Dariusz Tuzimek: Nowe rozdanie, nowa siła (felieton)

Zbigniew Boniek ogłosił w Cafe Futbol w Polsacie, że jednak będzie za rok abdykował z funkcji prezesa. Dało się wyczuć, że robi to niechętnie. W głosie prezesa słychać było głęboki żal.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Zbigniew Boniek Newspix / Łukasz Grochala / Na zdjęciu: Zbigniew Boniek
Boniek wspomniał też coś, że zapis o dwukadencyjności (czyli, że Boniek nie może być prezesem PZPN na trzecią kadencję) jest niekonstytucyjny. Bo ogranicza prawo obywatela. No, bo czemu niby ma tak być, że on nie może nadal prowadzić polskiego futbolu ku świetlanej przyszłości, skoro tak dobrze mu to wychodzi.

Zdziwiła mnie ta biegłość Bońka w znajomości konstytucji, ale przyjąłem to z pokorą, bo przecież autor stwierdzenia "Jesteśmy federacją, która wszystko robi dobrze" nie może się mylić. Dziennikarze w studio rzucali mu koło ratunkowe, że może się jeszcze ustawa zmieni i Boniek dostanie trzecią kadencję, ale prezes z wyraźnym fochem odpowiedział, że na to już nie liczy. A że strata dla polskiego futbolu byłaby to ogromna i niepowetowana, to dziennikarze dopytywali, czy choćby wiceprezesem by się nie zgodził być. Bo przecież jakoś tę głupią ustawę obejść trzeba.

Boniek zaznaczył, że on nikim nie będzie kierował z tylnego siedzenia, bo to nie w jego stylu. No jasne, że tak. Pewnie! Nawet nie musiał tego mówić, przecież z tego właśnie jest znany.

ZOBACZ WIDEO: Seria A. Żenująca gra Milanu. Fiorentina rozbiła klub z Mediolanu. Ribery bohaterem! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Czyli okazuje się, że tylko wyjątkowej nikczemności ludzkiej zawdzięczamy plotkę o tym, że Boniek szykuje z sekretarzem PZPN Maciejem Sawickim roszadę, znaną z genialnego zagrania w świecie polityki jako wariant "Putin - Miedwiediew" (najpierw Putin był przez dwie kadencje prezydentem Rosji, po czym na jedną kadencję "zluzował" go jego pomagier Miedwiediew, a później znów na dwie kadencje wrócił Władimir Władimirowicz Putin. I tak oto nie naruszona została ani konstytucja, ani ciągłość władzy).

Czytaj też: Manchester City - Dinamo Zagrzeb. Nenad Bjelica zagra z Pepem Guardiolą o lidera w grupie C

Plan ten jest genialnie prosty, ale w realiach polskiego futbolu trudny do powtórzenia ze względu na postać sekretarza, który jako zimny funkcjonariusz ma mniej luzu niż profesor Balcerowicz, a sztukę zjednywanie sobie otoczenia musiał ćwiczyć w jakimś garnizonie, koszarach lub podobnym miejscu. W środowisku piłkarskim, które stroni od drętwoty i sztywniactwa, a ceni sobie dar zabawy i humoru, byłoby mu ciężko zdobyć głosy.

Toteż Boniek w Cafe Futbol - po dodatkowych pytaniach od dziennikarzy - przyznał, że ostatecznie rozważyłby wiceprezesurę, ale "to zależy u jakiego prezesa". No jasne, że tak. Z byle kim by nie poszedł, nie musiał tego wcale dodawać.

No to kto na prezesa po Bońku? Jacy są kandydaci? Środowisko wskazuje prezesa Jagiellonii Cezarego Kuleszę oraz Bogusława Leśnodorskiego, byłego prezesa Legii. Boniek od razu w studio zaznaczył, że on nigdy od Kuleszy wprost nie usłyszał, że ten chce być prezesem. I stało się jasne, że to nie jest ten prezes, u którego "Zibi" chciałby wygrzewać stołek z napisem "wice".

