Maciej Kmita: świątynia Kuby zamiast basenu pełnego rekinów (komentarz)

Newspix / Bartosz Ziółkowski / Na zdjęciu: Jakub Błaszczykowski z kibicami
Newspix / Bartosz Ziółkowski / Na zdjęciu: Jakub Błaszczykowski z kibicami

Stadion Wisły przestał być basenem pełnym rekinów i zamienił się w świątynię Jakuba Błaszczykowskiego. Mecz ze Śląskiem był świętem piłki wolnym od gangsterskich manifestów. Szkoda tylko, że pominięto innych, którzy uratowali klub przed upadkiem.

Przy Reymonta 22 obawiano się tego jak na zmiany w klubie zareagują ci, którzy do tej pory trzęśli trybunami. Bandyci zawsze byli w mniejszości, ale na stadionie Wisły - jak na każdym innym w Polsce - obowiązywało prawo pięści, a do tego kibole albo mieli wynikające ze zgniłego kompromisu ciche przyzwolenie władz klubu na terroryzowanie reszty trybun, jak u schyłku "ery Cupiała", albo działali w pełnej komitywie z zarządem, jak kadencji skompromitowanej Marzeny Sarapaty.

Nowe otwarcie w klubie wypchnęło ich na margines i odcięło od wpływów. Wisła postanowiła całkowicie zerwać relacje z bandytami, którzy w ostatnich latach doszczętnie zniszczyli jej wizerunek. Pierwszą decyzją Rafała Wisłockiego było rozwiązanie współpracy ze Stowarzyszeniem Kibiców Wisły Kraków - siedliskiem wszelkiego zła, jakie zagnieździło się przy Reymonta 22. Chwilę wcześniej osławiona siłownia, która był symbolem wpływu chuliganów na klub, przestała należeć do "Miśka", a po kilku tygodniach przejęli ją ludzie całkiem innego formatu, właściciele popularnej w Krakowie sieci "Platinium Fitness" - prywatnie syn i siostrzeniec wicepremiera Jarosława Gowina.

Czytaj również -> Kibice Wisły pięknie przywitali Błaszczykowskiego
Najczarniejszy scenariusz zakładał, że zdesperowani i nie mający już nic do stracenia kibole podczas poniedziałkowego meczu ze Śląskiem Wrocław (1:0), pierwszym przy Reymonta 22 po tornadzie, które niemal nie zdmuchnęło 113 lat historii, rozpętają wojnę domową. Odbudowany trudem grupy ratunkowej i kilkunastu tysięcy kibiców wizerunek klubu mógł zostać zburzony w jeden wieczór i to na oczach potencjalnych inwestorów, którzy mogą zapewnić Wiśle lepszą przyszłość. Obawy jednak okazały się przesadzone. "Sharksi" oczywiście nie zniknęli z dnia na dzień, ale przynajmniej schowali się w głębinach. Ci, którzy nie zostali jeszcze odłowieni przez organy ścigania, są pochłonięci wewnętrzną walkę o wpływy. Na szczęście dla Wisły, manifestacja siły na stadionie to ostatnie o czym myśleli znajdujący się na celowniku służb bandyci.

ZOBACZ WIDEO: Furman zasłużył na karę? "Jeżeli to zrobił, powinien ponieść konsekwencje"

Środowisko to wykorzystało i gdy na Reymonta 22 zwrócone były oczy piłkarskiej Polski i nie tylko (sprawę Wisły relacjonowały media na całym świecie), stanęło na wysokości zadania. Podczas spotkania ze Śląskiem stadion Wisły przestał być basenem pełnym rekinów i zamienił się w świątynię Jakuba Błaszczykowskiego. To jemu ultrasi dedykowali oprawę ("Miłość większa od milionów, Kuba wreszcie witaj w domu") i przez cały mecz skandowali jego nazwisko albo intonowali inne przyśpiewki ("Jesteś legendą, hej Kuba, jesteś legendą"). A gdy schodził z boiska przed końcowym gwizdkiem, pożegnali go tak, że po plecach szły ciarki.

Prawdziwi kibice - ci, którzy w styczniu i lutym zebrali dla Wisły 10 mln zł na przetrwanie - mogli zapomnieć w poniedziałek, że w ostatnich latach ich klub oplotły macki gangsterów. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów z magazynu nie wyjęto flagi "Wisła Sharks", która zawsze miała swoje honorowe miejsce na trybunie północnej. Nie było też żadnych innych transparentów ze znakiem rekina - symbolem organizacji przestępczej, w którą w ostatnich latach przeistoczyła się się chuligańska bojówka Wisły. Nie było też pozdrowień dla siedzącego w areszcie "Miśka" - lidera "Sharksów" - ani żadnego z innych osadzonych przestępców.

