniósł się do Turcji i będzie grać w MKE Ankaragucu. W tym samym wywiadzie reprezentant Polski zdradził, że w 2016 roku był bliski transferu do Besiktasu Stambuł. Chciał odejść, ale ówczesny prezes Bogusław Leśnodorski nie zgodził się, bo wcześniej sprzedał Igora Lewczuka.
ZOBACZ WIDEO Zaskakujący transfer Pazdana. "Finansowo na pewno nie straci. Sportowo raczej też nie"