El. ME 2020: Austria - Polska. Jerzy Brzęczek zagra u siebie

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek

"Der kleine Prinz", czyli mały książę - taki pseudonim miał w Austrii Jerzy Brzęczek. W końcu Austriakom łatwiej było wymówić to, niż jego nazwisko. Trener Biało-Czerwonych wraca do znajomych stron.

- Zawsze lubię tu wracać, ale sporo zmieniło się w Austrii przez te kilkanaście lat. Patrząc na to, ile lat tu spędziłem i jaki to był okres, wspominam to z wielkim sentymentem - mówił na przedmeczowej konferencji Jerzy Brzęczek. Dzięki niemu czwartkowy mecz z Austrią zyskuje dodatkowy kontekst. Tam obecny selekcjoner spędził większość swojej kariery zawodniczej. Austria była też rywalem Biało-Czerwonych, kiedy jako piłkarz debiutował w 1992 roku w narodowych barwach.

306 - tyle meczów rozegrał Brzęczek w austriackiej Bundeslidze. To szósty najlepszy wynik, jeśli chodzi o obcokrajowców. Zdecydowaną większość zagranicznej kariery spędził w Innsbrucku oddalonym od Wiednia o około 500 km. Tam zapracował na przydomek "der kleine Prinz", a później i na opaskę kapitana.

Dobry klimat

Austriackie powietrze sprzyjało nie tylko Brzęczkowi. Pod Alpami do pełni zdrowia wrócił jego najstarszy syn Patryk. Potem w Innsbrucku na świat przyszedł drugi z nich, Robert. Dla człowieka, którego sport wypełniał większość życia, to było miejsce idealne. Mieszkańcy jeśli nie mają bzika na punkcie sportów zimowych, to albo pałają się graniem w hokeja czy piłkę nożną.

Jerzy Brzęczek: Numerem 1 jest Wojciech Szczęsny

ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Austria - Polska. To będzie mecz walki. "Wsadzą łokieć w żebra, nie odstawią nogi"

Pomocnik zdążył już dawno przekroczyć barierę stu meczów w rodzimej lidze, zdobyć srebro igrzysk olimpijskich, zanim wyjechał do Austrii. Było to latem 1995 roku. Po kilku miesiącach gry w GKS-ie Katowice w końcu spełnił marzenia o zagranicznym transferze. Kiedy już wszedł, to jak po swoje. Brzęczek szybko przebił się do wyjściowego składu, a jego Tirol - ku zaskoczeniu Austriaków - stał się realnym kandydatem do mistrzostwa kraju.

Po tytuł zawodnicy z Innsbrucka sięgnęli dopiero w 2000 roku. Do tej pory Brzęczek zdążył zrobić sobie m.in. półtoraroczną przerwę na grę w Izraelu. Wtedy dwukrotnie wygrał ligę austriacką i nawiązał bardzo ciekawe znajomości. Najpierw pomocnik spotkał rodaka, Radosława Gilewicza, z którym dziś pracuje w reprezentacji. Z kolei przez osiem miesięcy w Innsbrucku razem ze Stanisławem Czerczesowem trenowali pod okiem Joachima Loewa. - Podpatrywanie, jak obecny selekcjoner reprezentacji Niemiec wówczas pracował i jak zachowywał się jako człowiek, stanowiło oczywiście dla mnie niezapomnianą lekcję - mówił Brzęczek katowickiemu "Sportowi".

- Mówiłem ci, że nasz Tirol był wyjątkowy, to było coś więcej niż zespół - powiedział Gilewiczowi Czerczesow (cyt. "Przegląd Sportowy"). Coś w tym musiało być, skoro potem cała czwórka podjęła pracę w swoich reprezentacjach.

Na wariackich papierach

Ekipa Brzęczek-Czerczesow-Loew posypała się przez problemy finansowe Tirolu. Klub próbował wejść do Ligi Mistrzów, ale bezskutecznie. Latem 2001 roku Austriacy rywalizowali z Lokomotiwem Moskwa w kuriozalnych okolicznościach. W rewanżu sędzia ukarał Władimira Pimienowowa drugą żółtą kartką, ale nie pokazał mu kartki czerwonej. Tirol przegrał, ale złożył odwołanie. UEFA rozpatrzyła je pozytywnie.

