W pierwszych czterech meczach nowych rozgrywek Biała Gwiazda strzeliła tylko jednego gola i wespół z Arką Gdynia była pod tym względem najsłabsza w lidze. W spotkaniach ze Śląskiem Wrocław (0:1) i Lechią Gdańsk (0:0) wiślacy byli nie tyle nieskuteczni, co w ogóle nie stwarzali zagrożenia pod bramką rywali.
Było to niemiłą niespodzianką, pamiętając, że w poprzednim sezonie zespół z Reymonta 22 zdobył aż 67 bramek i był zdecydowanie najskuteczniejszym zespołem w lidze. Drudzy pod tym względem piłkarze Piasta Gliwice, Zagłębia Lubin i Pogoni Szczecin strzelili po 57 goli.
W trzeciej kolejce krakowianie wygrali z Górnikiem Zabrze (1:0), ale zwycięską bramkę zdobyli po jedynej składnej akcji, z przeprowadzeniem której czekali aż do 93. minuty.
ZOBACZ WIDEO Polacy za granicą świetnie rozpoczęli sezon. "Krychowiak odrodził się w Rosji"
Przebudzenie mocy
Pierwsze symptomy poprawy w kreowaniu gry krakowianie okazali przed tygodniem w spotkaniu z Pogonią (0:1). Wrócili ze Szczecina bez punktów, bo zmarnowali kilka dogodnych okazji. Piątkowy mecz z ŁKS-em był już jednak przebudzeniem mocy.
Zespół Macieja Stolarczyka rozbił beniaminka 4:0 po dublecie Pawła Brożka oraz trafieniach Davida Niepsuja i Vukana Savicevicia. Do tego Michał Kołba miał sporo szczęścia, bo po strzałach Rafała Boguskiego i Aleksandra Buksy piłka odbiła się od słupka jego bramki.
Czytaj również -> Kibice Wisły uczcili pamięć włoskiego gangstera
- Potrzebowaliśmy takiego spotkania, żeby przekonać, że potrafimy grać w piłkę - mówi Paweł Brożek. - Taki mecz był nam niezwykle potrzebny. We wcześniejszych zdobywaliśmy mało bramek, dlatego taki wynik to dla nas wynik-marzenie - wtóruje mu Maciej Sadlok.
- Nie zgodzę się, że w poprzednich meczach nie stwarzaliśmy sobie sytuacji. W poprzednim meczu mieliśmy ich sporo, ale po prostu ich nie wykorzystaliśmy. Tym razem wychodziło nam wszystko. Miejmy nadzieję, że jest to takie przełamanie i od tego meczu pójdziemy za ciosem - komentuje Rafał Janicki.
Niepsuj, który zdobył bramkę na 2:0, uczcił w ten sposób 24. urodziny, które obchodził w dniu meczu: - To najlepszy prezent, jaki mogłem sobie wymarzyć. Wygraliśmy wysoko i zagraliśmy na zero z tyłu. Myślę, że gdyby mecz trwał kilkanaście minut dłużej, to zdobylibyśmy jeszcze jedną bramkę, bo choć prowadziliśmy wysoko, to chcieliśmy strzelić kolejne gole.
Jak za dawnych lat
Wisła miała w piątek trzech bohaterów. Brożka, który ustrzelił pierwszy dublet od ponad trzech lat. Savicevicia, który asystował przy pierwszym golu weterana, a potem sam zdobył efektowną bramkę. I Jakuba Błaszczykowskiego, którego wejście na boisko ożywiło ofensywę Białej Gwiazdy.
106-krotny reprezentant Polski, który dopiero przed tygodniem wrócił do gry po blisko czterech miesiącach przerwy, już w pierwszej swojej akcji miał udział przy bramce Savicevicia na 3:0, a potem jego idealne dośrodkowanie na gola zamienił Brożek.
Czytaj również -> Kazimierz Moskal: Nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę
Pieczętująca wynik akcja z 93. minuty przypomniała kibicom Wisły lata świetności, kiedy Brożek strzelał gole z dograń "Kuby". Na bramki po akcjach tego duetu fani Białej Gwiazdy czekali od... 2006 roku. Wiosną Brożek i Błaszczykowski zagrali razem tylko kwadrans w kończącym sezon zasadniczy meczu z Zagłębiem Lubin. Wcześniej kontuzjowany był Brożek, potem Błaszczykowski.
- Może znów nadchodzą te dobre lata? Liczymy na to. Lata naszej wspólnej z Pawłem gry w Wiśle i w reprezentacji na pewno działają dla nas na plus. Wiem, co Paweł zrobi w danym momencie na boisku. Chciałbym, żeby w każdym meczu tak to wyglądało. To był piękny wieczór prawda i warto zadedykować to zwycięstwo naszym kibicom, którzy stawili się bardzo licznie na stadionie - mówi Błaszczykowski.
- Przypomniały się stare dobre, czasy - uśmiecha się Brożek i dodaje: - Pamiętam, jak Kuba wrzuca w pole karne. Graliśmy przecież wcześniej w Wiśle, również w reprezentacji. To są rzeczy, których się nie zapomina. Długo czekałem, żeby Kuba wrócił po kontuzji, a teraz szybko wraca też do optymalnej formy. W kolejnych spotkaniach powinien być wiodącą postacią.
W następnej kolejce Wisła zagra na wyjeździe z Jagiellonią Białystok. I choć Janicki pręży muskuły, to Błaszczykowski stara się tonować nastroje.
- W tej lidze nie ma kogo się bać. Każdy może wygrać z każdym. Do Białegostoku pojedziemy po trzy punkty - zapowiada Janicki, a Błaszczykowski odpowiada: - Czy to początek marszu w górę? Z tego typu rzeczami trzeba poczekać. Wychodzę z założenia, że każdy kolejny mecz jest najważniejszy. Nie da się z pierwszego schodka wskoczyć od razu na dziesiąty. Trzeba to wszystko przejść po kolei. Tak do tego podchodzę.