Jest już właściwie pewne, że Igor Angulo wywalczy tytuł króla strzelców Lotto Ekstraklasy (obecnie ma na liczniku 22 gole). Dwa lata temu zawodnik Górnika Zabrze był najlepszym snajperem w 1. lidze, w poprzednim sezonie był bliski tytułu na najwyższym szczeblu rozgrywek, ale na ostatniej prostej przegrał z rodakiem, Carlitosem (wówczas Wisła Kraków, obecnie Legia) o zaledwie jedną bramkę. Dziś w pierwszej szóstce jest aż czterech Hiszpanów, bo dochodzą jeszcze Airam Cabrera (Cracovia) i Jesus Imaz (Jagiellonia).
O ile ten ostatni przebił się na poziom Segunda Division, a więc II ligi hiszpańskiej, pozostała trójka musiała się zadowolić Segunda B, czyli trzecią ligą. Mieli oczywiście epizody. Angulo zagrał 4 mecze w La Liga i 24 w Segunda Division, Cabrera spędził na tym poziomie 2,5 sezonu. Ale żaden z nich nie zdołał się utrzymać. Carlitos nie miał nawet tyle szczęścia, zakończył swoją "wspinaczkę" na poziomie Segunda B. Byli to więc piłkarze nieźli na tamtym poziomie ligowym. Nieźli, ale nie wybitni. Takimi są natomiast po przyjściu do polskiej Ekstraklasy.
- Powód? Tam po prostu wszyscy potrafią grać w piłkę. To są zawodnicy, którzy mają duże umiejętności, bo warto zauważyć, że w Polsce wygrywają umiejętnościami a nie fizycznością - ocenia Tomasz Pasieczny, skaut Arsenalu Londyn.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Piast Gliwice zasłużył na mistrzostwo Polski. "W odróżnieniu od Legii i Lechii świetnie wykorzystali wiosnę"
Każdy ma inne atuty. Carlitos jest fantastyczny technicznie, imponuje dryblingiem i szybkością zwodów. Cabrera jest piłkarsko inteligentny ponad miarę, Angulo świetnie się ustawia i jest bardzo szybki biegowo. Każdy z nich ma więc dużej klasy wyszkolenie ogólne, a do tego dochodzi jedna czy dwie cechy, które czynią z nich wystarczająco dobrych piłkarzy do tego, by błyszczeć w Polsce. Tak jak było w przeszłości choćby z reprezentantem Izraela, Maorem Meliksonem (Wisła Kraków), który mając przyspieszenie i umiejętność znajdowania się między liniami obrony i pomocy, był w stanie zrobić ogromną przewagę.
Ale oczywiście tych powodów jest więcej. Marek Ubych, dyrektor sportowy Miedzi Legnica, mającej w składzie kilku hiszpańskich piłkarzy, zauważa: - Nie jest tak, że przyjeżdżają trzecioligowcy do Polski i się bawią, bo Polska jest taka słaba. Oni jadą do Holandii, Grecji, na Cypr, do Czech i też się bawią. Dlaczego? Moim zdaniem hiszpański piłkarz, nawet jeśli jest naprawdę dobry, u siebie jest jednym z wielu. Jedzie gdzieś za granicę, złapie trochę luzu, nagle czuje, że może być królem.
- Po prostu ich wyszkolenie pozwala im odnaleźć się w Ekstraklasie. Przeciętny jak na Hiszpanię zawodnik w naszych standardach może stać się gwiazdorem. Nie zawsze jest to reguła, czego przykładem jest Jose Isidoro Gomez, który nie poradził sobie w Polonii. A przecież rozegrał 19 meczów w Primera Division w Betisie - zauważa Marcin Gazda, komentator stacji Eleven, specjalista od piłki hiszpańskiej.
Dlaczego? Tomasz Ćwiąkała, dziennikarz Canal Plus, komentator ligi hiszpańskiej, zauważa, że dla wielu z tych zawodników Polska jest jak trampolina.
- Oni traktują transfer do Ekstraklasy jako życiową szansę, by wybić się do raju finansowego, jak Dani Quintana czy nawet Carlitos, który dostał bardzo wysoki kontrakt w Legii. W Hiszpanii zostali już negatywnie zweryfikowani przez kluby z elity, więc nie mogą liczyć na duże pieniądze - ocenia. - Dlatego bardziej warto ściągać Hiszpanów z niższych lig, niż tych z Primera, którzy przychodzą odcinać kupony jak Arruabarrena czy Descarga - mówi dziennikarz. - Teoretycznie powinno być im trudniej a paradoksalnie jest łatwiej, dlatego że w Segunda A i Segunda B poza jakością piłkarską mamy też czystą rąbankę - zauważa.
