Liga Mistrzów 2019. Bayern - Liverpool. Juergen Klopp - specjalista od przegrywania

Getty Images / Julian Finney / Na zdjęciu: Juergen Klopp
Getty Images / Julian Finney / Na zdjęciu: Juergen Klopp

Sześć z rzędu przegranych finałów - oto "dorobek" Juergena Kloppa. W środę może okazać się, że z Ligi Mistrzów odpadnie już w 1/8, a w Premier League roztrwonił aż dziesięciopunktową przewagę nad Manchesterem City.

Juergena Kloppa trudno nie lubić. Szczery, uśmiechnięty, energiczny trener. Zawsze po meczu przybija "piątki" ze wszystkimi piłkarzami, nawet rywali, dziękując im za rywalizację. Bije od niego niekłamany szacunek dla przeciwnika. Jego zawodnicy byliby skłonni rzucić się w ogień za swoim trenerem.

Do tego z przyjemnością ogląda się prowadzone przez niego zespoły, które grają szybko, z polotem i zdobywają mnóstwo bramek. Ma jednak jeden, felerny defekt - przegrywa w najważniejszych momentach. I to seriami.

Koszmarny Bayern

Jeśli prowadzisz jakikolwiek klub w Niemczech i chce odnosisz sukcesy, to musisz pokonywać Bayern. Kloppowi udało się to w lidze. Borussia Dortmund, którą wyciągnął z kryzysu, dwukrotnie ograła wielki Bayern.

ZOBACZ WIDEO Liverpool na krawędzi? "Może się okazać, że przegrali ligę i została im tylko Liga Mistrzów"

Jednak gdy patrzył cały świat, Klopp i jego ekipa nie podołała. To był 2013 rok. W finale Ligi Mistrzów zmierzył się z nikim innym, jak właśnie z Bayernem. W składzie BVB było aż trzech Polaków, którzy byli wiodącymi postaciami. Mowa oczywiście o Robercie Lewandowskim, Jakubie Błaszczykowskim i Łukaszu Piszczku. Bayern wygrał jednak 2:1, a Arjen Robben zwycięskiego gola strzelił tuż przed końcem meczu.

Klopp z pewnością nie przypuszczał, że przegrany finał zapoczątkuje serię tragedii w sześciu aktach. Już rok później Borussia ponownie znalazła się w finale rozgrywek. Tym razem w Pucharze Niemiec, ale rywalem był rzecz jasna Bayern. Prowadził go już Pep Guardiola i Klopp ponownie obszedł się smakiem. Stracił dwa gole w dogrywce i puchar pojechał do Monachium.

Czytaj teżRobert Lewandowski gra o marzenia. W środę mecz Bayern Monachium - Liverpool FC

Kanonada przegranych finałów trwała rok w rok. Znów 12 miesięcy Klopp musiał czekać na kolejne upokorzenie - trzecie z rzędu. Wydawało się, że tym razem powinno się udać. Przecież Borussia w półfinale odprawiła z kwitkiem faworyzowany Bayern. W finale czekał Wolfsburg, teoretycznie łatwiejszy rywal. Nic z tego. Wilki po fantastycznej drugiej połowie wygrały 3:1. Klopp pożegnał się z Borussią po trzech przegranych finałach.

Era Liverpoolu

Pod koniec 2015 roku Klopp znalazł zatrudnienie w Liverpoolu i... przyspieszył przegrywanie finałów. Już w 2016 roku do swojej kolekcji dołożył dwa kolejne niepowodzenia. Najpierw w Pucharze Ligi Angielskiej znalazł się na Wembley, gdzie czekał na niego Manchester City i w rzutach karnych lepsi okazali się The Citizens.

Kilka miesięcy później zagrał w finale finałów. Tak należałoby określić Ligę Europy. Wygranie tych rozgrywek dałoby awans do Ligi Mistrzów, bo w Premier League The Reds zawodzili. Wydawało się, że Sevilla zostanie odprawiona, ponieważ po pierwszej połowie Liverpool prowadził. W drugiej zmarnował jednak szanse, a Klopp przegrał piąty z rzędu finał.

Ostatni akt tragedii miał miejsce niecały rok temu. Znów finał Ligi Mistrzów i tym razem antybohaterem został Loris Karius. Koszmarne interwencje Niemca, na dodatek kontuzja będącego w kapitalnej formie Mohameda Salaha, pogrzebały Liverpool. Real Madryt był za mocny tego dnia.

Czytaj teżRobert Lewandowski spróbuje przerwać klincz

Liverpool jest skazany na wygrywanie trofeów. Ile można pięknie grać i strzelać po kilka goli drużynom pokroju Burnley, Southampton czy Cardiff City? Nie po to kupuje się bramkarza za 75 mln euro, czy środkowego obrońcę za taką samą kwotę. Przecież Klopp w Liverpoolu wydał na nowych zawodników w sumie 430 mln euro.

Ten sezon jest kluczowy. Kluczowy będzie też środowy mecz w Lidze Mistrzów z Bayernem Monachium. Jeśli The Reds odpadną, a później przegrają mistrzostwo Anglii, to cała wina spadnie na barki Kloppa, ponieważ pod koniec roku miał już 10 punktów przewagi nad Manchesterem City. Dzisiaj Liverpool ma... punkt straty do The Citizens. A co więcej, ekipa Guardioli wygląda jakby narodziła się na nowo. Licząc wszystkie rozgrywki, wygrała dziesięć meczów z rzędu.

Klopp jest w Liverpoolu już od października 2015 roku, poprowadził drużynę w blisko 200 meczach, ale klubowa gablota nie wzbogaciła się przez ten czas o ani jedno trofeum. - Czy naprawdę to jakim jestem trenerem, pokazują tylko wygrane puchary? Nie sądzę. Moim zdaniem ważne są też inne rzeczy, które wpływają na to, że klub się rozwija - powiedział w grudniu dla "Four Four Two" Juergen Klopp.

Nie każdy kibic Liverpoolu zgodzi się z tym stwierdzeniem. Początek meczu Bayern - Liverpool w środę o godzinie 21.

Komentarze (5)
avatar
update
14.03.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Niejedna drużyna klubowa chciałaby być w finale, czy to Pucharu Ligi, czy Ligi Europy, nie mówiąc o prestiżowej Lidze Mistrzów. Bycie w finale to sukces sam w sobie. Pewnie jest na świecie wiel Czytaj całość
avatar
Piotr Mil
13.03.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ten Lewandowski to gorzej niz 0 moze grac w lidze wiejskiej, czas by go wyrzucili z tego zespolu...liga niemiecka jedna z najslabszych lig europy, ktore zagraly w lidze mistrzow... 
avatar
franek
13.03.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Można stracić 20 pkt i nie zmieni to pozycji bo inni też z gubią a wystarczy 2porazki i 2 remisy żeby stracić 10 pkt a przez cala rundę wiosenna to nie problem 
avatar
zszywacz
13.03.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Klopp to jeden z najlepszych trenerów na świecie i nic tego nie zmieni. 
avatar
Tomek Bańko
13.03.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jak się traci 10 punktów to kiepsko