Michał Kołodziejczyk: Jak przenieść górę (komentarz)

Getty Images / Visionhaus / Na zdjęciu na pierwszym planie: Mohamed Salah, Juergen Klopp, Virgil van Dijk
Getty Images / Visionhaus / Na zdjęciu na pierwszym planie: Mohamed Salah, Juergen Klopp, Virgil van Dijk

Liverpool powinien dostać specjalną nagrodę za to, że futbolem pokazuje, jak żyć. Nigdy nie wolno się poddawać. To hasło wcale nie jest przestarzałe.

"Dopóki piłka w grze", "to też tylko ludzie", "nie można myśleć, że się przegra jeszcze przed meczem", "historia zna nie takie przypadki", "trzeba zostawić serce", "nie można przestać wierzyć, bo wiara czyni cuda i przenosi góry". Przed misją skazaną na porażkę szuka się nadziei w banałach. Powtarza się je do niestrawności, a później niepowodzenie tłumaczy się tym, że przecież od początku było wiadomo, że nie było szans i można było liczyć tylko na cud.

W Liverpoolu we wtorkowy wieczór nie wydarzył się żaden cud. Liverpool FC wygrał 4:0 z wielką Barceloną po tym, jak tydzień wcześniej przegrał 0:3, bo w jednym miejscu i czasie zebrali się ludzie, którzy wiedzieli, że jest to możliwe. Zakładam, że w europejskiej piłce obecnie było to możliwe tylko w Liverpoolu, bo grupą świetnych piłkarzy zarządza tam lider, a nie szeryf - żeby doczekać takiego wieczoru w piłce nożnej, Liverpool musiał zejść się z Juergenem Kloppem.

Zobacz także: Liga Mistrzów 2019. Liverpool FC - FC Barcelona. Juergen Klopp: Nigdy tego nie zapomnę!

Słynny włoski trenerski geniusz Arrigo Sacchi na swoich wykładach zadawał kursantom pytanie, co tak naprawdę trenują: nogi czy umysły? Uświadamiał im, że na tym poziomie wszystkie drużyny mają mniej więcej taki sam poziom wytrenowania fizycznego, piłkarze są świetni technicznie, a taktykę wyssali z mlekiem matki. I być może głównym zadaniem trenera jest przygotowanie mentalne zespołu - tak, by zawodnicy uwierzyli, że w powtarzanych okrągłych zdaniach jest jednak coś więcej niż puste słowa.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Kto w finale Ligi Mistrzów? "Pochettino ma plan"

Klopp jest w tym mistrzem. W Liverpoolu można kupić pamiątki z czasów, kiedy przedstawiał się Anglii mówiąc o sobie: "The normal one", stawiając się w kontraście do Jose Mourinho, który wolał być traktowany, jako "special". Klopp, chyba lider rankingu osób wielkiego futbolu, z którym każdy kibic najchętniej umówiłby się na piwo, kupił nowe otoczenie tym, że w swojej wyjątkowości potrafił być zwyczajny.

W książce "Brave new world", która opisuje fenomen innego trenera, Mauricio Pochettino w Tottenhamie, zamieszczona jest grafika tłumacząca, czym różni się lider od szefa. Lider zdobywa szacunek, a nie zawdzięcza go autorytetowi, wytwarza entuzjazm, a nie powoduje strach, mówi "my", a nie "ja", pokazuje jak coś zrobić, a nie tylko wie, jak to zrobić, rozwija ludzi, a nie ich wykorzystuje do osiągnięcia celu, pyta a nie zarządza, mówi "chodźmy", a nie "idźcie". Nie wiem, czy Klopp tylko czytał tę grafikę czy ją tworzył. Bo w Liverpoolu stworzył mentalnego potwora, który pokazał, że niemożliwe naprawdę nie istnieje.