Marek Ubych zauważa, że wiele zależy od ligi. W Hiszpanii są cztery grupy 3 ligi (Segunda B) i każda ma inny styl. Na przykład w grupie B, gdzie są rezerwy Athletic Bilbao, gra jest bardzo agresywna i fizyczna, za to w grupie C, gdzie grają m.in. rezerwy Barcelony, gra się bardzo technicznie.
Podobnie Marcin Gazda zauważa, że III liga hiszpańska bardzo dobrze przygotowuje do gry fizycznej, która dominuje w Ekstraklasie.
Generalnie dla Hiszpanów polska piłka jest dość wolna i dlatego też łświetnie sobie tu radzą. Na Półwyspie Iberyjskim gra się piekielnie szybko, jest mało czasu, tutaj mogą przyjąć, pomyśleć. Zresztą polscy piłkarze, którzy grali w Hiszpanii, zwracają uwagę na to, że są to dwa światy.
Antoni Łukasiewicz, były zawodnik hiszpańskiego Elche, w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego": "Technika użytkowa. Przez pierwsze dwa-trzy tygodnie to sprawiało mi najwięcej problemów. Na treningu zaczynaliśmy grę na utrzymanie, a mi głowa latała na boki. Nie byłem w stanie się zorientować, gdzie ta piłka jest. Zagranie na dwa kontakty: perfekcyjne przyjęcie, perfekcyjne podanie. Tutaj odstawałem najbardziej. Nie chodzi o to, że ktoś zrobi sztuczkę, ale o najprostszą grę wymagającą szybkiego myślenia, podejmowanie decyzji i trzymania głowy w górze. Bo jak skupisz się tylko na piłce, to zaraz jej nie masz. Myślę, że do tej pory te różnice się nie zatarły".
Różnice między polską a hiszpańską piłką świetnie przeanalizował Bartłomiej Pawłowski, który jest w tym sezonie jednym z najlepszych zawodników ligi, a od hiszpańskiej Malagi po prostu się odbił. Oto, jak tłumaczył różnice w niedawnej rozmowie z Łukaszem Olkowiczem z "Przeglądu Sportowego".
PS: Dlaczego każdy polski piłkarz wyjeżdżający na Zachód musi mówić o różnicach w treningu?
Pawłowski: Pierwsze zajęcia z taktyki miałem w wieku 18 lat u trenera Probierza w Jagiellonii, trudno było mi to przyswoić. W Hiszpanii zobaczyłem 16-latków na tak zaawansowanym poziomie boiskowych zachowań, że pod tym względem wyróżnialiby się w ekstraklasie. Reagowali automatycznie, a ich rozwiązania były skuteczne. Ja musiałem ten ułamek sekundy czy nawet dłużej poświecić, by zastanowić się nad reakcją - zacząć pressing czy się wstrzymać? Doskoczyć czy przerwać akcje faulem? Iść na prostopadłą piłkę za plecy obrońców czy rozszerzyć pole gry? Liczy się decyzyjność.
(…)
Potrafiłem strzelić mocniej, celniej, lepiej dośrodkować, ale gdy zaczynali operować piłką, ja stałem z boku. Takie są zaniedbania. Dotyczą czucia gry, jej tempa.
Co pierwsze zauważył pan po transferze do Hiszpanii?
Spróbuję to wytłumaczyć. Gdy trzeba było szybko pobiec, byłem jednym z najszybszych w drużynie. Podciąganie na drążku? Podciągnąłem się najwięcej razy. Tkankę tłuszczową też miałem najlepszą, Hiszpanie niekoniecznie dbają o dietę. Z dryblingiem też nie miałem problemu, wyróżniałem się. Kłopot robił się wtedy, gdy trzeba było wyjść na boisko i zagrać 11 na 11. Nie rozumiałem gry. W boiskowym myśleniu i reakcji na sytuacje byłem co najmniej o poziom niżej. Ale jeżeli trenerzy w Polsce nie wiedzą, że różnice są tak widoczne, sami tego nie doświadczyli, to jak mają kogoś tego nauczyć?
(…)
Musimy nauczyć piłkarzy myśleć na boisku. W Maladze widziałem 10-latków, z którymi pracowali nad tym trenerzy. Rozmawiałem z Airamem Cabrerą, mówił: "Spójrz na mnie. Żaden ze mnie sprinter, nie jestem też najbardziej wydolny, najsilniejszy ani najlepiej zbudowany. Teoretycznie nie powinien sobie poradzić w tak fizycznej lidze, jak wasza. Ale wiesz co mi pomaga?" - popukał się palcem w skroń.
I co sam sobie odpowiedział?
Myślenie na boisku i czucie gry.
Dlaczego tak jest? Tomasz Ćwiąkała uważa, że chodzi o całą kulturę gry, sposób dyskusji o piłce. Nie tylko emocje ale przede wszystkim konkrety. Dyskusja o piłce jest mało emocjonalna, co jest często zarazą w polskich programach publicystycznych czy wywiadach z trenerami.
W dużym skrócie, różnica między Polską a Hiszpanią jest kolosalna. To wiemy. W Hiszpanii nie ma miejsca dla polskiego piłkarza, zresztą podobnie w większości czołowych lig. Zachodni futbol stał się dla nas zbyt szybki, zbyt zaawansowany techniczne. Ale idźmy dalej. Liczba miejsc w 1. i 2. lidze hiszpańskiej jest ograniczona. Rywalizacja jest ogromna. Marquitos, zawodnik Miedzi Legnica, powiedział, że jeśli wypadniesz do Segunda B, o powrót jest bardzo ciężko. Konkurencja w 4 grupach III ligi jest potężna, przy czym oczywiście priorytetem dla zawodników jest awans do ligi wyżej. Ale nie wszyscy mogą to osiągnąć, dlatego dla wielu zawodników świetnym kierunkiem jest Polska.
- Hiszpanów też kuszą pieniądze, jakich nie dostaliby u siebie. Tutaj mogą zarabiać solidnie, być gwiazdami i cieszyć się życiem. W przypadku Polski ważna jest też odległość - nie trzeba lecieć zarabiać do Indii, Tajlandii czy Nowej Zelandii. Mają blisko do rodziny i ojczyzny, co jest dla nich bardzo ważne - uważa Marcin Gazda.
ZOBACZ: Piłka nożna jako religia dla wszystkich
Aspekt ekonomiczny jest ważny dla obu stron. - Biorąc pod uwagę wszystkie koszty, zawodnik z Hiszpanii jest znacznie tańszy niż młody piłkarz z Polski - mówi Ubych. A przecież mówimy o zawodniku z przeszłością w Barcelonie B czy akademii Manchesteru City.
Tomasz Ćwiąkała zauważa, że piłkarze w Segunda B są często lepsi niż mogłoby się wydawać. Podaje przykłady Carlitosa i Cabrery. - Obaj grali w Villarreal B, czyli klub docenił ich jakość. Chodziło o to, że mieli pomóc wejść do gry młodym obiecującym zawodnikom, a więc musieli prezentować jakość - mówi.
ZOBACZ: Premier League znowu będzie lepsza od ligi hiszpańskiej?
Zresztą Cabrera grając potem w Extremadurze przegrał rywalizację o skład z Enricem Gallego, obecnie zawodnikiem pierwszoligowej Hueski, zaś Angulo był niedawno poważnie brany pod uwagę w kontekście powrotu do Athletic Bilbao. Im się ostatecznie nie udało, podobnie jak Carlitosowi, który próbował przebić się do La Ligi, ale ostatecznie odbił się od ściany i wrócił do Polski czarować swoją grą kibiców w Warszawie. Ale dla wielu młodszych zawodników wyjazd do Polski może być traktowany jako szansa.
Poza tym dyrektorzy sportowi klubów patrząc na to jak gra Angulo czy Carlitos, będą szukali wzmocnień w ich ojczyźnie coraz częściej.
Poziom szkolenia zawodników w Hiszpanii ma długą historię i sukcesy. Moi znajomi, którzy świetnie znają rynek hiszpański, przekonują, że że w miejsce Carlitosa i Angulo mogłoby przyjechać kilkudziesięciu innych równie dobrych zawodników z 3 ligi hiszpańskiej, ale oni nie mają tej świadomości co Carlitos i Angulo i dalej próbują walczyć o swoje w Hiszpanii - uważa Piotr Sadowski, skaut Manchesteru United.
I dlatego piłkarzy z Hiszpanii będzie coraz więcej. Większość klubów powoli przekonuje się, że do Hiszpanii można jechać na zakupy, a i zawodnicy, którzy do nas przyjeżdżają, pokazują swoim rodakom, że tu można naprawdę pograć, błyszczeć, coś znaczyć. Nie tylko w Ekstraklasie. Największą gwiazdą I ligi jest dziś Dani Ramirez (31 meczów/9 goli/15 asyst), były zawodnik rezerw Realu Madryt, 26-latek. Ta ostatnia wiadomość jest o tyle istotna, że o ile do niedawna Polska mogła być dla zawodników z Półwyspu Iberyjskiego "domem spokojnej starości", to obecnie przyjeżdża tu coraz więcej zawodników młodszych. Takich, którzy spróbowali swojej szansy w Hiszpanii, ale odbili się od najwyższego poziomu, lecz liczą jeszcze na karierę w futbolu.