Ireneusz Mamrot: Starałem się nie denerwować, ale pracować nad rozwiązaniem problemu

Newspix / KRYSTYNA PACZKOWSKA / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot
Newspix / KRYSTYNA PACZKOWSKA / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot

- Mam dystans do tego, co się dzieje wokół. Musimy umieć się od tego odciąć, bo to nigdy nie będzie pomagało w pracy - mówi w wywiadzie z WP SportoweFakty Ireneusz Mamrot i wierzy, że Jagiellonia Białystok skończy sezon na podium Lotto Ekstraklasy.

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Czy ostatnie tygodnie były najtrudniejszym okresem w pana karierze trenerskiej?

Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii Białystok: Myślę, że tak. Przez tyle lat pracy zdarzało mi się miewać ciężkie chwile, ale ta była naprawdę trudna i na dodatek przyszła, kiedy mieliśmy walczyć o to, by 2 maja zagrać na Stadionie Narodowym (finał Pucharu Polski - przyp. red.). Wyjątkowo nam nie szło. Dlaczego tak było? Ja mam na to prostą odpowiedź. Odeszło od nas kilku zawodników, a część nowych miała lub odniosła różne kontuzje. To na pewno miało wpływ zarówno na ich wkomponowanie do zespołu, jak i przygotowanie fizyczne. Spotkań było sporo w krótkim czasie, intensywność duża, a dodatkowo oni potrzebowali trochę czasu po tych zmianach. Teraz najlepiej widać tą różnicę na przykładzie Jesusa Imaza. Kiedy mocniej popracował podczas przerwy na mecze reprezentacyjne i nadrobił zaległości, to jego forma jest dużo wyższa.

Na początku kwietnia był taki "weekend zwolnień trenerów w Lotto Ekstraklasie". Czuł pan wtedy niepewność w kwestii dalszej pracy w Jagiellonii?

Powiem szczerze, że w ogóle nie myślałem o rzeczach, na które nie miałem wpływu. Zamiast tego wolałem mocniej skupić się na pracy i wyeliminowaniu błędów. Sam mam duży dystans do tego, co się dzieje wokół. My trenerzy musimy umieć się od tego odciąć, bo to nigdy nie będzie pomagało nam w pracy: zaczną się wahania, kalkulacje, zdejmowanie czy dokładanie obciążeń treningowych w tygodniu itd. A tak nie można! Trzeba normalnie pracować i robić to, co się zaplanowało. Narzucając na siebie dodatkową presję, można popełnić wiele błędów. Pomóc może tylko boisko i tak też było w naszym przypadku.

Zanim do tego doszło spadała na pana mocna krytyka.

Cóż, już wiele lat pracuje w piłce i wiem jak jest. Ja akurat widziałem cały czas, gdzie leży problem, dlatego starałem się nie denerwować, ale pracować nad jego rozwiązaniem. Większość krytyków nie podchodzi natomiast do kłopotów obiektywnie i trudno spodziewać się czegoś innego. Rozmawiałem z wieloma ludźmi i każdy podkreślał, że skoro było tyle roszad zimą, to muszą one się odbić na naszej postawie. Te osoby mówiły później, że zmiany są widoczne na pierwszy rzut oka w grze, ale jak ktoś tego nie dostrzegał, to nic nie można poradzić. A weźmy przykład Patryka Klimali - jesienią był czwartym napastnikiem, zaś wiosną nie dość, że został rzucony na głęboką wodę, to jeszcze w pewnym momencie został jedynym na swojej pozycji. To bardzo utalentowany chłopak i myślę, że osiągnie sporo, ale na dziś nie jest jeszcze gotowy, by cała gra w ataku opierała się tylko na nim. Krytycy nie brali jednak takich rzeczy pod uwagę.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Cudowny sezon Piątka. "Milan bardzo szybko uzależnił się od naszego napastnika"

Skoro mówimy o zmianach - kogo najbardziej brakowało panu w rundzie wiosennej?

Myślę, że Karola Świderskiego. Po odejściu Romana Bezjaka i Cilliana Sheridana byliśmy przekonani, że zostanie, ale sytuacja rozwinęła się dynamicznie. On nie chciał przedłużyć kontraktu, a klub za pół roku miałby dużo słabszą pozycję negocjacyjną (umowa obowiązywała tylko do końca grudnia - przyp. red.), więc to była praktycznie ostatnia szansa, by na nim zarobić. Po przeanalizowaniu sytuacji zdecydowano się go sprzedać, co niestety spowodowało spore osłabienie i potrzebowaliśmy czasu, by je wypełnić.

A gdybym zapytał pana o największe plusy i minusy pierwszej części rundy wiosennej?

Na pewno minusem było to, że nasza gra wyglądała w pewnym momencie słabiej niż tego chcieliśmy, ale zarazem plusem jest to, że potrafiliśmy wyjść z tak trudnego momentu. Poradziliśmy sobie z tym i osiągnęliśmy finał PP, a to wszystko na pewno scementowało zespół i wpłynęło na niego pozytywnie przed decydującymi spotkaniami.

W nich będziecie musieli dać radę bez kontuzjowanego Arvydasa Novikovasa. To kolejny skrzydłowy wyeliminowany przez problemy zdrowotne.

Na pewno mamy trochę pecha. To wszystko są urazy mechaniczne, wynikające z kontaktu z rywalem, na które nie mamy żadnego wpływu. Natomiast co do samego Arvydasa - jego brak bez wątpienia jest dla nas dużym osłabieniem. To piłkarz potrafiący zrobić różnicę, szybki, nieprzyjemny dla przeciwnika. Będziemy musieli sobie jednak poradzić bez niego.

Czytaj więcej: Arvydas Novikovas wyeliminowany na kilka meczów z powodu urazu barku

Na razie w roli skrzydłowych dobrze sprawdzają się nominalni boczni obrońcy. W Poznaniu było ich aż 4 w podstawowym składzie.

Tak się jednak nie da w każdym meczu. W spotkaniu wyjazdowym z Lechem wiedzieliśmy, że przeciwnik potrzebuje wygranej i będzie się odkrywał, co chcieliśmy wykorzystać. To się sprawdziło - cała czwórka zagrała bardzo dobrze i to mnie cieszy, ale trzeba zaznaczyć, że w pewnym stopniu wynikało to ze wspomnianej taktyki oraz tego, iż chciałem trochę zaskoczyć rywala i ustawiłem wyżej Novikovasa, który jednak szybko doznał urazu. W meczach u siebie będziemy natomiast zmuszeni grać zupełnie inaczej - atakiem pozycyjnym. I tu liczę na Martina Kostala, gdyż to zawodnik z dużym potencjałem.

Z Lechem po raz pierwszy na środku obrony zagrała para Ivan Runje - Zoran Arsenić i wypadli świetnie. Teraz czeka pana spory dylemat, bo po zawieszeniu za kartki wróci Nemanja Mitrović i trzeba wybrać dwóch z tej trójki.

To fakt, że na tej pozycji jest duża rywalizacja. Ja jednak chciałem, by właśnie tak wyglądało to od początku, ale na starcie rundy wszystko pokrzyżowały kontuzje Andreja Kadleca i Jakuba Wójcickiego. Uważam, że lepiej mieć taką sytuację. Szczególnie że tych meczów trochę zostało i w razie problemów nie będzie trzeba się martwić o zastępcę. A pamiętajmy, że Runje ma już 7 kartek na swoim koncie, a Arsenić 6.

W następnym sezonie wejdzie przepis o obowiązku gry młodzieżowca i niektóre kluby będą już ogrywać takich piłkarzy w tych 7 ostatnich kolejkach. Pan też zamierza tak zrobić?

