"Dopóki piłka w grze", "to też tylko ludzie", "nie można myśleć, że się przegra jeszcze przed meczem", "historia zna nie takie przypadki", "trzeba zostawić serce", "nie można przestać wierzyć, bo wiara czyni cuda i przenosi góry". Przed misją skazaną na porażkę szuka się nadziei w banałach. Powtarza się je do niestrawności, a później niepowodzenie tłumaczy się tym, że przecież od początku było wiadomo, że nie było szans i można było liczyć tylko na cud.
W Liverpoolu we wtorkowy wieczór nie wydarzył się żaden cud. Liverpool FC wygrał 4:0 z wielką Barceloną po tym, jak tydzień wcześniej przegrał 0:3, bo w jednym miejscu i czasie zebrali się ludzie, którzy wiedzieli, że jest to możliwe. Zakładam, że w europejskiej piłce obecnie było to możliwe tylko w Liverpoolu, bo grupą świetnych piłkarzy zarządza tam lider, a nie szeryf - żeby doczekać takiego wieczoru w piłce nożnej, Liverpool musiał zejść się z Juergenem Kloppem.
Zobacz także: Liga Mistrzów 2019. Liverpool FC - FC Barcelona. Juergen Klopp: Nigdy tego nie zapomnę!
Słynny włoski trenerski geniusz Arrigo Sacchi na swoich wykładach zadawał kursantom pytanie, co tak naprawdę trenują: nogi czy umysły? Uświadamiał im, że na tym poziomie wszystkie drużyny mają mniej więcej taki sam poziom wytrenowania fizycznego, piłkarze są świetni technicznie, a taktykę wyssali z mlekiem matki. I być może głównym zadaniem trenera jest przygotowanie mentalne zespołu - tak, by zawodnicy uwierzyli, że w powtarzanych okrągłych zdaniach jest jednak coś więcej niż puste słowa.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Kto w finale Ligi Mistrzów? "Pochettino ma plan"
Klopp jest w tym mistrzem. W Liverpoolu można kupić pamiątki z czasów, kiedy przedstawiał się Anglii mówiąc o sobie: "The normal one", stawiając się w kontraście do Jose Mourinho, który wolał być traktowany, jako "special". Klopp, chyba lider rankingu osób wielkiego futbolu, z którym każdy kibic najchętniej umówiłby się na piwo, kupił nowe otoczenie tym, że w swojej wyjątkowości potrafił być zwyczajny.
W książce "Brave new world", która opisuje fenomen innego trenera, Mauricio Pochettino w Tottenhamie, zamieszczona jest grafika tłumacząca, czym różni się lider od szefa. Lider zdobywa szacunek, a nie zawdzięcza go autorytetowi, wytwarza entuzjazm, a nie powoduje strach, mówi "my", a nie "ja", pokazuje jak coś zrobić, a nie tylko wie, jak to zrobić, rozwija ludzi, a nie ich wykorzystuje do osiągnięcia celu, pyta a nie zarządza, mówi "chodźmy", a nie "idźcie". Nie wiem, czy Klopp tylko czytał tę grafikę czy ją tworzył. Bo w Liverpoolu stworzył mentalnego potwora, który pokazał, że niemożliwe naprawdę nie istnieje.
W tej samej książce Pochettino cytuje Alexa Fergusona, który dawał rady swoim młodym piłkarzom, żeby mimo wielkich kontraktów pamiętali, że pracują z normalnymi ludźmi. - Przyjedź do klubu wcześniej, choćby po to, by powiedzieć "cześć" w biurze prasowym. Żeby zajrzeć do pralni i przywitać się z pracującymi tam ludźmi. Żeby przybić piątkę z człowiekiem opiekującym się trawą na boisku. Bo jak przyjdą złe czasy i będziesz krytykowany, będziesz miał za sobą przynajmniej małą armię ludzi - mówił słynny trener Manchesteru United swoim zawodnikom. W internecie od początku pracy Kloppa w Liverpoolu pękały serduszka pod filmami o tym, jak wita się po urlopie z kucharkami i bileterami, ludźmi sprzedającymi programy meczowe i kelnerami. Jak zjednuje sobie ludzi i pokazuje, że jest tylko jednym z pracowników klubu, a nie staje na cokole.
Zobacz także: Liga Mistrzów 2019. Liverpool - FC Barcelona. Mourinho z uznaniem o Kloppie: Ta remontada ma na imię Juergen
Przy wejściu do tunelu na stadionie Anfield legendarny trener Bill Shankly kazał kilkadziesiąt lat temu powiesić prostą tabliczkę z herbem Liverpoolu i napisem "To jest Anfield". Na pytanie po co, odpowiedział: "Żeby przypomnieć naszym chłopcom, dla kogo grają, a rywalom, przeciwko komu przyjdzie im zagrać". Klopp sprawił, że jego piłkarze o tym nie zapomnieli. I wychował sobie wielką armię - na boisku, trybunach i stadionowych biurach - która stanęła za nim murem w momencie największej próby, kiedy po 0:3 z Barceloną naprawdę można było zwątpić w prawdopodobieństwo awansu do finału Ligi Mistrzów. Ten wieczór był triumfem jego wizji budowania klubu, a może nawet jego wizji realizacji motta Barcelony, na której stadionie krzesełka na trybunach tworzą napis, że jest czymś więcej niż tylko klubem.
Liverpool to drużyna od zadań specjalnych. Kiedy w 2005 roku byłem na finale Ligi Mistrzów w Stambule, a z 0:3 do przerwy z Milanem zrobiło się 3:3 i Jerzy Dudek mógł potańczyć w rzutach karnych, myślałem, że coś takiego za mojego życia już się nie powtórzy. Powtórzyło się po czternastu latach i znowu można dzieciom tłumaczyć życie piłką, mówiąc, że hasła o tym, by nigdy się nie poddawać, wcale nie są przestarzałe. To prawda, Klopp z Liverpoolem nie wygrał jeszcze ani Ligi Mistrzów, ani nawet nie zdobył mistrzostwa Anglii, ale zrobił już dużo więcej dla całej piłki. Wygrał serca, stawiając na prawdziwe wartości.
Zobacz także: Liga Mistrzów 2019. Liverpool - FC Barcelona. Kapitalne ujęcia z Anfield. Cały Liverpool śpiewał hymn (wideo)
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)
YNWA!