Na oficjalnej stronie PZPN ukazał się tylko suchy komunikat, dlatego dla przeciętnego kibica było to coś zupełnie nieistotnego, typowe blablabla: "Mając na uwadze m.in. postanowienia Parlamentu Europejskiego oraz Rady UE w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych, Zarząd PZPN postanowił, że od 1 lipca 2019 roku wszystkie rozgrywki piłki nożnej odbywające się na terenie działania Wojewódzkiego Związku Piłki Nożnej, mogą być prowadzone wyłącznie przez związki - jako organizacje członkowskie PZPN - lub działając z ich upoważnienia jednostki organizacyjne danego WZPN, nie posiadające osobowości prawnej. Nowe przepisy przyniosą m.in. niższe opłaty dla klubów i uproszczenie procedur rejestracyjnych zawodników."
Ale dla amatorskiej piłki nożnej w całym kraju może mieć już konsekwencje. Nie można wykluczyć, że opłakane. Okręgowe Związki Piłki Nożnej, które dziś organizują rozgrywki, przestaną istnieć. Co to zmieni? Tak naprawdę nie wiemy tego, wiemy za to, że dziś OZPN-y robią w terenie sporo dobrego. Podam przykłady dwóch związków, czyli radomskiego i legnickiego. Akurat przedstawiciele tych dwóch byli na spotkaniu z prezesem PZPN, Zbigniewem Bońkiem i próbowali wpłynąć na zmianę przez niego decyzji.
Okręgi mocno pomagają klubom w sprawach organizacyjnych, zapewniają pomoc prawną, rozliczenia z Urzędem Skarbowym, pozyskują sponsorów, pomagają w staraniach o lepszą infrastrukturę, organizują turnieje (np. legnicki OZPN organizuje KGHM Cup, jeden z największych turniejów dla dzieci w Polsce) i tak dalej. Dla przykładu Dolnośląski Związek Piłki Nożnej, który ma przejąć obowiązki legnickiego, poważnych turniejów dla dzieci nie robi.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Mecz w Gdańsku obnażył polską piłkę. "Nikt nie powinien dolewać oliwy do ognia"
Tych plusów okręgowych związków trochę jest. Oczywiście są lepsze związki i są gorsze. W sumie okręgów jest 23, pozostały po starych związkach wojewódzkich.
Tak naprawdę Boniek okręgów nie likwiduje. Tylko zabiera im rozgrywki. A to oznacza, że nie będą nikomu potrzebne i ulegną samorozwiązaniu.
Podczas spotkania z przedstawicielami okręgów Boniek powiedział im wprost, że jemu działacz terenowy kojarzy się z w wódką i kieliszkiem. Pani Maria Kajdan, z Legnickiego OZPN, opowiadała, że potraktował ich obcesowo, jak pętaków. Miał się wywyższać i stwierdzić, że nie obchodzą go żadne klasy B i w ogóle, żeby się cieszyli, że się z nimi spotkał, ale nic to nie zmieni.
- Wie pan, on się ma za nie wiadomo kogo, a przez dwie kadencje nie wybudował nawet siedziby. Ja wybudowałam - żartuje pani Maria.
Nie dziwi mnie zachowanie prezesa wobec działaczy. Kto go zna, wie, że go na to stać. Za to dwójka, z którą się spotkał to ludzie kulturalni i na poziomie. Porównanie klasy Bońka i jego rozmówców nie wypada dobrze dla prezesa PZPN. Oczywiście to moje subiektywne odczucia, jednak jeśli ktoś się kojarzy w wódką i kieliszkiem, to raczej działacz ze szczytu niż ten z dołu. Można tu się kłócić, ale znam wielu działaczy PZPN i nie ma tu podziału: okręgowy działacz to pijany dziad z wąsem a działacz PZPN to młody człowiek z laptopem, który wie wszystko o futbolu.
Tam na dole jest armia społecznych działaczy, jedni są lepsi, inni gorsi. Jeden prezes działa społecznie i dostaje 1000 złotych zwrotów kosztów dojazdu, inny pracuje na pełny etat i dostaje 5 tysięcy wynagrodzenia. Ktoś załatwia sponsorów, na pewno znajdzie się też ktoś, kto ukradł kiełbasę i da się z tego zrobić artykuł. To jednak nie powinno być przedmiotem sporu. Na pewno związki okręgowe są głosem małych klubów i ten głos teraz im się zabierze. Co nie oznacza, że przestaną istnieć. Spokojnie, futbol nie upadnie, po prostu teraz niektórzy działacze będą mieli więcej pracy i mniejsze wpływy.
Czy dla klubów będzie taniej? To też nie jest jednoznaczne. Tu ciekawy cytat z "Echa Dnia": "Obecnie kluby z regionu radomskiego wpłacają rocznie z tytułu członkostwa 40 tysięcy złotych rocznie. To jedyna oszczędność o jakiej mówi PZPN. Warto jednak spojrzeć z drugiej strony, że radomski okręg pozyskuje rocznie 50 tys złotych od sponsorów i przekazuje je w formie sprzętu sportowego dla klubów".
Dlaczego w ogóle teraz dochodzi do takiej zmiany? Wedle moich informacji kilku baronów było poważnie zagrożonych utratą posady w kolejnym rozdaniu. Wśród nich sprzyjający Bońkowi Paweł Wojtala z Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej i przede wszystkim Andrzej Padewski, szef Dolnośląskiego ZPN. Ten drugi jest dla Bońka bardzo istotny, bo jest jego wiernym żołnierzem i załatwiał mu sporo głosów w wyborach. Zagrożeni baronowie to zagrożony zarząd PZPN. A więc zagrożona władza Bońka (i człowieka, którego będzie chciał obsadzić na stanowisku prezesa, o ile sam nie będzie mógł kandydować na kolejną kadencję).
Nie można też wykluczyć, że jest to wstęp do likwidacji wojewódzkich związków piłki nożnej. Przecież kilkanaście lat temu Boniek chciał scentralizować całą władzę, zapowiedział, że jemu wojewódzkie związki nie są potrzebne i posadziłby na stołkach dyrektorów. Dlatego mówiono, że jest niewybieralny, ponieważ to wojewódzkie i okręgowe związki mają główny wpływ na to kto zostanie wybrany na prezesa PZPN.
Dlatego Boniek zmienił front, wygrał wybory i wiele wskazuje na to, że po kilku latach wraca do swojego planu ale robi to krok po kroku. Po co? Dobre pytanie, na pewno nie dla polskiego futbolu, bo aż tak wielkiego znaczenia to nie ma. Gdyby na przykład wojewódzkie związki blokowały reformy, pewnie pisałbym inaczej, wspierał prezesa, atakował baronów.
ZOBACZ TAKŻE Wielki futbol zamyka drzwi przed polskim piłkarzem
Tyle tylko, że żadnych reform nie ma. A więc po co to wszystko? Dla siebie. Przypomnijmy, że jednocześnie podejmowane są dyskretne - na razie - próby wpłynięcia na rząd, by zmieniono ustawę. Tak by prezesi związków sportowych mogli startować na trzecią kolejną kadencję. To powinno dać do myślenia, jest to wszystko ewidentna próba zabetonowania istniejącego układu personalnego.
Okręgowe związki nie składają broni. 9 maja spotkają się w Radomiu, gdzie obmyślą plan działania. Wielu działaczy poczuło się zdradzonych przez baronów wojewódzkich, a to może dla wielu baronów oznaczać śmierć, przynajmniej w tych województwach, gdzie tzw. teren jest silniejszy niż centrala. Zapowiada się więc ciekawa wojna o wpływy w polskiej piłce.
ZOBACZ TAKŻE Polska Ekstraklasa na peryferiach Europy
Czy to kogoś obchodzi? Owszem, o ile ktoś gra w piłkę. A w piłkę w Polsce gra około 700 tysięcy osób. Sporo. Mamy fatalny poziom rozgrywek klubowych, szkolenie młodzieży leży, kompletnie zaniedbano edukację trenerów, można powiedzieć, że tu poważnie się cofnęliśmy. Już dziś piłkarsko jesteśmy bliżej trzeciego świata niż pierwszego, a ten pierwszy odjeżdża coraz szybciej, podczas gdy my stoimy na peronie. Wie to każdy, kto ogląda polską ligę, polskie drużyny młodzieżowe. Za to walka o władzę i zakulisowe gierki są u nas na najwyższym poziomie. Zawsze coś.