W tej samej książce Pochettino cytuje Alexa Fergusona, który dawał rady swoim młodym piłkarzom, żeby mimo wielkich kontraktów pamiętali, że pracują z normalnymi ludźmi. - Przyjedź do klubu wcześniej, choćby po to, by powiedzieć "cześć" w biurze prasowym. Żeby zajrzeć do pralni i przywitać się z pracującymi tam ludźmi. Żeby przybić piątkę z człowiekiem opiekującym się trawą na boisku. Bo jak przyjdą złe czasy i będziesz krytykowany, będziesz miał za sobą przynajmniej małą armię ludzi - mówił słynny trener Manchesteru United swoim zawodnikom. W internecie od początku pracy Kloppa w Liverpoolu pękały serduszka pod filmami o tym, jak wita się po urlopie z kucharkami i bileterami, ludźmi sprzedającymi programy meczowe i kelnerami. Jak zjednuje sobie ludzi i pokazuje, że jest tylko jednym z pracowników klubu, a nie staje na cokole.

Zobacz także: Liga Mistrzów 2019. Liverpool - FC Barcelona. Mourinho z uznaniem o Kloppie: Ta remontada ma na imię Juergen

Przy wejściu do tunelu na stadionie Anfield legendarny trener Bill Shankly kazał kilkadziesiąt lat temu powiesić prostą tabliczkę z herbem Liverpoolu i napisem "To jest Anfield". Na pytanie po co, odpowiedział: "Żeby przypomnieć naszym chłopcom, dla kogo grają, a rywalom, przeciwko komu przyjdzie im zagrać". Klopp sprawił, że jego piłkarze o tym nie zapomnieli. I wychował sobie wielką armię - na boisku, trybunach i stadionowych biurach - która stanęła za nim murem w momencie największej próby, kiedy po 0:3 z Barceloną naprawdę można było zwątpić w prawdopodobieństwo awansu do finału Ligi Mistrzów. Ten wieczór był triumfem jego wizji budowania klubu, a może nawet jego wizji realizacji motta Barcelony, na której stadionie krzesełka na trybunach tworzą napis, że jest czymś więcej niż tylko klubem.

Liverpool to drużyna od zadań specjalnych. Kiedy w 2005 roku byłem na finale Ligi Mistrzów w Stambule, a z 0:3 do przerwy z Milanem zrobiło się 3:3 i Jerzy Dudek mógł potańczyć w rzutach karnych, myślałem, że coś takiego za mojego życia już się nie powtórzy. Powtórzyło się po czternastu latach i znowu można dzieciom tłumaczyć życie piłką, mówiąc, że hasła o tym, by nigdy się nie poddawać, wcale nie są przestarzałe. To prawda, Klopp z Liverpoolem nie wygrał jeszcze ani Ligi Mistrzów, ani nawet nie zdobył mistrzostwa Anglii, ale zrobił już dużo więcej dla całej piłki. Wygrał serca, stawiając na prawdziwe wartości.

Zobacz także: Liga Mistrzów 2019. Liverpool - FC Barcelona. Kapitalne ujęcia z Anfield. Cały Liverpool śpiewał hymn (wideo)

Komentarze (9)
Berserker 79
8.05.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Świetny tekst Michał!
YNWA! 
marcinowiec
8.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Liverpool będzie wielki jeśli wygra ligę mistrzów. Przypominam że Barcelona w zeszłych latach odpadała z As Roma oraz Juventusem, które potem odpadały. Klopp jest trenerem na dorobku, który ma Czytaj całość
avatar
Przemysław Korzeb
8.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Po fakcie to ja też mogę pisać takie banialuki - to skoro to było oczywiste to tylko dla autora tego tekstu bo jakoś nikt się nie chwali że postawił na Liver i wygrał fortunę na zakładach. Po s Czytaj całość
avatar
zadziwiony
8.05.2019
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
" Liverpool FC wygrał 4:0 z wielką Barceloną" - Cóż, może teraz przyszedł czas na przewartościowanie i to właśnie Liverpool jest "wielki", a Barcelona tylko "FC"? ;) 
avatar
Adam Nowak
8.05.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Sprawa jest dość prosta - zwłaszcza po fakcie. Barcelona nie chciała tego meczu zbyt wysoko przegrać a Liverpool koniecznie chciał wygrać i to wysoko. No i się stało.