Anna Woźniak: Panie trenerze, za nami ciężki, ale owocny sezon zakończony awansem do I ligi.
Wiesław Wojno: Ten awans nie przyszedł nam łatwo. Opisowo można powiedzieć, że zdobyliśmy Mount Everest przy tych zawieruchach, niepewności w klubie, w szatni. Podziwiałem chłopaków, ale wytrzymali to, dali z siebie wszystko – nie 100 proc., ale 200 proc. Zrealizowali swoje marzenia, realizowali siebie i za to im dziękuję. Jeżeli tutaj zostanę, to liczę na nich, że z podobnym podejściem, profesjonalizmem będą grać i realizować się na boiskach I-ligowych.
Prowadzone są rozmowy co do I-ligowej przyszłości trenera?
- Jeżeli chodzi o mnie, to zrobiłem to co do mnie należało: przygotowałem listę zawodników, których należy zatrzymać w klubie, jak również plan przygotowań na rundę jesienną ze zgrupowaniami. Teraz piłeczka leży po stronie działaczy.
Wiem, że jest jedno miejsce w domu i wisi tam szczególna rzecz, która podobno przyniosła trenerowi szczęście. Wprowadzono również zakaz dotykania tego talizmanu.
- Bardzo przywiązuję się do tych klubów, w których pracuję. Ten szal otrzymany na prezentacji drużyny był dla mnie wyróżnieniem i oczekiwaniem ode mnie pewnej postawy. Realizacji celu. Wisi w takim miejscu, gdzie wchodzi się do domu i od razu widać, gdzie ten człowiek pracuje.
Na każdym meczu miał trener na widowni najwierniejszych kibiców.
- Rodzina dla mnie jest świętością. Tak wychowuję swoje dzieci, żeby były ze mną w dobrych i złych chwilach. I były.
Na wakacje najlepsze są Włochy?
- Tak, po raz kolejny już wybieram się właśnie do Włoch. Żona tęskni do tego klimatu, do tej kultury. Dużo wtedy zwiedzamy i jesteśmy tam szczęśliwi.
W samochodzie najchętniej słucha trener Tiny Turner.
- Nie lubię muzyki tego nowego pokolenia. Tina Turner swoją osobowością, swoim talentem, który kwitł nawet pod koniec jej kariery no i ten wspaniały głos - zauroczyła mnie. Jestem pod wrażeniem i bardzo często jej słucham.
Ciężko jest oddzielić życie rodzinne od pracy?
- Staram się odgradzać, chociaż żona mówi, że za dużo pracuję.
Czyli analizy meczów w domu również są.
- Przychodzę do domu i muszę przeanalizować mecz, przygotować się do kolejnego, niemniej jednak albo jestem pracoholikiem, albo profesjonalistą, albo i jedno i drugie.
Lubi trener korzystać z nowinek technicznych, mieć wszystko szczegółowo zaplanowane?
- Nie lubię bałaganu w sensie przygotowania. Muszę mieć to wszystko dopięte. Muszę powiedzieć, że to co zastałem w KSZO, było imponujące: te wspaniałe trybuny, pełne kibiców, wspaniała infrastruktura, klimat, kibice, jednak od wewnątrz klub wymaga dużej zmiany w organizacji. Standardu, bo jeżeli nie poprawimy tej organizacji, nie zachowamy tego standardu, to nie mówmy o poziomie pierwszoligowym.
Kibice są wymagającą widownią.
- Szybko kibice odwrócą się od nas, ode mnie, od zawodników, jeżeli nie będziemy spełniać ich oczekiwań. Jeżeli będą zwycięstwa, będą nas poklepywać, jeżeli ich nie będzie, to wiadomo, że ja szybko się tutaj pożegnam i z tym się liczę, bo kibic jest wspaniały, ale żąda. Dlatego będę rozmawiał o tych rzeczach. Przed zarządem, przed klubem jest wyzwanie, aby zrobić organizacyjny krok na przód, aby zespół mógł spokojnie utrzymać się w I lidze i grać na przyzwoitym poziomie. Na to liczę.