Eliminacje EURO 2020. Słowenia - Polska. Josip Ilicić: Bałem się, że umrę

Kilkanaście miesięcy temu nie mógł być pewien nie tylko dalszej gry w piłkę, ale i swojego dalszego życia. - Bałem się, że umrę - wspomina. Josip Ilicić wrócił jednak do zdrowia i jest gwiazdą Atalanty i reprezentacji Słowenii.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Josip Ilicić Getty Images / Na zdjęciu: Josip Ilicić
- Bałem się usnąć. Myślałem, że mogę się już nie obudzić. "Co, jeśli już nigdy nie zobaczę mojej rodziny?". W mojej głowie były najczarniejsze myśli. Ta o końcu kariery nie była najgorsza - przekonywał kilka miesięcy temu, gdy przeżywał najtrudniejsze chwile w życiu.

Jeszcze na początku ostatniego sezonu Josip Ilicić nie mógł być pewien, czy będzie kontynuował karierę. Wrócił jednak do zdrowia, wprowadził Atalantę Bergamo do Ligi Mistrzów i jest liderem reprezentacji Słowenii, która w piątkowy wieczór zmierzy się z Polską w eliminacjach do EURO 2020.

Już rozgrywki 2017/2018 były dla niego znakomite, podobnie jak dla całego zespołu. Niedoceniana drużyna Gian Piero Gasperiniego zajęła siódme miejsce na koniec rozgrywek i awansowała do eliminacji Ligi Europy. Ilicić był jej najlepszym zawodnikiem, strzelając aż 15 bramek.

ZOBACZ WIDEO Eliminacje Euro 2020. Wojciech Szczęsny liczy na Piątka. "Napastnik głodny goli zawsze jest groźny dla przeciwników"

Nic dziwnego, że po znakomitych występach we włoskiej prasie pojawiły się doniesienia, że Słoweniec może trafić do Romy, Interu czy też do Premier League. Ostatecznie został, choć trudno było się spodziewać, że drużyna może osiągnąć jeszcze lepszy wynik.

Strach

Ilicić nie spodziewał się też, że wkrótce pod znakiem zapytania stanie jego dalsza kariera, a nawet życie.

Jerzy Brzęczek zdecydował i wybrał bramkarza numer jeden. Czytaj więcej--->>>

Zaczęło się niewinnie. W sierpniu u przygotowującego się do sezonu Słoweńca zdiagnozowano infekcję, do mediów przedostawały się doniesienia o ropieniu zęba. 30-latek trafił w ręce lekarzy, którzy wkrótce wykryli, że doszło do ostrego zapalenia węzłów chłonnych i piłkarz musi pozostać w szpitalu.

Ilicić spędził tam tydzień podłączony do kroplówki. Do dziś przekonuje, że był to najtrudniejszy moment w jego życiu. Okazało się bowiem, że infekcja może spowodować długotrwałą śpiączkę, a wspominając swojego byłego kolegę z Fiorentiny, ś.p. Davide Astoriego bał się, że podobnie jak on zaśnie i już się nie obudzi.

- Cały czas miałem w głowie śmierć Davide. Nie mogłem spać, bałem się zasnąć. Nie mogłem przecież wykluczyć, że podobna historia może przydarzyć się mnie. "A co jeśli już się nie obudzę i już nigdy nie zobaczę mojej rodziny?" - zastanawiałem się. Doprowadzało to mnie do obłędu - przekonywał jesienią ubiegłego roku.

Gdy wspominał trudne chwile w rozmowie z włoską telewizją, trudno mu było powstrzymać łzy. Miał świadomość, ile mógł stracić. - Są osoby, które po takiej infekcji zapadły w długotrwałą śpiączkę. Koniec kariery? To był szczegół. Naprawdę, po tym co się stało zrozumiałem, że futbol to tylko niewielka część mojego życia - mówił.

Choć po wyjściu ze szpitala jeszcze jakiś czas zmagał się z traumą i myślami o śmierci, dzięki najbliższej rodzinie to przezwyciężył. - Jestem dzisiaj zdecydowanie silniejszą osobą. Przezwyciężyłem naprawdę dramatyczny czas, teraz futbol to dla mnie praca - zapewniał.

Sukces

I mimo że Ilicić zmienił swoje nastawienie do życia, nie zmienił się jako piłkarz. Już kilka tygodni po powrocie na boisko strzelił hat-tricka w spotkaniu z Chievo Werona, wkrótce powtórzył to w meczu z Sassuolo, a Atalanta, po nieudanym początku zaczęła marsz w górę tabeli.

Marsz ten zakończył się gigantycznym sukcesem, bo takim dla klubu z Bergamo było zajęcie trzeciego miejsca w tabeli na koniec sezonu i awans do kolejnej edycji Ligi Mistrzów. I choć najlepszym strzelcem Atalanty był Duvan Zapata (22 gole), bez 12 goli i 7 asyst Ilicicia sukces byłby niemożliwy.
 
  - Ja jestem tylko częścią całej drużyny, każdy z nas odgrywa równie ważną rolę. Z racji wieku muszę jednak brać odpowiedzialność na siebie, co lubię - zapewniał skrzydłowy.

Remis w meczu rywali Polaków w grupie G. Czytaj więcej--->>>

Jest liderem Atalanty, taką samą rolę pełni też w reprezentacji Słowenii. 31-latek jest obok bramkarza Jana Oblaka (Atletico Madryt) największą gwiazdą zespołu, który walczy o awans na mistrzostwa Europy. W piątkowy wieczór w Lubljanie kadra prowadzona przez Matjaza Keka zmierzy się z Polską.

Wyzwanie

I jeśli reprezentacja Polski chce po raz piąty z rzędu w eliminacjach zakończyć mecz bez straty gola, musi przede wszystkim wyłączyć z gry Ilicicia. A nie będzie to łatwe - Słoweniec ma świetną technikę, potrafi potężnie uderzyć z dystansu, często zmienia pozycję, lubi schodzić z boku boiska do środka, a na dodatek dobrze radzi sobie w grze w powietrzu (1,91 m).

Według słoweńskich mediów piątkowym meczu Ilicić powinien zająć miejsce tuż za plecami wysuniętego Roberta Bericia.

W pierwszych czterech kolejkach nasi najbliżsi rywale zgromadzili tylko pięć punktów, tracąc je zwłaszcza w domowym starciu z Macedonią Północną (1:1). Po ostatnim  triumfie nad Łotwą (5:0) pojawiła się jednak wiara, że pierwszy od 10 lat awans na wielki turniej może stać się faktem.

Największe nadzieje pokładają właśnie w Iliciciu, który na pewno czuje ciężar odpowiedzialności, jaki zrzucają na niego kibice. Dla Słoweńca futbol to jednak od pewnego czasu sprawa drugorzędna.

- To tylko moja praca. Ja cieszę się teraz każdą sekundą spędzoną z moją rodziną. Życie jest krótkie i musisz się tym nacieszyć - skomentował niedawno 31-latek.

Czy reprezentacja Polski awansuje do finałów EURO 2020?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×