Adresatem jedynej flagi na stadionie był jeden z najlepszych zawodników w historii polskiego futbolu, rekordzista drużyny narodowej pod względem rozegranych w niej spotkań i piłkarz powszechnie szanowany na całym świecie, który rzucił na szalę swoją reputację, by uratować ukochany klub, a nie gangster, o którym zrobiło się głośno, bo rzucił nożem w głowę Dino Baggio, a który pośrednio doprowadził Wisłę na skraj przepaści. To zmiana, o jakiej kilka miesięcy temu kibice Białej Gwiazdy mogli tylko pomarzyć.

Mecz Wisły ze Śląskiem był świętem piłki wolnym od gangsterskich manifestów. Na stadionie zjawiło się 22 tys. kibiców - to absolutny rekord, jeśli chodzi o rozgrywane w poniedziałki mecze ekstraklasy. Fani Białej Gwiazdy zwalniali się z pracy, by tylko zdążyć na pierwsze nabożeństwo w kościele Błaszczykowskiego. W pierwszej połowie trybuny zachowywały się wzorowo. W 30. minucie aż nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Kiedy nienawidzony przez kibiców Wisły za przejście do Legii Warszawa Krzysztof Mączyński brutalnie sfaulował Rafała Pietrzaka, garstka kibiców na trybunie wschodniej zaczęła go wyzywać, ale reszta stadionu tego nie podłapała, a wręcz przeciwnie - zagłuszyła tę grupę prodopingiem.

Sielanka skończyła się w przerwie. Przed rozpoczęciem drugiej połowy "młyn" przypomniał sobie o istnieniu wychowanka, który dopuścił się "zdrady", i ryknął: "Ch** ci na imię! Mączyński, Ty sk***". Kwadrans później kibice Wisły wymienili "uprzejmości" z fanami Śląska, ale na tym negatywne incydenty się skończyły. Poważnym zgrzytem było jednak to, że fani Białej Gwiazdy zapomnieli o ludziach, dzięki którym w poniedziałek w ogóle mogli pojawić się na stadionie.

Obok Błaszczykowskiego w skład grupy ratunkowej weszli przede wszystkim prezes Rafał Wisłocki, były prezes i były właściciel Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski, Jarosław Królewski, Tomasz Jażdżyński i Piotr Obidziński. Bez ich poświęcenia kibice Wisły mogliby teraz planować wyjazdy do Giebułtowa, Słomnik czy Pcimia, a nie witać w domu Błaszczykowskiego.

Czytaj również -> Błaszczykowski bohaterem Wisły też na boisku

Wisłocki stanął na czele zarządu Wisły dzień po tym, jak Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN zawiesiła licencję Białej Gwiazdy na grę w Lotto Ekstraklasie. Kancelaria Leśnodorskiego pomogła klubowi wyplątać się z umowy z Vanną Ly i Matsem Hartlingiem, a także odzyskać licencję. To także dzięki Leśnodorskiemu w pomoc Wiśle zaangażował się Obidziński - ceniony ekspert z zakresu restrukturyzacji przedsiębiorstw. A pomagając Białej Gwieździe, Leśnodorski mocno naraził się kibicom Legii, którzy "uznali go niegodnym podania mu ręki". Więcej o tym TUTAJ.

Królewski, przyjaciel Wisłockiego z czasów młodości, najpierw rozkręcił zbiórkę pieniędzy, potem sam z własnych środków spłacił zobowiązania wobec Martina Kostala, by w końcu wraz z Błaszczykowskim i Jażdzyńskim zrzucić się po 1,33 mln zł na pożyczkę. Jego rola nie ograniczała się tylko do pomocy finansowej. Został jednym z pełnomocników klubu, akcelerował działania kibiców i był głosem "nowego otwarcia" w mediach.

Ludzie, którzy podjęli się straceńczej misji ratowania Wisły, którzy poświęcili temu swój prywatny czas, reputację i wsparli klub pieniędzmi, zasłużyli na coś więcej niż tylko podziękowania w Internecie, wiadomość od wdzięcznego kibica na telebimie i poklepywanie po plecach, gdy zostaną wyłowieni w tłumie.

Źródło artykułu: