Kamil Wilczek. Król Danii zapomniany w Polsce chce wyrzucić Lechię z pucharów

W Danii wychwalany, w Polsce niedoceniany. Kamil Wilczek to kapitan, najlepszy strzelec Broendby Kopenhaga, gwiazda ligi, ale i tak jest w cieniu innych. Dlatego bardzo chce o sobie przypomnieć wyrzucając Lechię Gdańsk z europejskich pucharów.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
piłkarze Broendby IF W środku Kamil Wilczek Getty Images / Lars Ronbog / FrontZoneSport / Na zdjęciu: piłkarze Broendby IF. W środku Kamil Wilczek
Wilczek przez wiele lat szukał klubu skrojonego dla siebie. W Piaście Gliwice był królem strzelców (sezon 2014-15) i wyjechał do Włoch, ale w Carpi zagrał tylko trzy razy. To jednak stamtąd wykupiło go Broendby, a po kilku sezonach Polak nazywany jest gwiazdą drużyny i całych rozgrywek. Już po 3,5 latach został najlepszym strzelcem w historii drużyny, ma 75 goli w 141 meczach. Za skutecznością na boisku poszedł również posłuch w szatni. Napastnik szybko awansował na drugiego kapitana drużyny, a od marca tego roku jest pierwszym w kolejności do zakładania opaski.

- Na pewno jestem bardziej popularny w Danii niż w Polsce. Tam poznają mnie prawie wszyscy kibice, w kraju różnie z tym bywa - opowiada piłkarz. - Dobrze mi w Broendby, czuje wsparcie ludzi z klubu, osób z zewnątrz. Poczułem się doceniony zwłaszcza zimą, kiedy mój kontrakt wygasał, miałem dwie inne oferty, a prezesi mocno o mnie powalczyli. Pokazali, że zależy im, bym został. To mnie ucieszyło i nie miałem wątpliwości, gdzie dalej grać - opowiada.

W cieniu innych

W Polsce o Wilczku mówi się mniej, albo wcale. Napastnik ma pecha, że żyje w czasach Lewandowskiego, Milika czy Piątka. Koledzy po fachu występują w lepszych ligach i prześcigają się w strzelaniu goli. Inaczej Wilczek byłby pewnie podstawowym napastnikiem reprezentacji, a tak wystąpił w niej tylko trzy razy.

ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski dla WP SportoweFakty: Szansa na medal na wielkim turnieju jest znikoma, ale chcemy dać Polakom radość i dumę

Do kadry powoływał go Adam Nawałka, ale Jerzy Brzęczek już ani razu nie zadzwonił. Wilczek się nawet nie dziwi, zna swoje miejsce w szeregu, rzeczywistość przyjmuje ze spokojem. - Do pewnych rzeczy trzeba podejść z pokorą. Chłopaki występują w lepszych klubach, są w gazie. Kibicuję im, nie obrażam się - twierdzi. I wcale nie wstydzi się tego, że Lewandowskiego, z którym trenował na zgrupowaniach reprezentacji przez ponad rok, podpatruje teraz w telewizji.

On ze swojej kariery jest zadowolony. W Danii nazywa się go "sercem Broendby". - Bycie kapitanem w czołowym klubie to oczywiście przyjemność, ale i odpowiedzialność i myślę, że jestem w stanie to udźwignąć. Nie chowam się przy pierwszym problemie, na boisku zawsze staram się pomóc, nie tylko jak idzie, ale gdy trzeba pociągnąć drużynę w trudnym momencie - komentuje.

Ma swoje małe marzenia, chce zdobyć koronę króla strzelców, w poprzednim roku długo o nią walczył, ale ostatecznie zabrakło mu dziewięciu bramek. Jest najlepszym strzelcem drużyny, w tym sezonie ma już trzy gole w czterech meczach, i niewiele mu brakuje, by osiągnąć granicę stu bramek dla klubu. Wierzy w mistrzostwo kraju, choć Broendby nie zdobyło go od czternastu lat. W poprzednim sezonie było czwarte, rzutem na taśmę dostało się do pucharów.

- Trudno powiedzieć, czy uda się zdobyć tytuł już w tym sezonie. Jesteśmy w trakcie przebudowy, jest nowy trener, zmieniliśmy styl gry. Top trzy to cel minimum, ale czuję, że możemy namieszać w lidze - opowiada Wilczek.

Walczył o życie syna, a Ruch Chorzów nie chciał mu płacić. Santiago Villafane wygrał przed sądem

"Lechia odpadnie"

Faza grupowa Ligi Europy to też jeden z celów duńskiego klubu. W II rundzie eliminacji Broendby zagra z Lechią. Zespół z Gdańska nie zrobił wielkiego wrażenia na graczach z Danii, w zasadzie tylko Wilczek coś o Lechii wie. Oglądał ją w poprzednim sezonie i w spotkaniu z ŁKS-em Łódź na inaugurację nowych rozgrywek.

- To przede wszystkim drużyna dobrze zorganizowana w defensywie, tym imponują. Trudno stworzyć sobie przeciwko niej stuprocentową sytuację, ŁKS grał długo z przewagą jednego zawodnika i nie mógł tego zrobić, bo głęboko się cofnęli. Będziemy musieli grać szybko piłką. Nauczką jest dla nas rewanżowy mecz z Interem Turku, który przegraliśmy 0:2. Graliśmy wolno i rywal to wykorzystał. Dobrze, że pierwsze spotkanie wygraliśmy 4:1, bo mógł być blamaż, a tak skończyło się tylko zimnym prysznicem i dalej gramy w Lidze Europy - opowiada Wilczek.

Lechia wystąpi w pucharach drugi raz, po 36 latach przerwy, klub z Kopenhagi robi to w zasadzie co roku.

- Lechia będzie trudniejszym rywalem niż Inter Turku, myślę, że jeżeli zagramy z nią tak, jak w pierwszych dwóch meczach tego sezonu, to mamy duże szanse, żeby awansować. Mam na jej temat pewne przemyślenia i podzieliłem się nimi z kolegami i trenerem. Czy zdobędę bramkę? Bardzo chętnie. W Polsce i w Danii strzelałem gole wszystkim rywalom, z którymi grałem, Lechii też. Kibicuję polskim klubom w pucharach, chciałbym żeby któryś z nich awansował do fazy grupowej, ale w tym roku to nie będzie Lechia, może w następnym - kończy Wilczek.

Pierwszy mecz obu drużyn w czwartek (25 lipca) w Gdańsku. Początek o godzinie 19.

Mateusz Skwierawski: Przestańmy czuć się pępkiem świata (komentarz)

Kto awansuje do następnej rundy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×