[b]
"Widły" Kędziory
[/b]
Skoro europejskie puchary odbyły się bez naszych drużyn, to musimy znaleźć jakiś polski akcent. A najefektowniej w tej edycji Ligi Europy odznaczył się z Polaków Tomasz Kędziora, obrońca Dynama Kijów. W wyjazdowym spotkaniu ze Stade Rennes w fazie grupowej z około trzydziestu metrów uderzył z pierwszej piłki i trafił w samo okienko. Był to jeden z piękniejszych goli rozgrywek, a Polak strzelił go, by uniknąć reprymendy od swojego trenera. Szkoleniowiec Dynama wcześniej zarzucał Kędziorze, iż za rzadko próbuje uderzeń zza pola karnego. Postawiony pod ścianą Polak zrobił, co musiał i z lekkim niedowierzaniem cieszył się prawdopodobnie ze swojej najładniejszej bramki w życiu. Drużyna Kędziory dotarła do 1/8 finału przegrywając w dwumeczu z finalistą rozgrywek - Chelsea.
Powrót Arsenalu
To był niezwykły dwumecz Arsenalu ze Stade Rennes. Anglicy pierwsze spotkanie we Francji przegrali 1:3 i przed meczem u siebie mieli bardzo trudne zadanie. Ale zespół Unaia Emery'ego w rewanżu ruszył na Francuzów z niezwykłym impetem i po piętnastu minutach prowadził już 2:0. Taki wynik dawał Kanonierom awans do ćwierćfinału, ale gospodarze na wszelki wypadek dołożyli jeszcze jednego gola w końcówce meczu i wygrali 3:0. Zawodnicy Rennes zostali kompletnie zdominowani, a Arsenal rozpędził się tak, że w kolejnych rundach z Napoli i Valencią wygrał po dwa spotkania i dotarł do finału Ligi Europy.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Lokalizacja finału Ligi Europy jest mocno kontrowersyjna. "To przykład prania wizerunku przez sport"
Grać jak Czesi
Stolicę Polski od stolicy Czech dzieli niecałe siedemset kilometrów, ale piłkarsko tej odległości nie da się zmierzyć. Piłkarze Slavii Praga szli jak burza przez kolejne szczeble, odprawiając po drodze między innymi belgijski Genk, a w 1/8 finału rozegrali jeden z najbardziej dramatycznych dwumeczów w tej edycji - z Sevillą. W rewanżowym meczu u siebie czeska drużyna walczyła z Sevillą w dogrywce. Hiszpanie objęli prowadzenie w 98. minucie, ale tuż przed końcem pierwszej połowy wyrównał Mick van Buren i było 3:3. Wszystko wskazywało, że o awansie rozstrzygną rzuty karne, ale gospodarze strzelili gola na 4:3 na minutę przed końcem i przeszli do ćwierćfinału. Tam odpadli z Chelsea.
Sprawdź również:
-> Unai Emery. Od porzucenia Krychowiaka do powrotu na szczyt
-> Dany przez Boga, rozerwany przez minę. Narodowy bohater Azerbejdżanu od piłki do karabinu
Niemieckie szaleństwo
Przygoda niemieckiego klubu z Ligą Europy to było coś fantastycznego. W fazie grupowej Eintracht Frankfurt wygrał wszystkie sześć meczów. W spotkaniach rundy play-off deklasował lepszych i bardziej doświadczonych na arenie międzynarodowej rywali: Szachtar Donieck, Inter Mediolan czy Benfikę Lizbona. Zwłaszcza dwumecz z portugalskim klubem był niezwykle emocjonujący. Niemcy przegrali pierwsze starcie 2:4, by w rewanżu pokonać rywala 2:0 i awansować do półfinału. Tam zespół Adiego Huttera walczył na noże z Chelsea, dopiero seria rzutów karnych na Stamford Bridge wyłoniła finalistę. Niemiecki zespół był jedną z największych sensacji tej edycji Ligi Europy.
Włoska konsekwencja Chelsea
Chelsea FC zaczęła niepozornie, za swoje pierwsze mecze zawodnicy z Londynu byli nawet krytykowani, ponieważ kibice liczyli na coś więcej niż skromne wygrane z takimi średniakami jak PAOK Saloniki (1:0), Vidi FC (1:0) czy BATE Borysów (1:0). Ale gdy piłkarze Maurizio Sarriego nabrali rozpędu, nie było już czego zbierać. Rozbili między innymi Dynamo Kijów różnicą ośmiu goli w dwumeczu i zatrzymali dwie sensacje rozgrywek, czyli Slavię Praga i Eintracht Frankfurt. Chelsea w Premier League zajęła miejsce na podium, co można uznać za sukces, a w Lidze Europy nie przegrała żadnego meczu i ma szanse na pierwsze europejskie trofeum od sześciu lat. I to wszystko w debiutanckim sezonie Maurizio Sarriego.
Finał Ligi Europy 2018/19 pomiędzy Chelsea FC i Arsenalem Londyn odbędzie się w środę 29 maja na Stadionie Olimpijskim w Baku. Początek meczu o godzinie 21.