Sceptycyzm Bońka w ogóle mnie nie dziwi, bo Kulesza to nie jest facet, którego można by totalnie kontrolować albo łatwo nim manipulować. Prezes Jagiellonii słynie z twardego charakteru i... mocnego ciosu. Trzeba na niego, kurka wodna, uważać. Tym bardziej że jest niesamowicie popularny wśród piłkarskiego elektoratu, to on pomógł Bońkowi poprzednie wybory wygrać, a był w stanie pomóc... przegrać.

A co z Leśnodorskim? Mocny kandydat, gawędziarz z zapleczem finansowym i z czarem osobistym, choć jego pryncypialna i deklarowana legijność nie ułatwi mu zadania na zjeździe wyborczym. No, ale to przecież dopiero za rok. Jest czas by zbudować pozycję.

A próbne galopy już się zaczęły. Za moment wybory do Rady Nadzorczej Ekstraklasy i jest to dobre poletko do pierwszych eksperymentów, budowania koalicji, osłabiania przeciwników, kąsania wrogów itp. Wiadomo, że Rada Nadzorcza ESA to jest gremium, które zdecyduje o podziale kasy z praw telewizyjnych, a jest co dzielić (250 mln złotych rocznie!).

Gdy w grę wchodzą pieniądze, zawsze pojawiają się emocje. Na nich można grać jak na instrumentach. Można straszyć słabsze kluby najsilniejszymi, że te "przytulą" większość kasy, można używać leninowskiej maksymy, że "wszyscy mamy takie same żołądki", można obiecywać, że "razem będziemy silniejsi".

-> Pep Guardiola: Nie zabiję się, jeśli nie wygram Ligi Mistrzów

Pomysł, o którym pisał "Przegląd Sportowy", że nagle Radę Nadzorczą miałoby stanowić aż 16 klubów Ekstraklasy i PZPN, jest z gruntu patologiczny, ale może trafić na podatny grunt. Rozdawnictwo pieniędzy zrobiło w ostatnich latach furorę w naszym kraju. I stało się narzędziem sprawowania władzy. Komu się chce słuchać argumentów, że Legia i Lech powinny dostawać więcej, bo w większym stopniu tworzą wartość medialną Ekstraklasy? No komu?

"Urawniłowka" do niczego dobrego nie prowadzi, ale populistycznie dobrze się sprzeda. A przy okazji wyborów do Rady Nadzorczej Ekstraklasy można już zacząć ustawiać przyszłoroczne wybory na prezesa PZPN. Nie zdziwiłbym się, gdyby Bońkowi było po drodze z Leśnodorskim, bo już dziś więcej ich łączy niż dzieli. Inwestują w siłę medialną, budując własne media lub znajdując dziennikarzy z "pomarańczową" przeszłością. Bo mając przychylne media, zawsze jest łatwiej rządzić, czego dowodem dwie kadencje Bońka w PZPN.

Co prawda zachodzę w głowę, jak Boniek zaakceptuje w tym układzie Macieja Wandzela (bo jak Leśnodorski to przecież i Wandzel), na którego prezes PZPN ma alergię, ale eksperci od biznesu przekonują, że wspólnota interesów jest w stanie nie takie rowy zasypać. Ano zobaczymy. Potencjału Leśnodorskiego z Wandzelem nie można nie doceniać. Rządzili w tym samym czasie Legią i Ekstraklasą. Dziś niby są poza futbolem, ale tylko teoretycznie. Budują kontakty, nie tylko w Sosnowcu czy Częstochowie. Leśnodorski był jednym z tych, którzy ratowali Wisłę i do dziś środowisko krakowskie jest mu wdzięczne. Szczególnie to, które jest przy władzy.

Jeżeli prawdą jest, że już dziś prezes "Białej gwiazdy" Piotr Obidziński (którego Leśnodorski na stanowisko szefa Wisły wymyślił) testuje swoją zdolność do organizacji spotkań z innymi klubami, tzn. że w kociołku już nieźle buzuje. Być może właśnie powstaje konstrukcja, z którą liczyć się będzie musiał nawet Boniek. I nawet jeśli w takim układzie znajdzie się dla niego posadka "wice", to nie po to, żeby tam grał pierwsze skrzypce. Od tego będą inni. Będzie za to miał przywilej bić brawo z pierwszego rzędu. Też coś, bo jak długo można oklaskiwać samego siebie.

Dariusz Tuzimek

Zobacz pozostałe teksty tego autora ->

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×