Liga Europy. Broendby - Lechia. Franciszek Smuda: Prezes walił w drzwi, piłkarze leżeli

East News / W latach 90. w Łodzi zbudowano poważną piłkę. Na zdjęciu piłkarze Widzewa
East News / W latach 90. w Łodzi zbudowano poważną piłkę. Na zdjęciu piłkarze Widzewa

Nikt nam nawet nie pogratulował, trener zamknął zawodników w szatni i nie wyszedł na konferencję. A napakowani byli - Franciszek Smuda wspomina mecz Widzewa z Broendby sprzed 23 lat. W czwartek z tym samym klubem w pucharach gra Lechia Gdańsk.

[b]

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Znowu polski klub jedzie na rewanż z Broendby po wygranej 2:1 u siebie. Jak pana Widzew Łódź, który awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów w 1996 roku.[/b]

Franciszek Smuda: Siedli na nas tak, że zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy przegrywaliśmy 0:3. Już na rozgrzewce mówiłem do kierownika drużyny: patrz, jacy oni napakowani. Byli pewni, że nas ograją, tak samo, jak my byliśmy pewni przed rozpoczęciem spotkania, że to będzie dla nas łatwy mecz. Chcieliśmy jak najdłużej grać na 0:0. Ale na koniec to oni zamknęli się w szatni i nie chcieli wpuścić do niej swojego prezesa.

Jak to?

Walił w drzwi, chciał wejść, pocieszyć zespół. Ale trener Broendby nie mógł tego wszystkiego przeboleć.

Przegraliście 2:3, ale wynik wyeliminował rywala z Danii. 

Piłkarze Broendby po zakończeniu spotkania leżeli na murawie, dla nich to był dramat. Byli naprawdę świetnie przygotowani, pierwszą połowę zagrali z nami wyśmienicie. Narzucili takie tempo, że nie mogliśmy się odkręcić. Kibice na stadionie nakręcali się po każdej ich akcji, takiej wrzawy to nie słyszałem chyba nigdy. Coś tam do nas krzyczeli z trybun, ale kto by po duńsku rozumiał. To wszystko poszło jednak na marne, po ostatnim gwizdku była cisza. Nie zapomnę, jak małe dzieci spały rodzicom na rękach. Fani wtedy długo nie opuszczali stadionu, chcieli wesprzeć zawodników. Później ich trener wziął wszystkich do szatni i ją zamknął. Prezesa nie wpuścił, na konferencję nie przyszedł, gratulacji nie było. Ja to w sumie rozumiem, na jego miejscu te drzwi bym pewnie wyważył. Na ich stole leżała kupa kasy, ale jeden podmuch wiatru przeniósł ją do Łodzi.

ZOBACZ WIDEO Polskie kluby walczą o europejskie puchary. "Legia gra najgorzej. Inne kluby na tym cierpią"


Ile pieniędzy dostaliście?

Oj, klub stanął na nogi, to była masa pieniędzy! Zawodnicy i trenerzy też mieli wynegocjowaną niemałą sumę, ale nie pamiętam, ile dokładnie. Wiem, że nie szastałem kasą, odkładałem, żeby mieć na życie po karierze.

Jak udało się wam odrobić wynik?

Przy 0:3 myślałem, że już pozamiatane. Szukałem rozwiązań, kogo zmienić, co poprawić. Na szczęście miałem zespół bardzo dobrze przygotowany fizycznie, inaczej bym tego nie odkręcił. No i ławka była mocna. Obojętnie, kto wszedł, nie było różnicy w jakości, wszystko tak samo hulało. Na końcu mogliśmy strzelić jeszcze na 3:3, ale nie ma co mówić. Awansowaliśmy do grupy Ligi Mistrzów.

Eliminacje Ligi Europy. Piast - Riga FC. Kamil Biliński: Nie jesteśmy tymczasowym tworem

Po meczu musiało się dziać.

Szybko zebraliśmy się ze stadionu do hotelu i do łóżek. Rano mieliśmy lot do Polski.

Trenerze, nie wierzę!

No, przy kolacji jakieś tam skromne piwko było, ale bez żadnego pijaństwa!

Był pan później pewnie królem Łodzi.

Ee, kto mnie zna, ten wie, że nie chodzę nadęty, nie świruję po sukcesie. Euforia była, ale szybko opadłem na ziemię. Powiem szczerze, że najbardziej w karierze trenerskiej cieszyłem się z pierwszego mistrzostwa Polski. Ale tamten sukces był wyjątkowy - przenosi się z pokolenia na pokolenie, trudno o nim zapomnieć.

Pan jeszcze pamięta tamte emocje?

Pewnie. Do dziś mam dreszcze słysząc "panie Turek, kończ pan ten mecz" Tomasza Zimocha, który komentował spotkanie. Zrobił atmosferę. Nawet nie pamiętam, ile razy obejrzałem rewanż, ale za każdym razem czuje się te emocje, mam wrażenie, jakbym przenosił się w czasie. Takie rzeczy zdarzają się raz, dwa razy w życiu.

W czwartek z Broendby gra Lechia, która pierwszy mecz w Gdańsku wygrała 2:1.

Nieźle wyglądali, atakowali, mają doświadczonych zawodników, tylko wynik stykowy. Sporo się zmieniło, tamto Broendby to była w zasadzie reprezentacja Danii, na pewno to gorący teren, kibice żywiołowi.

To będzie ostatni dzień polskich klubów w pucharach? Grają jeszcze Legia i Piast.

Piast to w Rydze może wygrać wyżej niż u siebie. Plusem jest to, że każdy z naszych klubów wygrał pierwszy mecz, więc to rywale muszą atakować i będzie ich można skarcić. Zastanawia mnie jednak, dlaczego nasze zespoły tak szybko żegnają się z pucharami, nie mogę tego pojąć. Przecież nie jesteśmy aż takimi kalekami, żeby kończyć na pierwszych rundach eliminacji.

Kamil Wilczek. Król Danii zapomniany w Polsce chce wyrzucić Lechię z pucharów

Źródło artykułu: