Beniaminek Radom: Klub ostatniej szansy

Płacą ci, których na to stać - mówi Paweł Jadczak. Chciałby, żeby było stać wszystkich, ale tak nie jest. A przecież nie wyrzucą dzieci z trudnych rodzin. Dla nich Beniaminek Radom to jedyna odskocznia od niełatwego dzieciństwa.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
zawodnicy Beniaminka Radom Facebook / @beniaminek.skrzaty / Na zdjęciu: zawodnicy Beniaminka Radom
Jeden z chłopców podczas treningu słaniał się na nogach i w końcu padł. Trener trochę się przestraszył, ale po chwili wszystko wróciło do normy. Młody odzyskał przytomność. Nic mu nie było. Tyle tylko że nie jadł od dwóch dni. Samotna matka narkomanka zapomniała nakarmić. Obowiązek przejęli na siebie działacze klubowi.

Gdy trener Beniaminka Radom, Paweł Jadczak, po raz pierwszy zajechał na położone niedaleko osiedle, które w zamyśle miało być rajem, a stało się strefą zakazaną, do samochodu władował mu się jakiś pijak. Gdy chwilę przepychał się z intruzem, przed maską samochodu przebiegła naga kobieta. A za nią pies z butelką po "desperadosie" w pysku. Nie uwierzyłby, gdyby nie zobaczył. Gdy w końcu wyszedł z auta, z bloku naprzeciwko mężczyzna wyrzucił przez okno kobietę. Na szczęście z parteru. Kocha to wróci.

To wszystko w ciągu 5 minut. Wtedy zrozumiał, gdzie jest i z kim będzie pracował. Za darmo, bo często nawet nie za dziękuję. Składki wynoszą od zera do 70 złotych. - Jak cię nie stać, nie płacisz - mówi Paweł, 5-krotny reprezentant Polski juniorów. Fajnie, jakby wszystkich było stać, ale co zrobić z tymi dzieciakami, które nic nie mają?

Paweł strzelał, Iniesta nie

Określenie "Więcej niż klub" jest co prawda zarezerwowane dla Barcelony, ale Beniaminek Radom też na nie zasługuje. Mały klubik zrobił więcej dla trudnych dzieci niż miejscowi politycy. Czasem prosi więc o skromny datek na pomoc, ale drzwi do magistratu są ledwie lekko uchylone. Paweł i jego ojciec Marek Jadczak, były prezes Radomskiego Związku Piłki Nożnej, a obecnie prezes Beniaminka, robią swoje. Tak już mają, że cierpią na futbol - chorobę nieuleczalną.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Radosław Majecki z powołaniem do reprezentacji. "Jego kariera jest budowana na przykładzie Fabiańskiego"

Gdy zakładali klub w 1993 roku, byli pionierami na rynku. Właściwie Marek zakładał, Paweł miał wtedy 10 lat i był obiecującym piłkarzem, który z czasem trafił do Wisły Kraków i grywał w słynnej drużynie młodzieżowej z braćmi Brożkami.

- Dziś na każdym kroku ma pan akademie piłkarskie, w każdym mieście po kilka, każdy chce jakoś żyć. A my byliśmy pierwsi. Nie tylko w Radomiu, ale i w całej Polsce - mówi Marek Jadczak. Chłopcy mieli sponsorów, jeździli po Polsce, po Europie. Na turnieju w Barcelonie wystawili drużyny w dwóch kategoriach wiekowych. Jedna zajęła drugie miejsce, druga wygrała finał z gospodarzami. Paweł Jadczak strzelił w finale dwie bramki, zawodnik rywali, Andres Iniesta żadnej.

Na turniejach grali z klubami z całej Europy. Na ściance w budynku klubowym wiszą proporczyki klubów holenderskich, amerykańskich, duńskich, angielskich. A obok artykuły z gazet. Pełno artykułów. Zawodnicy na zdjęciach mają logo Barcelony, Dynama Kijów. Tego Dynama Marek od 20 lat nie może odżałować. Beniaminek przegrał na karne.

W tej szatni byli wielcy polskiej piłki

I oczywiście są koszulki wychowanków. Paweł Sasin, Karol Gregorek, Paweł Tarnowski zagrali w Ekstraklasie. Do tego około 40 piłkarzy, którzy trafili do Broni czy Radomiaka. Trochę się tu ich wychowało na radomskich blokowiskach. Młodzież Beniaminka walczyła jak równy z równym z Legią czy Polonią, Lechem, Wisłą. Zdarzały się wygrane. Markowi Jadczakowi czasem trzeba przerywać, gdy zaczyna odtwarzać ze szczegółami mecze sprzed dwóch dekad. Ma je w głowie. Bo przecież on ten klub budował od podstaw. Gołymi rękami. Z rodzicami wywozili taczki piachu, wynosili gruz, murowali, spawali. Do pomocy dostali kilku więźniów, którzy odpracowywali karę.

Różnie toczyły się losy klubu, zawieszał działalność, odradzał się. A dziś jest tu swojsko. Zadbane pomieszczenia klubowe w podziemiach miejscowej szkoły, gdzie przesiadywali wielcy polskiego piłkarskiego świata. Byli Skorża, Globisz, Janas i wielu innych. Klub ma porządny sprzęt, jest piękne boisko, równiutkie, aż szkoda w korkach wchodzić. Paweł Jadczak wpada dwa razy w tygodniu o 6 rano przed pracą, żeby skosić. On sam trenował na piachu, wracał do domu i matka kazała mu zdejmować ubranie na klatce schodowej. Jak popadało to było błoto i wszyscy byli zadowoleni. A dziś? Minęło kilkanaście lat i to jest inny świat. Pracują polewaczki, jest najlepsza trawa z Holandii. Od rana pracuje kosiarka.

ZOBACZ: Polska Ekstraklasa na peryferiach Europy

Takie ma hobby. Kiedyś został kosić w nocy, nie włączył oświetlenia i jego żona, Bożena, do dziś się śmieje z "plamistego" boiska. Prawda taka, że tu nigdy niczego nie brakowało. Oprócz kasy. Nie ukrywają, że jest potrzebna. Utrzymanie boiska to kilkanaście tysięcy złotych rocznie. Ale przelewu z ratusza nie ma za często, 10 tysięcy rocznie... niby zawsze coś, ale trzeba kombinować. Ktoś załatwi wodę, ktoś lampy, inny zwiezie ziemię. Warto dobrze żyć z ludźmi.

Czym jest sukces

Dziś w klubie trenuje 110 dzieci z różnych rodzin, czasem bardzo trudnych, bo takich w Radomiu nie brakuje. Są dzielnice, gdzie radiowozy jeżdżą zawsze po dwa, bo jeden może nie wrócić. Są miejsca, gdzie alkohol jest przerywnikiem dla prostytucji. Te wszystkie miejsca, gdzie rząd wlewa 500+ do gardeł jak do studni bez dna, znajdują się blisko centrum.

Dlatego Paweł i Mariusz Mędra, pedagog ulicy, współpracujący z klubem, wyciągają dzieci. Chłopca, którego ojciec zmarł, bo zadławił się własnymi wymiocinami. Albo innego, który mieszka z szóstką rodzeństwa na 40 metrach kwadratowych. Gdy do niego przyszli, matka tylko podniosła głowę i zaraz opuściła zmożona snem.

- Wiesz co, niedawno chłopak nie miał na obóz, 200 złotych rodzice dali, ale potem się ukrywali, nie odbierali telefonu. Jakoś w końcu wzięliśmy tego chłopaka, on pierwszy raz w życiu był poza Radomiem. Te dzieci znają często tylko swoją dzielnicę i drogę na stadion – opowiada Marek Jadczak.

ZOBACZ: Równe szanse w piłce to mit. Niektóre dzieci mają problem

W tym wszystkim brakuje jakiegoś – jak to mówią Amerykanie – "Success story", kogoś takiego, który wyrwał się z tych nizin, zrobił wielką karierę, będzie wzorem dla młodych, może zajedzie dobrym samochodem i pokaże, że się da.

- Nie brakuje talentów, ale to są bardzo trudne tematy. Wiele osób znika, wraca do siebie, nie daje rady. To jest syzyfowa praca – mówi Mariusz Mędra. Kłopotliwą ciszę przerywa Marek Jadczak: - No dobra, zgadza się, przegrywamy często. Ale próbujemy dalej. W końcu się uda. Albo wie pan co, jak taki chłopak wyjdzie na ludzi, to też jest sukces, prawda?

Czy zajęcia piłkarskie dla dzieci w Twojej okolicy są drogie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×