Wielu spodziewało się pewnie, że Błaszczykowski dogra sezon lub dwa w Wiśle i zakończy karierę, a w tym czasie, głównie zasługami i nazwiskiem, ściągnie na trybuny kibiców. A ci przychodzą na stadion, ale dla jego boiskowych popisów. To nie przypadek, że na trybunach podczas spotkania z Legią (4:0 dla Wisły) był komplet - 33 tysiące fanów "Białej Gwiazdy".
To Kuba napoczął Legię. Przeprowadził akcję na skrzydle, którą golem skończył Sławomir Peszko. Potem Kuba nie zawahał się podejść do rzutu karnego przed końcem pierwszej połowy i Legię znokautował. Po jego dwóch sierpowych goście byli już zamroczeni i nie otrząsnęli się do końca meczu.
Każdy w Wiśle wie, że pod presją piłkę podaje się Kubie. Pomocnik bierze na siebie największą odpowiedzialność za zespół, a w kluczowym momencie poda albo strzeli gola. Tak zachowuje się kapitan (Błaszczykowski jest nim od pierwszego meczu rundy wiosennej) i to głównie dzięki niemu w klubie zapanowała normalność. Drużyna stylem gry nawiązuje do najlepszych czasów w tym wieku, Legii tak wysoko nie ograła od 2010 roku, a Kuba gdzieś z boku znowu się odradza.
Czytaj także: Wisła Kraków - Legia Warszawa. Twitter zachwycony gospodarzami
Choć początek po powrocie z Niemiec miał średni, brakowało mu liczb, ale jego trzy ostatnie mecze w ekstraklasie to już koncert. Gdyby nie on, Wisła nie odniosłaby zwycięstwa w najważniejszych dla siebie spotkaniach: nie rozgromiłaby Korony (6:2), nie pokonała w derbach Cracovii (3:2) i kto wie, czy wygrałaby z Legią (4:0). W sumie Błaszczykowski po siedmiu meczach w koszulce "Białej Gwiazdy" ma już 4 gole i dwie asysty. A mogło być więcej.
Aż trudno uwierzyć, że przed rundą wiosenną ekstraklasy Kuba przez pół roku rozegrał tylko 19 minut w Wolfsburgu. To zawodnik, którego nie da się zatopić. Miał już przecież kończyć z reprezentacją po fatalnym mundialu; zresztą, który to już raz został skreślony. I znowu jest najlepszy.
Mateusz Skwierawski
Zobacz również: Adam Nawałka zwolniony z Lecha Poznań!
ZOBACZ WIDEO Serie A: Juventus kolejny krok bliżej mistrzostwa. Skromna wygrana dzięki rezerwowemu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]