Mistrzowie Austrii dostali drugą szansę, by odrobić dwubramkową stratę. Federacja nakazała powtórzenie rewanżowego meczu, w którym Jerzy Brzęczek zdobył jedną z najpiękniejszych bramek w swojej karierze. Piłka po mocnym strzale nabrała rotacji, uderzyła w poprzeczkę, potem słupek i trafiła do siatki.

Wysiłek na nic. Nie udało się pójść za ciosem i Lokomotiw przeszedł dalej.

Tirol zdołał obronić tytuł mistrza kraju, ale nie zdążył kolejny raz podejść do Ligi Mistrzów. Prezydent klubu Martin Kerscher snuł mocarstwowe plany, ale nie potrafił pilnować finansów. Tirol Innsbruck nie dostał licencji na sezon 2002/2003, zaraz po tym klub ogłosił niewypłacalność, a piłkarze dostali wolną rękę w poszukiwaniu nowych drużyn.

Już wtedy "Papież" wiedział, że zachód wcale nie jest ziemią obiecaną. Przed drugim podejściem w Tirolu zaliczył też epizod w LASK Linz, było to w 1998 roku. Klub kusił reprezentanta Polski niezłymi pieniędzmi. Niebawem wszystko okazało się bujdą na resorach. Jesienią jak kamień w wodę zniknął szef klubu, Wolfgang Rieger i jego rzekoma fortuna. Biznesmen został skazany, potem uciekał do Francji, aż w końcu zainteresował się nim Interpol.

Na początku 1999 roku piłkarz postanowił zrobić sobie przerwę od Austrii i wyjechał na półtora roku do Maccabi Hajfa.

Do trzech razy sztuka

Po upadku Tirolu w 2002 roku, Brzęczek pozostał w Austrii. Najpierw grał w Sturmie Graz - tam z czasem popadł w niełaskę trenera Michaela Petrovicia. Sturm nie radził sobie w lidze, a wszyscy zachodzili w głowę czemu wobec tego Brzęczek siedzi na trybunach zamiast ratować zespół. Pomocnik uwolnił się i na rundę wiosenną sezonu 2003/2004 przeszedł do FC Kaernten - tam zobaczył, jak to jest spaść z ligi.

Latem dokonał się trzeci powrót do Innsbrucka. Tirolu już nie było, zamiast niego pojawił się Wacker prowadzony przez Czerczesowa. Brzęczek skończył swoją przygodę piłkarską w Austrii w 2007 roku. Do tej pory z Wackerem nie udało się powtórzyć sukcesów, jakie osiągali, kiedy w Innsbrucku był Tirol. Na domiar złego, Brzęczek rozstał się z klubem w nie najlepszych okolicznościach.

Wacker tylko dzięki problemom Grazera nie spadł wtedy z ligi. Na finiszu sezonu zespół przegrał aż 1:6. Brzęczek był wściekły. Ambicja i wola walki nie pozwalały mu przechodzić obojętnie obok takich spotkań. Na wakacjach we Włoszech zdecydował, że nie wróci do Innsbrucka i przy okazji skrytykował w mediach kierownictwo klubu.

Jerzy Brzęczek jednak chętnie wraca do Austrii. W Wiedniu zrobił jeden z pierwszych kursów trenerskich UEFA A. Długo obserwował tamtejsze kluby i odwoływał się do ich gry i sposobów działania podczas kariery w Polsce. Po latach spędzonych w Austrii została mu również bardzo dobra znajomość języka niemieckiego. Przekonał się o tym tłumacz podczas środowej konferencji. Selekcjoner wyratował z opresji tłumacza, który zagubił się podczas tłumaczenia pytania o Roberta Lewandowskiego.

- Był liderem drużyny, prawdziwym przywódcą. Często tacy piłkarze zostają potem trenerami. Wspominam go niezwykle pozytywnie - chwalił Brzęczka na konferencji trener rywali, Franco Foda. Niemiec miał okazję prowadzić srebrnego medalistę IO w Sturmie Graz. Teraz obaj zmierzą się jako trenerzy na austriackiej ziemi.

Czytaj też: Valentino Lazaro - wschodząca gwiazda naszych rywali 

Komentarze (1)
avatar
Akairis
21.03.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Odwiedzi wykładane przez siebie kafelkami miejsca :)