Ajax Amsterdam to ostatni dinozaur umierającego świata futbolu

PAP/EPA / OLAF KRAAK / Na zdjęciu: piłkarze Ajaksu Amsterdam
PAP/EPA / OLAF KRAAK / Na zdjęciu: piłkarze Ajaksu Amsterdam

Ajax Amsterdam oczarował całą Europę, ale szansa na to, że powtórzy tak dobry sezon w ciągu najbliższych lat jest niewielka, o ile nie żadna.

Można napisać więcej. Nawet średnie kluby z topowych lig mają nieznaczne szanse. Prawda jest brutalna - drużyny spoza wielkiej piątki lig europejskich aż czternaście lat czekały, żeby wejść do półfinału Ligi Mistrzów. Futbol jest zabawą elitarną, dla wybranych. Bajki o Kopciuszku wpuszczanym na bal, można... wsadzić między bajki.

W latach 90. Doszło do całego ciągu zdarzeń, które zmieniły na zawsze piłkę nożną, do tego stopnia, że nie przypomina ona dyscypliny, którą kiedyś była. O ile jeszcze w latach 60., 70. i 80., kluby z mniejszych krajów mogły rywalizować z topowymi ekipami, teraz stało się to niemożliwe. Kluby takie jak Glasgow Rangers, Celtic Glasgow, PSV Eindhoven, Feyenoord Rotterdam, RSC Anderlecht, Club Brugge, FC Porto, Benfica Lizbona i oczywiście Ajax Amsterdam, a więc dawne legendy, straciły drastycznie na znaczeniu. Czasem możni tego świata dopuszczą ich do głosu, ale w ostatecznym rozrachunku nie pozostawią złudzeń, kto rozdaje karty.

Najlepiej to widać na prostym wykresie. Od sezonu 1996-97 tylko trzykrotnie zdarzyło się, że holenderskie kluby grały w półfinałach europejskich pucharów. Spoza czołowej piątki tak daleko zaszły jeszcze kluby z Portugalii (FC Porto wygrało Ligę Mistrzów w 2004 roku) oraz z Ukrainy (Dynamo Kijów w sezonie 1997-98).

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Sukcesy Roberta Lewandowskiego przechodzą bez echa. Czas na nowe wyzwania?

Były oczywiście spektakularne próby włamania się do futbolowego Fortu Knox, ale poza Porto nikomu to się nie udało. Bardzo dobry jest przykład Szachtaru Donieck. Multimiliarder Rinat Achmetow pompował w klub kolosalne kwoty, ale jego zespół raz tylko dostał się do ćwierćfinału Ligi Mistrzów.

Świetnie zorganizowane i mocne kluby portugalskie dochodziły siedmiokrotnie do ćwierćfinałów, ale poza fartownym marszem FC Porto w sezonie 2003/04, gdzie większość najlepszych drużyn wykosiła się wzajemnie albo zaliczyła spektakularne wpadki, nigdy nie zaszły dalej. Cztery razy w ćwierćfinałach było Porto (licząc z sezonem 2003-04 pięć), trzy razy Benfica. Ale to jest szczyt możliwości i marzeń. Dla tych klubów, ale też dla Ajaksu czy wielu innych. Podawany jako wielki przykład dla polskich klubów Basel dwukrotnie zaszedł do 1/8 finału. Dalej jest już Europa C i D, czyli nasze rewiry.

PółfinałFinałWygrana
Hiszpania 31 15 11
Anglia 24 12 5 (włączając obecny sezon)
Niemcy 15 8 3
Włochy 13 9 3
Francja 4 1 -
Holandia 3 - -
Portugalia 1 1 1
Ukraina 1 - -

Co się takiego wydarzyło? Kilka spraw, które można ze sobą połączyć. Po pierwsze prawo Bosmana. W grudniu 1995 roku wszedł przepis, że zawodnik, któremu kończy się kontrakt, jest zawodnikiem wolnym. Wcześniej klub przetrzymywał go jak zakładnika do czasu, gdy zgłosił się ktoś chętny.

