Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Wejście do Warty miał pan płynne, bo poprzedzone kilkoma tygodniami wspólnych treningów. Uprawnienie do gry sprawiło jedynie, że wreszcie można było zacząć występować w meczach ligowych.
Łukasz Trałka, pomocnik Warty Poznań: Nie było tak, że wchodziłem do drużyny z dnia na dzień. Najpierw ją poznałem, zobaczyłem jak to wszystko funkcjonuje od środka i dzięki temu miałem łatwiej. Nie byłem jednak gotowy, żeby już w pierwszym meczu w Radomiu rozegrać 90 minut. Potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby złapać optymalną formę.
Jak doszło do tego, że w ogóle trafił pan do Warty?
Zadzwonił do mnie trener Piotr Tworek i od tego momentu zacząłem się nad tym zastanawiać. Później tak się wszystko poskładało, że to rozwiązanie było dla mnie najlepsze. Warta chciała, ja też chciałem, więc poszło z górki.
Ten temat krążył od kilku tygodni, ale początkowo wydawał się abstrakcyjny.
Miałem plany, żeby wyjechać gdzieś dalej, lecz to musiała być naprawdę konkretna oferta - ciekawy klub i możliwość zarobienia dobrych pieniędzy. Pojawiły się propozycje, jednak one nie spełniały moich oczekiwań. Przy takim wyjeździe musiałbym na jakiś czas zostawić rodzinę i jeśli miałbym być średnio zadowolony, wolałem to sobie podarować.
Z Polski też były oferty. Wisła Kraków, Widzew Łódź, Stal Rzeszów...
Te trzy faktycznie mi złożono, było też kilka innych - z I ligi i jedna z ekstraklasy. Teraz nie ma już sensu o tym rozmawiać.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski jeszcze lepszy niż w poprzednim sezonie? "Gnabry i Coman mogą mu w tym pomóc"
Jakie były opcje zagraniczne? Dużo się mówiło o Australii czy Chinach.
Chiny nie wchodziły w rachubę, ale była możliwość wyjazdu do Australii albo Rumunii, Łotwy bądź Cypru. Problem w tym, że w każdym przypadku musiałbym wyjechać sam i zostawić rodzinę w Poznaniu. Starszy syn idzie do trzeciej klasy, a młodszy dopiero niedawno się urodził i ma jedenaście miesięcy.
Na takim etapie kariery pieniądze nie są już chyba najważniejsze?
Nie jestem 20-latkiem i to nie jest tak, że muszę wyjechać, bo jeśli nie wykorzystam szansy, to świat mi się zawali. Brałem pod uwagę wyjazd tylko w fajne miejsce i za dobre pieniądze. W innym przypadku nie chciałem opuszczać Poznania. Ostatecznie fajnie się złożyło, że jestem w Warcie.
Jak się panu podoba klimat przy Drodze Dębińskiej? To samo miasto, ale jednak zupełnie inny klub. Presja jest nieporównywalnie mniejsza niż w Lechu.
Nawet nie chodzi o presję, bo albo sobie z nią radzisz, albo nie i wtedy nie możesz myśleć o grze w dużych klubach. Ja byłem siedem lat w Lechu. Przejście do Warty to był ogromny przeskok pod każdym względem. Nie mam na myśli tylko ligi. Na początku trzeba było się przyzwyczaić do otoczenia. Wyjścia są dwa: albo ci się to spodoba, albo nie możesz tu grać. Ja byłem w tej dobrej sytuacji, że wcześniej dość długo trenowałem z drużyną i miałem okazję, żeby wszystko zobaczyć. Poznałem klub, kolegów z szatni i poczułem się świetnie. To jest swojska banda normalnych ludzi. Nikt nie narzeka na warunki i ten klimat mi się bardzo podoba.
->Podpisano umowę na budowę sztucznego oświetlenia na stadionie Warty Poznań
Ostatni rok w Lechu był chyba wyjątkowo ciężki? To pana okrzyknięto twarzą wszystkich niepowodzeń, a fala krytyki, czasem wręcz hejtu przybrała ogromne rozmiary.
Nie do końca tak to odbieram. Może być tak, że ktoś przeczyta ten wywiad i mnie skrytykuje, a o panu powie, że pytania były głupie. Zawsze możemy się z czymś takim zetknąć i albo sobie z tym poradzimy, albo nie powinniśmy robić tego, czym się zajmujemy. Wcześniejsze lata w Lechu wspominam dobrze. Ten ostatni rok to faktycznie była kumulacja, bo po prostu mieliśmy słaby sezon. Gdy jednak wychodzę na boisko, takie sprawy odkładam całkowicie na bok.
Boisko to jedno, lecz na co dzień trzeba funkcjonować w Poznaniu. Mieszka się tu, spotyka kibiców itd. Nie miał pan trochę dosyć hejtu? Warta jawi się jako znacznie bezpieczniejsza przystań.
Podkreślam, że ja nie miałem z tą krytyką problemu. Wychodząc po meczu na miasto, czułem się dobrze. Zresztą dlatego zostałem w Poznaniu. Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś mnie wyzywał na ulicy.
Więcej działo się w Internecie.
Sieć to nie mój świat. Jakby zobaczyć na żywo "zawodników", którzy na co dzień żyją w sieci, to naprawdę nie ma się czym przejmować. Żyjąc w Poznaniu, mam w 95 procentach dobre wspomnienia. Nie dziwię się, że duża część krytyki spadła na mnie, bo w takim klubie jak Lech presja cały czas jest i siłą rzeczy najbardziej dotyka piłkarzy, którzy byli w drużynie najdłużej.
Jak długo jeszcze pogra pan w piłkę? Kontrakt z Wartą został zawarty na rok z opcją przedłużenia o kolejny.
Myślę, że właśnie rok lub dwa to jest ten czas, który jeszcze spędzę na boisku. Nie chcę niczego mówić na pewno, ale tak zakładam.
To kwestia innych planów, czy tego, że nie chce pan już grać na pół gwizdka?
Gdybym czuł, że nie jestem w stanie dać stu procent, skończyłbym już teraz. Nie wiem co będzie za rok czy dwa. Jeśli nadal będę się czuć dobrze, to kto wie, czy nie pogram nawet dłużej. Mam jednak plany na przyszłość, choć na pewno zostaniemy z rodziną w Poznaniu.
Zostanie pan trenerem?
Nie, tego nie planuję. Nie chciałbym na razie zbyt wiele mówić, póki co jeszcze gram.
Przed meczem z Podbeskidziem nie zadałbym tego pytania, ale teraz już trzeba. Wygraliście 2:1, jesteście liderem Fortuna I ligi. Widzi pan jeszcze siebie w ekstraklasie z Wartą?
Na razie wyobrażam sobie jeden scenariusz - niedzielne zwycięstwo z GKS Jastrzębie.
Jaki jest potencjał Warty? Takich wyników nie spodziewał się nikt.
My też. Ta ekipa dopiero się poznaje, mamy bardzo wielu nowych zawodników. Nowy jest też trener. Na razie układa się to dobrze i oby tak dalej. Nie boimy się presji. Jeśli potrafimy solidnie grać, to sobie poradzimy. To samo dotyczy przeciwników. Jeśli oni mają jakiś poziom, nagle nie wskoczą na wyższy tylko dlatego, że zmierzą się z nami.