Nie jest to łatwe ze względu na oczekiwania, ale na pewno będę chciał powoli wprowadzać tych chłopaków. Wolałbym to jednak robić przy nieco lepszym wyniku, kiedy presja będzie nieco mniejsza. W tej chwili nadal jest ona spora, mimo że wygraliśmy 3 mecze z rzędu. Z drugiej strony teraz jest chyba na to najlepszy moment, bo czeka nas kolejny bardzo intensywny czas i granie co 3-4 dni, więc to na pewno jest szansa dla nich. Myślę tutaj głównie o Mikołaju Nawrockim, który ma spory potencjał i powinien pograć w tej rundzie. Podobnie Szymon Łapiński. Chociaż wszystko tak naprawdę zależy od tego, w jakiej będą dyspozycji.

Czytaj także: PZPN zmodyfikował przepis dotyczący tzw. młodzieżowca[url=/pilka-nozna/801945/wazna-decyzja-pzpn-federacja-zmienila-przepis-o-mlodziezowcu]

[/url]Jaki jest cel Jagiellonii na rundę finałową?

Musimy zająć miejsce, które zagwarantuje nam udział w europejskich pucharach. Wiadomo, że głównym celem jest Puchar Polski, ale nie zamierzamy nic sobie odpuszczać i będziemy grać o zwycięstwo także w każdym meczu ligowym, a jak będzie pokaże czas. Do gry w eliminacjach Ligi Europy może wystarczyć czwarta pozycja, ale zamierzamy powalczyć o trzecią. Na dziś to jest realne. W tej chwili strata do Piasta wynosi 6 punktów, więc na pewno jest to do odrobienia.

W dwóch ostatnich kolejkach zagracie z Legią i Lechią. Kibice żartują, że po raz trzeci z rzędu Jagiellonia będzie decydować o tytule.

Osobiście podchodzę do tego tak, że o mistrzostwie decyduje drużyna, która ma je w swoich rękach. Akurat rok temu w ostatniej kolejce nie wszystko zależało od nas, bo warunkiem była ewentualna porażka Legii. Ona jednak zrobiła swoje i wygrała. Przed moim przyjściem natomiast tak się wyniki poukładały, że rzeczywiście Jagiellonia mogła być mistrzem przy zwycięstwie w 37. kolejce. Czy jednak i tym razem walka będzie się toczyć do ostatniej chwili? Trudno powiedzieć, bo obaj zainteresowani zagrają między sobą dużo szybciej i wiele będzie zależało od tego meczu. Niemniej ogólnie rywalizacja w grupie mistrzowskiej zapowiada się ciekawie, gdyż na starcie wszystkie zespoły mają szansę na europejskie puchary i pewnie teraz kibicują Lechii w Pucharze Polski, by czwarty zespół też był pewny przepustki do nich. Ja to jednak doskonale rozumiem.

Myśli pan już o tym finale z Lechią?

Jedyne nad czym obecnie się zastanawiam w kontekście tego spotkania, to to, by już nikt nie wyleciał ze składu z powodu kontuzji. Najważniejsze byśmy dotrwali do tego meczu w komplecie, bo my i Lechia mamy za sobą już więcej spotkań niż reszta drużyn w najlepszej ósemce, a na dodatek czeka nas jeszcze jedno.

Czyli ewentualna seria rzutów karnych panu się jeszcze nie śni?

Szczerze przyznaję, że nie myślałem o tym. Rozumiem oczywiście pytanie i jego podtekst (Jagiellonia ma ogromny problem z wykorzystywaniem rzutów karnych w ostatnich dwóch sezonach - przyp. red.), ale jeszcze teraz nie ma czym zawracać sobie głowy. Czekają nas mecze w lidze z Lechem, Cracovią oraz Zagłębiem Lubin i to na nich najpierw musimy się skupić. A o Pucharze Polski będziemy myśleć już bezpośrednio przed starciem z Lechią.

Źródło artykułu: