Nażad Asaad. Od piłkarza do lekarza
W latach 2007-08 Nażad Asaad był piłkarzem ŁKS-u Łódź, ale postanowił skończyć profesjonalną karierę i zostać lekarzem. - Dziś wcale tego nie żałuję. Radość z pomagania ludziom na co dzień jest ogromna - podkreśla w rozmowie z WP SportoweFakty.
- W tej chwili jestem ratownikiem zarówno na oddziale medycyny wewnętrznej i chirurgicznej - mówi nam Nażad Asaad, który kilkanaście lat temu uznawany był za jeden z największych talentów piłkarskich Skandynawii i porównywano go do Cristiano Ronaldo.
Szweda jako nastolatka obserwował AC Milan, ale ostatecznie trafił do Udinese Calcio. Kariery we włoskiej Serie A jednak nie zrobił i wylądował w ŁKS-ie Łódź, w którym zagrał kilka meczów i nieoczekiwanie skończył profesjonalną przygodę z futbolem. Został w Polsce, skończył studia medyczne we Wrocławiu i obecnie jest na początku swojej nowej drogi życiowej.
Najtrudniejsza jest noc
Dochodzi godzina 6:00, pierwsze promienie słońca przebijają się przez chmury. Budzik oznajmia, że czas na sen już minął. Prysznic, poranna toaleta, śniadanie. W międzyczasie Nażad sprawdzi jeszcze telefon i zajrzy do dzieci. Na inne rzeczy nie ma już czasu, bo dzienny dyżur zaczyna się o 7:30. - Normalny dzień pracy kończy się wtedy po dziewięciu godzinach. Niemniej ostatnio rzadko można mnie spotkać na oddziale w tym czasie, bo dostaję wiele nocnych zmian. Jest mało lekarzy, a ja mogę już pracować samodzielnie - tłumaczy Asaad.
Noc jest dla najwytrwalszych. Praca zaczyna się o 15.30 i trwa aż 16 godzin. Często jest to wręcz nieprzerwana walka, ponieważ przywożeni są pacjenci po nagłych wypadkach. Czasami kończy się tylko na strachu, ale z reguły walka toczy się o życie. Zapalenie pęcherzyka żółciowego czy wyrostka robaczkowego, infekcje bakteryjne, krwawienia czy skomplikowane złamania wymagają bardzo szybkiego działania. Co prawda ratownik może zadzwonić po poradę, ale bywa i tak, że nie ma takiej możliwości.
- Moje najtrudniejsze sytuacje to takie, kiedy jestem sam i dostajemy bardzo chorego pacjenta z pogotowia, a ja nie jestem pewien co robić. Wtedy próbuję zadzwonić do lekarza specjalisty, ale on nie odpowiada, ponieważ ma np. operację. Muszę wówczas sam wszystko kontrolować i skupić się w stu procentach na tym, co robię. To jest ogromny stres i nerwy. Chociaż oczywiście najgorsze jest samo zmęczenie. Kiedy wracam do domu, jestem tak bardzo wyczerpany fizycznie i psychicznie, że jestem w stanie jedynie pobawić się trochę z moimi dziećmi, a potem kładę się spać. Jeśli zostanie mi trochę energii, to idę jeszcze na trening z drużyną czwartej ligi z mojego miasta - mówi Asaad.
Pobyt w ŁKS-ie pomógł w decyzji
Dziś piłka nożna jest dla Asaada już tylko hobby. Na początku XXI wieku wydawało się jednak, że będzie zupełnie inaczej. Ruchliwy, piekielnie szybki skrzydłowy o doskonałym dryblingu był jednym z najbardziej wyróżniających się graczy młodzieżowej reprezentacji Szwecji w swoim roczniku oraz nadzieją akademii Malmoe FF. Krajowe media porównywały go do Ronaldo, który właśnie wchodził do wielkiego futbolu. W 2005 roku został dostrzeżony przez skautów z Włoch i dostał szansę w Udinese. Tam jednak nigdy nie zadebiutował w pierwszym zespole. Przez dwa sezony był tylko zawodnikiem zespołu Primavery (juniorów U-19 - przyp. red.).
- Byłem daleko od rodziny, a mój agent okazał się fałszywym i złym człowiekiem. Powodował wiele kłopotów, a na dodatek łatwo było mnie oszukać. Sam też sobie nie pomagałem. Z czasem zacząłem tracić swoje umiejętności, bo przestałem prawidłowo się odżywiać i nie dbałem o siebie. Potrafiłem jeść np. kebaby i inne fast-foody przed treningiem czy meczami, a jakby tego było mało to chodziliśmy na imprezy nawet po przegranych bez poczucia jakiejkolwiek winy zamiast usiąść i zastanowić się dlaczego zagraliśmy słabo. Może zabrzmi to pospolicie, ale zabrakło mi wiedzy i profesjonalnego podejścia. W pewnym momencie miałem już dość piłki - nie kryje Asaad.
