Juergena Kloppa trudno nie lubić. Szczery, uśmiechnięty, energiczny trener. Zawsze po meczu przybija "piątki" ze wszystkimi piłkarzami, nawet rywali, dziękując im za rywalizację. Bije od niego niekłamany szacunek dla przeciwnika. Jego zawodnicy byliby skłonni rzucić się w ogień za swoim trenerem.
Do tego z przyjemnością ogląda się prowadzone przez niego zespoły, które grają szybko, z polotem i zdobywają mnóstwo bramek. Ma jednak jeden, felerny defekt - przegrywa w najważniejszych momentach. I to seriami.
Koszmarny Bayern
Jeśli prowadzisz jakikolwiek klub w Niemczech i chce odnosisz sukcesy, to musisz pokonywać Bayern. Kloppowi udało się to w lidze. Borussia Dortmund, którą wyciągnął z kryzysu, dwukrotnie ograła wielki Bayern.
ZOBACZ WIDEO Liverpool na krawędzi? "Może się okazać, że przegrali ligę i została im tylko Liga Mistrzów"
Jednak gdy patrzył cały świat, Klopp i jego ekipa nie podołała. To był 2013 rok. W finale Ligi Mistrzów zmierzył się z nikim innym, jak właśnie z Bayernem. W składzie BVB było aż trzech Polaków, którzy byli wiodącymi postaciami. Mowa oczywiście o Robercie Lewandowskim, Jakubie Błaszczykowskim i Łukaszu Piszczku. Bayern wygrał jednak 2:1, a Arjen Robben zwycięskiego gola strzelił tuż przed końcem meczu.
Klopp z pewnością nie przypuszczał, że przegrany finał zapoczątkuje serię tragedii w sześciu aktach. Już rok później Borussia ponownie znalazła się w finale rozgrywek. Tym razem w Pucharze Niemiec, ale rywalem był rzecz jasna Bayern. Prowadził go już Pep Guardiola i Klopp ponownie obszedł się smakiem. Stracił dwa gole w dogrywce i puchar pojechał do Monachium.
Czytaj też: Robert Lewandowski gra o marzenia. W środę mecz Bayern Monachium - Liverpool FC
Kanonada przegranych finałów trwała rok w rok. Znów 12 miesięcy Klopp musiał czekać na kolejne upokorzenie - trzecie z rzędu. Wydawało się, że tym razem powinno się udać. Przecież Borussia w półfinale odprawiła z kwitkiem faworyzowany Bayern. W finale czekał Wolfsburg, teoretycznie łatwiejszy rywal. Nic z tego. Wilki po fantastycznej drugiej połowie wygrały 3:1. Klopp pożegnał się z Borussią po trzech przegranych finałach.
Era Liverpoolu
Pod koniec 2015 roku Klopp znalazł zatrudnienie w Liverpoolu i... przyspieszył przegrywanie finałów. Już w 2016 roku do swojej kolekcji dołożył dwa kolejne niepowodzenia. Najpierw w Pucharze Ligi Angielskiej znalazł się na Wembley, gdzie czekał na niego Manchester City i w rzutach karnych lepsi okazali się The Citizens.
Kilka miesięcy później zagrał w finale finałów. Tak należałoby określić Ligę Europy. Wygranie tych rozgrywek dałoby awans do Ligi Mistrzów, bo w Premier League The Reds zawodzili. Wydawało się, że Sevilla zostanie odprawiona, ponieważ po pierwszej połowie Liverpool prowadził. W drugiej zmarnował jednak szanse, a Klopp przegrał piąty z rzędu finał.
Ostatni akt tragedii miał miejsce niecały rok temu. Znów finał Ligi Mistrzów i tym razem antybohaterem został Loris Karius. Koszmarne interwencje Niemca, na dodatek kontuzja będącego w kapitalnej formie Mohameda Salaha, pogrzebały Liverpool. Real Madryt był za mocny tego dnia.
Czytaj też: Robert Lewandowski spróbuje przerwać klincz
Liverpool jest skazany na wygrywanie trofeów. Ile można pięknie grać i strzelać po kilka goli drużynom pokroju Burnley, Southampton czy Cardiff City? Nie po to kupuje się bramkarza za 75 mln euro, czy środkowego obrońcę za taką samą kwotę. Przecież Klopp w Liverpoolu wydał na nowych zawodników w sumie 430 mln euro.
Ten sezon jest kluczowy. Kluczowy będzie też środowy mecz w Lidze Mistrzów z Bayernem Monachium. Jeśli The Reds odpadną, a później przegrają mistrzostwo Anglii, to cała wina spadnie na barki Kloppa, ponieważ pod koniec roku miał już 10 punktów przewagi nad Manchesterem City. Dzisiaj Liverpool ma... punkt straty do The Citizens. A co więcej, ekipa Guardioli wygląda jakby narodziła się na nowo. Licząc wszystkie rozgrywki, wygrała dziesięć meczów z rzędu.
Klopp jest w Liverpoolu już od października 2015 roku, poprowadził drużynę w blisko 200 meczach, ale klubowa gablota nie wzbogaciła się przez ten czas o ani jedno trofeum. - Czy naprawdę to jakim jestem trenerem, pokazują tylko wygrane puchary? Nie sądzę. Moim zdaniem ważne są też inne rzeczy, które wpływają na to, że klub się rozwija - powiedział w grudniu dla "Four Four Two" Juergen Klopp.
Nie każdy kibic Liverpoolu zgodzi się z tym stwierdzeniem. Początek meczu Bayern - Liverpool w środę o godzinie 21.