Michał Kołodziejczyk: Piątek, Piąteczek, Piątunio (komentarz)

Po przeciętnym meczu Polacy wygrali najtrudniejszy mecz w grupie. Nie otwierałbym szampanów i nie świętował awansu na Euro 2020. Mamy Krzysztofa Piątka, nie drużynę.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Krzysztof Piątek PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Krzysztof Piątek

Michał Kołodziejczyk z Wiednia

Wszedł na boisko, bo sytuacja zmusiła do tego Jerzego Brzęczka, kiedy kontuzję zgłosił Piotr Zieliński. Do końca meczu pozostawało pół godziny, ale nie bardzo wiadomo było, w jakim ustawieniu zagrają w związku z tym Polacy. Dyskusje o tym, czy w ataku reprezentacji zmieści się Krzysztof Piątek i Robert Lewandowski trwały mniej więcej, od kiedy ten pierwszy trafił do Milanu. Trener Brzęczek powtarzał, że to nie od liczby napastników zależy ofensywna gra jego drużyny. Wydawało się, że Piątek może Lewandowskiego ewentualnie zmienić w końcówce, bo na dwie wieże grano kiedyś, ale w NBA.

Piątek w Wiedniu potrzebował dziesięciu minut, by strzelić jedynego gola w meczu. Dobił strzał Tomasza Kędziory, z bliska. Teoretycznie taką sytuację mógłby wykorzystać i Arkadiusz Milik, który został zmieniony w przerwie, ale to Piątek jest jak magnes - przyciąga piłki, a pozycji do strzału szukałby nawet wznawiając grę z autu. Widocznie piłkarskie prawa są takie, że jak ktoś jest w gazie i seryjnie zdobywa bramki, nie zostawia się go na ławce rezerwowych, tylko pozwala grać licząc na to, że będzie jak zwykle - w odpowiednim czasie i miejscu.

Krzysztof Piątek - urodzony żeby strzelać. Co myśli o nim jego ojciec? CZYTAJ TUTAJ  nasz reportaż

Wygraliśmy najtrudniejszy mecz w grupie - z Austrią w Wiedniu, mecz, który może ustawić nas w roli faworytów do wygrania całej grupy. Radziłbym jednak lód przeznaczony do schłodzenia szampana przeznaczyć na głowy. Polacy mają za sobą przeciętne spotkanie, zanim strzelili gola, razili błędami w rozegraniu i dziurami w obronie. A kiedy Austria rzuciła już wszystko do przodu, mogli stracić gola na dwa minuty przed końcem i wrócić do Polski z poczuciem niewykorzystanej szansy. Zwycięstwo załatwił nam Piątek i jego pistolety, a nie wyszukana taktyka czy wyraźna różnica w klasie gry. W pierwszej połowie to gospodarze rozdawali karty, a my zastanawialiśmy się, czy to, co widzimy, to na pewno pomysł na reprezentację, na którego wymyślenie Brzęczek dostał sześć meczów jesienią ubiegłego roku.

ZOBACZ WIDEO Krychowiak: z Austrią zagraliśmy bardzo dobrze, ale nie wszystko jest perfekcyjnie

Polacy nadal najlepiej grają, kiedy biega dwóch skrzydłowych, a kiedy chociaż jeden z nich tak szybko jak w Wiedniu Kamil Grosicki, robi się żwawiej od samego wiatru, który produkuje. Polska w Wiedniu pokazała też Europie dojrzałego kapitana, bo bez wątpienia Lewandowski należał do kluczowych graczy - zgarniał wszystkie piłki, podawał, nie dał się przestawiać i świetnie podawał. Być może taką rolę będzie odgrywał w tych eliminacjach - nie musi strzelać, zrobi miejsce innym przed bramką. Dobrze w obronie zagrał też Jan Bednarek, który kilka razy uratował Polaków w beznadziejnych sytuacjach.

To, że mamy kilku zawodników, którzy pokazali się z dobrej strony, i to że wygraliśmy, wcale nie oznacza, że mamy drużynę. Nie mamy. Mamy zlepek piłkarzy o dużych umiejętnościach. Nie wiem, czy to był mecz założycielski reprezentacji Brzęczka, jak zwycięstwo Polaków z Niemcami za Adama Nawałki. Myślę, że ani rywal tej samej klasy, ani gra nie pozwala na taką tezę. Ale mamy za to pierwsze zwycięstwo Brzęczka-selekcjonera i to wtedy, kiedy było nam najbardziej potrzebne. W niedzielę w Warszawie z Łotwą powinno grać się łatwiej, bo bez ciężaru presji na plecach biega się szybciej i do głowy przychodzą lepsze pomysły.

Jak ocenisz grę Polaków?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×