80. rocznica wybuchu II wojny światowej. Edmund Giemsa. Wojna zniszczyła mu marzenia, ale nie zabrała polskości

Materiały prasowe / NAC / Edmund Giemsa
Materiały prasowe / NAC / Edmund Giemsa

Edmund Giemsa był 9-krotnym reprezentantem Polski i gwiazdą Ruchu Chorzów. W trakcie II wojny światowej został siłą wcielony do Wehrmachtu, ale zdezerterował do rodaków we Włoszech.

W tym artykule dowiesz się o:

- Świadom celu, obowiązku i odpowiedzialności wstępuję do kadry olimpijskiej (...), aby dostąpić zaszczytu reprezentowania barw Najjaśniejszej Rzeczpospolitej na Igrzyskach Olimpijskich - słowa, które wypowiadał Edmund Giemsa podczas uroczystości ślubowania w siedzibie Polskiego Radia w Katowicach w 1939 roku, miały być początkiem spełniającego się marzenia o występie na IO.

Nie były, bo turniej w Tokio się nie odbył. 1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa, która przekreśliła wszystkie plany...

Od napastnika do obrońcy 

Gdy pytamy grupkę kilku kibiców Ruchu Chorzów o najlepszych piłkarzy w historii klubu, to najczęściej padają nazwiska Gerarda Cieślika, Ernesta Wilimowskiego i Zygmunta Maszczyka. Giemsę wymienia tylko jeden z nich. - Rozegrał u nas ponad sto meczów, był ważnym ogniwem drużyny, która 5 razy zdobyła tytuł mistrza Polski. Mój dziadek widział go wielokrotnie na boisku i opowiadał, że to był gracz o bardzo dużych, a przede wszystkim wyjątkowych, jak na tamte czasy, umiejętnościach - tłumaczy nam.

ZOBACZ WIDEO Mistrzostwa Europy siatkarek. Redaktorzy WP SportoweFakty oceniają szanse reprezentacji Polski. "Wszystko zależy od nas"

Przedwojenne media opisywały Giemsę jako zawodnika niezwykle pracowitego, solidnego i walecznego oraz wszechstronnego, a przy tym obdarzonego niezwykle mocnym kopnięciem. Znany w kraju stał się po tym, jak w wieku 20 lat trafił do Ruchu Hajduki Wielkie (Chorzów). Wtedy jako napastnik, który nawet początkowo grał w linii z m.in. Teodorem Peterkiem, Gerardem Wodarzem czy wspomnianym już wyżej Wilimowskim i strzelał sporo goli. Naprawdę doceniono go jednak dopiero po tym, gdy przemianował się na obrońcę. I to właśnie w tamtym czasie zadomowił się też na stałe w reprezentacji Polski. Co prawda debiutował w niej już w 1933 roku, ale regularne powołania zaczęły przychodzić 3 lata później.

Pechowa reprezentacja 

Giemsa zagrał tylko 9 meczów w biało-czerwonej koszulce. Miał pecha, bo selekcjonerzy woleli stawiać na innych, a on najważniejsze turnieje mógł jedynie śledzić z boku. Na IO 1936 w Berlinie nie zmieścił się w kadrze, mimo że nawet składał przysięgę w imieniu śląskich graczy. MŚ 1938 już zaliczył, ale jedynie jako rezerwowy. Zaś kolejne igrzyska zabrała mu wojna. Niemniej mógł mieć odrobinę satysfakcji, że jego ostatni mecz na stałe przeszedł do historii.

Czytaj także: Edward Szymkowiak - bramkarz numer 1

Był 27 sierpnia 1939 roku, na trybunach Stadionu Wojska Polskiego w Warszawie pojawiło się około 20 tysięcy ludzi. Większość z nich miała już karty mobilizacyjne przy sobie, a w powietrzu był ponoć wyczuwalny zapach prochu. W takiej scenerii Polacy niespodziewanie pokonali 4:2 Węgrów, niepokój zamienił się w radość. Ale tylko na kilka dni...

Pocięte swastyki, Wehrmacht i ucieczka 

III Rzesza błyskawicznie przyłączyła do siebie Górny Śląsk i zreorganizowała wszystko. W przeciwieństwie do innych terenów, nie zabroniła jednak miejscowym gry w piłkę nożną w "swoich" klubach. Choć to nie miało znaczenia, bo w sumie Giemsę - urodzonego 16 października 1912 roku w Rudzie Śląskiej, będącej jeszcze pod zaborem niemieckim - i tak traktowali jak rodaka. Podpisał bowiem "volkslistę", choć nie krył niechęci do Niemców, o czym po latach opowiedział np. Cieślik, który grał z nim w Bismarckhuetter 1899 SV (klub założony na terenach obecnego Chorzowa - przyp. red.).

- W drużynie i klubie rozmawialiśmy po polsku. (...) Atmosfera była dobra. Od czasu do czasu "podgrzewali” ją starsi koledzy jak Edmund Giemsa. On był fryzjerem z zawodu i zawsze miał przy sobie brzytwę. Przed jednym z meczów w Hajdukach zostały pocięte flagi ze swastykami. Nikt nic nie musiał mówić. Myśmy dobrze wiedzieli, kto to mógł zrobić - wyjawił najlepszy strzelec w historii Ruchu.

Czas prawdziwej próby dla Giemsy miał jednak dopiero nadejść. W 1942 roku w skrzynce na listy znalazł bowiem powołanie do Wehrmachtu. Odmówić nie mógł, bo potraktowano by to jako dezercję, za którą groziła kara śmierci. Jako wychowany w czasach odzyskiwania niepodległości przez Polskę oraz późniejszych Powstań Śląskich i plebiscytów, nie zamierzał jednak walczyć przeciwko swoim. Pozorował więc przez kilkanaście miesięcy, a w międzyczasie szukał momentu do ucieczki. Udało się, gdy rzucono go do Francji, a przez tamtejszą partyzantkę zdołał przedostać się aż do II Korpusu Polskiego we Włoszech, by później nawet wrócić do futbolu (grał przez kilka miesięcy w Anconitanie - przyp. red.).

Czytaj także: Ernest Wilimowski i jego tragiczny wybór


Wojna dobiegła końca w 1945 roku, ale Giemsa nie zaryzykował powrotu do rodzimego kraju, ponieważ dowiedział się, że jest na celowniku Urzędu Bezpieczeństwa. Zamiast tego definitywnie zakończył swoją przygodę z futbolem i wyemigrował do Wielkiej Brytanii. W efekcie Polski nie zobaczył już nigdy, mimo że żył jeszcze niemal pół wieku (zmarł 30 września 1994 roku w Wielkiej Brytanii - przyp. red.). Do dziś pozostaje jedną z najbardziej zapomnianych gwiazd naszej ligi.

Źródło artykułu: