Klub, który chciałby pozyskać Marka Saganowskiego musi zapłacić w granicach dwustu tysięcy funtów. - Jeśli będzie trzeba, może sam to zrobię - deklaruje doświadczony zawodnik.
Rzeczywiście napastnik Southampton może sam wykupić swoją kartę, ale na razie wciąż czeka na oferty. Teraz jest na urlopie w Łodzi, a 3 lipca leci do Anglii, by prowadzić negocjacje z szefami "Świętych". Klub z St Mary's Stadium spadł do League One (odpowiednik polskiej drugiej ligi), a Saganowski jasno stwierdził, że nie ma zamiaru grać na głębokim zapleczu Premier League. - Stąpam mocno po ziemi. W życiu czasem tak się układa, że dostajesz coś za coś. Ludzie dziwili się, gdy szedłem do duńskiego Aalborga, a ja z tym klubem pograłem w Lidze Mistrzów, spełniłem swoje marzenie. Mam jeszcze jedno – grę w Premier League, ja nigdy się nie poddaję i dopóki istnieje taka szansa, to będę się starał o pracę na Wyspach. Ale jeśli okaże się, że propozycje mnie nie satysfakcjonują, poszukam innego wyzwania - mówi "Sagan", którego kontrakt z angielskim klubem ważny jest jeszcze przez rok.
Pieniądze to w tej chwili dla niego kwestia mało ważna. Jak sam przyznaje, propozycja powrotu do Warszawy jest bardzo obiecująca. - Legia? Jeśli miałbym zostać w Southampton i grać w League One, to mocno rozważę ofertę z Warszawy. Na Łazienkowskiej przekonano się w poprzednim sezonie, że jeśli chcesz walczyć o mistrzostwo i pokazać się w europejskich pucharach, to musisz mieć więcej niż jednego klasowego napastnika. Legia gra w europejskich pucharach, chce bić się o mistrzostwo, a w najbliższym czasie grać w Lidze Mistrzów. Jestem tym zainteresowany - mówi wychowanek ŁKS Łódź.
Sporo zależy od tego, czy w Southampton wciąż będzie pracował trener Mark Wotte, który ceni umiejętności Saganowskiego i z pewnością nie będzie chciał uniemożliwiać mu transferu.
Jeśli włodarzom z Łazienkowskiej uda się zakontraktować Saganowskiego, Wojskowi będą mieli na pewno jeden z najlepszych ataków w ekstraklasie. 31-letni napastnik i Takesure Chinyama mogą stworzyć zabójczy duet.