To stało się podczas pobytu Szweda w Polsce. Latem 2007 roku trafił on do ŁKS-u z nadzieją na przetarcie w futbolu seniorskim i wypromowanie się w naszej lidze. Na podobną rzecz liczyli w klubie z aleji Unii Lubelskiej: "działacze dobrze wiedzą, że przed Asaadem wielka przyszłość" - pisał nieistniejący już Magazyn Futbol. Czas pokazał jednak co innego. W pierwszym sezonie młody skrzydłowy grał tylko w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy, gdyż nie mógł przebić się przez konkurencję takich graczy jak Łukasz Madej, Robert Szczot czy Sebastian Mila. Kolejny zaskakująco zaczął w podstawowym składzie pierwszej drużyny, ale już po debiucie z Odrą Wodzisław Śląski (0:0) usiadł na ławce rezerwowych i praktycznie się z niej nie podnosił. Skończyło się po pół roku na zaledwie trzech występach ligowych oraz siedmiu pucharowych. Łącznie na murawie spędził około 500 minut.ŁKS na dobrej drodze, by wrócić do Lotto Ekstraklasy
Sam mógł walczyć o życie
Na korytarzu szpitala w Karlskodze słychać dzwonek, Nażad musi biec na salę. Na szczęście tym razem czyjeś życie nie będzie zagrożone, skończy się tylko na założeniu opatrunku i pacjent będzie mógł spokojnie wracać do domu. - Postawiłem na medycynę, ponieważ chciałem czegoś związanego z adrenaliną i odpowiedzialnością. Znajduje dużo satysfakcji, kiedy mogę pomóc. Chociaż skłamałbym mówiąc, że są same pozytywy. Zdarzają się również bardzo trudne momenty, a najgorzej jest, kiedy ja i moi koledzy nie jesteśmy w stanie uratować życia młodych osób. Gdy umierają starsi ludzie, nie ma to na mnie większego wpływu, ponieważ taki jest ciąg życia, ale młodzi... To zawsze jest trudne dla naszej psychiki. Szczególnie kiedy musimy stawać przed ich rodziną czy krewnymi, by wyjaśnić, że nie udało nam się ich uratować - opowiada Asaad.
- Jako lekarz wciąż jestem jednak dumny z tego, co osiągam. Nie muszę więc myśleć o futbolu i o tym, że zbyt wcześnie zakończyłem karierę piłkarską. Czasem pojawiają się momenty, że brakuje mi tego, kiedy widzę moich dawnych kolegów z drużyny grających w niezłych ligach jak choćby Mladen Kascelan czy Paulinho. Niemniej jestem bardzo zadowolony z mojego życia. Oczywiście może gdybym nadal ciężko trenował i walczył na boisku to stałbym się niezłym graczem i osiągnął tyle co oni, ale skoro wszystko idzie dobrze, to nie ma czego żałować - dodaje.
Trudno ratować kogoś, kogo życie rozlało się po podłodze i kapie z 5. na 4. piętro
31-latek potrafi cieszyć się każdą chwilą podwójnie, bo wie, że wszystko mogło wyglądać inaczej. Zamiast walczyć o życie innych, mógł bowiem rywalizować każdego dnia o swoje przetrwanie. Urodził się bowiem w irackim Irbil, w kurdyjskiej rodzinie. - Kiedy w 1988 roku Saddam Hussein rozpoczął bombardowanie Kurdów, moja rodzina w trosce o bezpieczeństwo postanowiła uciec z tych terenów. Jako uchodźcy, z pomocą ONZ, trafiliśmy do Szwecji. Było to możliwe, bo moi rodzice są świetnie wykształceni, uczą w liceum. Między innymi dlatego to nas wytypowano i uzyskaliśmy pomoc w przenosinach, a moi trzej bracia urodzili się już tutaj - wspomina.
To właśnie dzięki nim Asaad nadal jest blisko profesjonalnego futbolu. Rebaz jest skautem, a Alan i Rebin grają w drugiej lidze szwedzkiej. Ten ostatni ponadto jest powoływany do reprezentacji Iraku. - Często oglądam ich mecze i doradzam, jak lepiej się prezentować. Mam nadzieję, że pewnego dnia zostaną piłkarzami dużego formatu. Sam natomiast chciałbym kiedyś zostać uznanym lekarzem sportowym oraz otworzyć własną akademię piłkarską w Malmoe lub założyć klub w niższej lidze, w którym szkoliliby się młodzi, utalentowani chłopcy z ulic tego miasta. Dać im dobre wykształcenie, a także uczynić z nich dobrych piłkarzy i obywateli... to byłoby coś - kończy.