Andrzej Niewulis: Był moment, że nie wiedziałem co ze mną będzie

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Andrzej Niewulis
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Andrzej Niewulis

- Był taki moment, że już nie wiedziałem co ze mną będzie. Próbowałem zaczepić się w niższych ligach niemieckich, ale z testów nic nie wychodziło. To było w wieku 24-25 lat, pojawiały się różne myśli - mówi WP SportoweFakty Andrzej Niewulis.

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Ponad 20 lat czekano na mecz Rakowa Częstochowa w Ekstraklasie. Skończyło się na dużym rozczarowaniu.

Andrzej Niewulis, obrońca Rakowa Częstochowa: Sam jestem trochę zaskoczony, ale wyglądało na to, że po prostu trafił nam się tak zwany gorszy dzień. Ponadto sporo piłkarzy debiutowało w drużynie, ogółem było trochę czynników... Ludzie już uważają, że nie dajemy rady, a moim zdaniem to nie jest prawdą. To zdecydowanie nie był nasz najlepszy mecz, nie pokazaliśmy w nim swoich możliwości. Niemniej nie chcę rzucać pustych sloganów o tym jak dobrą drużyną jesteśmy. Liczę na to, że w najbliższych spotkaniach to zwyczajnie udowodnimy.

Oczekiwania wobec was są spore po ostatnim Pucharze Polski.

W końcu pokazaliśmy, że dajemy radę w starciach z najlepszymi klubami w kraju. Dlatego też to jest zrozumiałe, ale trzeba pamiętać, że Puchar Polski rządzi się swoimi prawami, a na dodatek graliśmy w nim wszystko u siebie, zaś teraz jesteśmy tego atutu pozbawieni, bo występujemy w Bełchatowie. To trochę jakby ciągły wyjazd. Musimy się przyzwyczaić do nowego miejsca, boiska.

Czytaj także: Ważny krok w kierunku budowy stadionu Rakowa 

Jak z perspektywy kilku miesięcy oceniacie tamten półfinał PP?

Niedosyt był na pewno. A czy nadal jest? Hmmm... Szczerze mówiąc, w ogóle o tym nie rozmawialiśmy w ostatnich tygodniach. Najpierw głównym tematem była liga i wywalczyliśmy zakładany awans. Obecnie zaś do przeszłości nie ma już co wracać, bo liczy się tylko start sezonu w Ekstraklasie.

ZOBACZ WIDEO: Borussia Dortmund lepsza od Liverpoolu. Pięć goli w ciekawym sparingu

Z powodu kontuzji kolana pan na razie może tylko kibicować swoim kolegom. Nie jest to łatwa sytuacja.

Na pewno chciałbym pomóc chłopakom, ale staram się nie zaprzątać tym głowy. Myślę bardziej o tym, by jak najszybciej wrócić na boisko. Niemniej tu też spokojnie. Obecnie jestem 2,5 miesiąca po zabiegu i wiem, że około drugie tyle czeka mnie do pełnej sprawności. Trzeba być cierpliwym.

Tego panu w ostatnich latach nie brakuje. Kilka sezonów temu uwierzyłby pan, że uda się jeszcze wrócić na najwyższy poziom?

Tak, wierzyłem cały czas. Chociaż dręczyły mnie urazy, miałem m. in. spore problemy z Achillesami. To wszystko mnie rozbijało. W sumie wtedy był taki moment, że już nie wiedziałem co ze mną będzie. Próbowałem zaczepić się w niższych ligach niemieckich, ale z testów nic nie wychodziło. To było w wieku 24-25 lat, pojawiały się różne myśli. Trafiłem jednak do Znicza Pruszków i powiedziałem sobie, że zrobię co w mojej mocy, aby wreszcie się udało. W końcu wszystko zaczęło przynosić efekty i tak jest do teraz.

Czytaj także: Gol Niewulisa doprowadził do sensacji w ćwierćfinale Pucharu Polski 

Dlaczego nie wyszło panu w Ekstraklasie za pierwszym razem?

Miałem taki moment w Wigrach Suwałki, że praktycznie każdy klub w Polsce dzwonił i pytał o mnie. Nie ma co ukrywać, że tym samym mieszali mi w głowie. Na przykład byłem bardzo blisko Widzewa Łódź, ale ostatecznie nie wyszło. W końcu trafiłem do Jagiellonii Białystok, ale nie grałem. Dziś wiem, że to był mocny zespół, a mi przede wszystkim brakowało doświadczenia i byłem słabszy mentalnie. Wtedy źle to odbierałem.

Epizod w Jadze skończył pan na zaledwie 3 meczach w pierwszej drużynie. Chociaż miał pan udział w największym sukcesie tego klubu, czyli zdobyciu Pucharu Polski.

Niemniej tak jak pan wspomniał - to wszystko było epizodem. Ale nie zmienia to faktu, iż jest to szczególne miejsce dla mnie. Spędziłem tam rok, który bardzo dobrze wspominam. W tym czasie m. in. zadebiutowałem w Ekstraklasie w meczu z GKS-em Bełchatów, gdy wszedłem na ostatnie minuty i wygraliśmy (2:1). Dlatego też nie ukrywam, że żałuję, iż nie będę mógł zagrać w naszym najbliższym meczu w Białymstoku (sobota, 27 lipca o godz. 20 - przyp. red.), ale wierzę że jeszcze będzie okazja, by się tam pojawić.

Po Jagiellonii grał pan w kilku klubach, które borykały się z różnymi kłopotami. Domyślam się, że to była dobra szkoła życia i charakteru. 

Na pewno można tak powiedzieć. Dlatego też obecnie jestem już dużo bardziej dojrzały jako człowiek i zawodnik, pod każdym względem. Chociaż największy wpływ miał na to wspomniany wcześniej pobyt w Zniczu. To tam postawiłem sobie jasne cele, które teraz realizuje krok po kroku.

Jakie są obecnie najważniejsze?

Wrócić do zdrowia i rozegrać jak najlepszy sezon. Mógłbym rozbijać to na czynniki pierwsze, tak jak zapisałem kiedyś sobie na kartce, ale zostawię je dla siebie. Zdradzę tyle, że na czele całej listy jest zagrać kiedyś w reprezentacji Polski. To jest moim największym marzeniem i wierzę, że wciąż pozostaje możliwe.

Na razie wystarczyło niespełna 1,5 roku, by z jednego z wielu drugoligowych stoperów stał się pan najlepszym piłkarzem I ligi w plebiscycie "Piłki Nożnej".

To było dla mnie ogromne wyróżnienie. Wiadomo, że trafiłem do bardzo dobrego zespołu oraz świetnego trenera i dzięki temu było mi zdecydowanie łatwiej, ale zarazem nie będę sobie umniejszać, bo wiem ile na to pracowałem. Niemniej to sport zespołowy i bez kolegów nie byłoby tej nagrody.

Czytaj także: Gliwa, Petrasek, Niewulis i inni - WP SportoweFakty wybrało najlepszą "11" sezonu Fortuna I ligi 

Bardzo szybko zyskał pan ich posłuch i został kapitanem.

Kolejna rzecz, której się nie spodziewałem. Chociaż muszę powiedzieć, że kiedy dostałem opaskę po raz pierwszy, to dała mi ona dodatkowego kopa. Dzięki niej zyskałem też jeszcze więcej pewności. A z roli staram się wywiązywać jak najlepiej i chyba daje radę.

W takim razie zapytam pana szczerze - jak kapitana: cel Rakowa na obecny sezon to...

Nie ma co ukrywać, że głównym jest utrzymanie się w lidze. Nie oszukujmy się: jesteśmy beniaminkiem, a od teraz spadają już 3 zespoły. Jasne, że ktoś może powiedzieć, iż to minimalizm, bo w ostatnim Pucharze Polski pokonaliśmy Lech Poznań czy Legię Warszawa. Ale co innego grać w tych rozgrywkach u siebie, a co innego rywalizować w lidze z najlepszymi zespołami w kraju co tydzień i to nie mając atutu własnego boiska.

Komentarze (0)