"Gazeta Wyborcza" ujawnia kulisy uroczystości, do których doszło 1 sierpnia tego roku we Frankfurcie nad Menem, w 75. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Tam, na grobach powstańców zebrało się kilkadziesiąt osób, aby oddać cześć poległym.
Właśnie we Frankfurcie znajduje się największy poza Polską grób powstańców. Na tamtejszym cmentarzu pochowano prochy kilkuset warszawiaków, których po upadku powstania Niemcy wywieźli do obozu koncentracyjnego KL Katzbach.
Jednak według dziennika uroczystość została w pewnym momencie zakłócona przez grupkę mężczyzn związanych ze środowiskiem kibicowskim. Ci zjawili się na cmentarzu w koszulkach z herbem Jagiellonii Białystok i złożyli wieniec z napisem "Jagiellońska Emigracja".
ZOBACZ WIDEO Podsumowanie tygodnia. Sprawa Carlitosa i świetne wejście w sezon Roberta Lewandowskiego
Rosjanie oczarowani Grzegorzem Krychowiakiem. Czytaj więcej--->>>
Jak relacjonuje "GW", pod koniec uroczystości głos zabrał jeden z organizatorów. Dziękował środowiskom kibicowskim w Polsce, oddał hołd poległym i rozpoczął skandowanie narodowościowych haseł w rytm stadionowych przyśpiewek.
"Odczytał też modlitwę żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, wykrzykując jej ostatnie słowa: "Wielka Polska". Później zaś skandował na całe gardło: "Cześć i chwała bohaterom!", "Bóg, Honor, Ojczyzna!", "To my, to my, Polacy!" - czytamy w gazecie.
Taka postawa nie spodobała się Manfredowi Mackowi, naukowcowi z Niemieckiego Instytutu Polskiego w Darmstadt, od lat zaangażowanego w polsko-niemieckie pojednanie.
- Przybyliśmy uhonorować ich minutą ciszy, pochylić głowy nad losem ofiar niemieckich zbrodni. Kibolskie przyśpiewki były poważnym zgrzytem. Początkowo chciałem podejść do mikrofonu i wyjaśnić, co się stało, ale zrezygnowałem. Jeszcze kilka lat temu takie skandaliczne zachowanie na cmentarzu było nie do pomyślenia. To szkodzi dobremu wizerunkowi Polski - ocenił.