Po drugie Unia Europejska wymusiła na klubach swobodny przepływ pracowników. A więc taki Ruud Gullit, Marco Van Basten czy Frank Rijkaard nie byliby we Włoszech traktowani jak cudzoziemcy. Przepisy mówiące, że w lidze może grać dwóch albo trzech obcokrajowców,  stały się nagle mniej istotne. To były dwa kluczowe przepisy. Nie dość, że zawodnik mógł sam rozporządzał swoim losem, to jeszcze przepis nie utrudniał mu znalezienia pracodawcy. Te dwa przepisy otworzyły dużym klubom możliwość budowania wielkich potęg.

Wcześniej było to utrudnione. Przykładowo najlepsze kluby ligi włoskiej ściągały po trzech obcokrajowców, ale resztę musiały dostarczyć z rodzimego rynku. W czasach gdy Włosi mieli bardzo mocnych krajowych graczy, pozwoliło im to dominować.

Do tego wszystkie potrzebne są jeszcze pieniądze. I właśnie tu mamy trzeci kluczowy czynnik - nadejście tzw. "ery telewizyjnej". Przewaga uzyskana dzięki pieniądzom z TV jest monstrualna.

- Dawne czasy się skończyły. W momencie gdy prawa telewizyjne stały się "globalne", angielskie kluby, Real czy Barcelona mają fanów oglądających ich mecze na całym świecie, a za tym poszedł sponsoring wielkich firm. Kluby z Holandii czy Polski nigdy nie będą w stanie osiągnąć tego poziomu - mówi angielski dziennikarz Simon Kuper.

Przykładowo Ajax zarabia z praw telewizyjnych rocznie ok. 9 milionów euro, dla porównania najsłabszy klub Premier League może liczyć na kwoty oscylujące w okolicach... 100 milionów funtów. Kilkanaście razy więcej. Topowe kluby, jak Real, Barcelona czy największe angielskie zarabiają z praw telewizyjnych od 140 do 170 milionów.

Do tego dochodzi podbijanie rynków azjatyckiego i amerykańskiego. Wypracowywana przez lata marka z czasem stała się ukochaną marką futbolowych hipsterów, ale nowy odbiorca został złowiony przez Real, Barcelonę i topowe kluby angielskie.

Wiele o tym mówi liczba fanów na Facebooku, która dobrze odzwierciedla potencjał handlowy. Real Madryt - 109 mln fanów, FC Barcelona - 102 mln, Manchester United - 73 mln, Bayern Monachium - 50 mln, Chelsea Londyn - 47 mln, Juventus – 38 mln, Manchester City i PSG – po 37 mln, Liverpool FC - 32 mln.

A dawne potęgi? FC Porto to 4 mln fanów, Benfica - 3,7 mln, Ajax - 2,9 mln, Celtic -2 mln, Anderlecht - 1 mln. Mówiąc wprost, są to dwa światy. Ekspansja i sprzedaż gadżetów to dalsze tworzenie przewagi finansowej.

ZOBACZ: Wielki świat zamyka drzwi przed polskim piłkarzem

Ajax musiał więc wybrać inny model funkcjonowania. Produkcja, handel, sprzedaż. Skoro bogaci chcą kupować, to warto wytwarzać. Ajax wytwarza więc piłkarzy, podobnie zresztą jak wiele innych mniejszych klubów. Latem na sprzedaży zawodników może zarobić nawet 200 milionów euro. Ale trzeba pamiętać, że oznacza to pozbycia się najlepszych graczy i budowę drużyny od nowa.

ZOBACZ: Niektóre dzieci mają mniejszą szansę na karierę w futbolu

Sprawę może ułatwić nieco fakt, że Holendrzy nauczyli się na kilku przykładach (Ibrahim Afellay, Royston Drenthe ale też setki anonimowych talentów "wybitnych" w brytyjskich akademiach), iż kariery należy budować z głową i powoli, stawiać rozsądne kroki, tak jak robili to Frenkie de Jong czy Mathijs De Ligt. Nie ma się co oszukiwać, Ajax nie będzie już nigdy wielkim klubem, takim jak wcześniej, ale przy odrobinie szczęścia może liczyć na sezon taki, jak ten ostatni niekoniecznie za 20 lat.

Źródło artykułu: