Po pierwszym spotkaniu półfinałowym Ligi Mistrzów wydawało się, że FC Barcelona tego dwumeczu już przegrać nie może. Po wygranej 3:0 na Camp Nou Blaugrana była już na autostradzie do finału LM. Tymczasem Liverpool pokazał, że niemożliwe nie istnieje, sensacyjnie odrobił straty, strzelając na Anfield aż cztery bramki. To dało The Reds upragniony awans.
- Trudno wyjaśnić to, co się stało. Dostaliśmy kolejny cios. Przepraszam naszych kibiców i partnerów klubu. Gratulacje dla Liverpoolu, który zagrał świetny mecz - mówi Josep Maria Bartomeu, prezydent katalońskiego klubu, cytowany prez sport.es.
Rok temu, także w sensacyjnych okolicznościach, Barcelona została wyeliminowana w ćwierćfinale przez Romę, choć w pierwszym meczu Blaugrana wygrała 4:1. W rewanżu zespół ze stolicy Włoch triumfował 3:0, awansując do półfinału dzięki bramce zdobytej na wyjeździe.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Kto w finale Ligi Mistrzów? "Pochettino ma plan"
- Trudno wyjaśnić to, co stało się w Liverpoolu i rok temu w Rzymie. Będzie czas na przemyślenia. Teraz skupiamy się na finale Pucharu Króla. Musimy się podnieść na duchu i w Copa del Rey zagrać w możliwie najlepszych nastrojach - podkreśla Bartomeu.
Kluczową dla losów dwumeczu bramkę Liverpool strzelił w 79. minucie spotkania na Anfield, wykorzystując nieuwagę Barcelony. Trent Alexander-Arnold dośrodkował wówczas do osamotnionego przy bramce Dumy Katalonii Divocka Origiego, ten zamienił podanie na gola.
- Nie mam wyjaśnienia, dlaczego tak się stało. To było zaskoczenie. Liverpool wykorzystał zamieszanie. Nie rozmawiałem jeszcze z piłkarzami o tej sytuacji. Dla nas to straszny wieczór - dodaje Bartomeu.
Zobacz także:
Liga Mistrzów 2019. Liverpool FC - Barcelona FC. Zbigniew Boniek przewidywał problemy mistrzów Hiszpanii
Liga Mistrzów 2019. Liverpool - FC Barcelona. Rzut rożny, o którym mówi cały świat. Oto jego tajemnica