Stracił niemal dwa lata, lekarze go skreślali. Adrian Laskowski się uparł i wrócił do gry w Warcie Poznań

Materiały prasowe / Warta Poznań
Materiały prasowe / Warta Poznań

Stracił niemal dwa lata, myślał, że to koniec marzeń o grze w piłkę, ale los wreszcie się do niego uśmiechnął. Adrian Laskowski przeszedł prawdziwą gehennę, mimo to wrócił do gry w Warcie Poznań i zdążył już nawet zdobyć gola.

Z klubem jest związany od 2005 roku, czyli od dekady (z półtoraroczną przerwą na występy w Polonii Bytom). Dla 27-letniego pomocnika gra przy Drodze Dębińskiej to nie tylko praca.

- Przeżyłem w Warcie tak wiele, że nie mogłem stracić wiary. W tych trudniejszych momentach mówiłem sobie, że przeżyję też problemy zdrowotne i wrócę. Wielkie wsparcie dostałem od rodziny, która na każdym kroku podkreślała, żebym za nic w świecie nie kończył z piłką - powiedział WP SportoweFakty Adrian Laskowski.

Za ciosem cios

Koszmar zaczął się w sezonie 2017/2018, który dla zielonych był niezwykle udany i przyniósł im awans do Fortuna I ligi. W rundzie jesiennej Laskowski występował regularnie i zdobył sześć bramek, ale potem nic już nie układało się po jego myśli.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Problemy Brzęczka z piłkarzami reprezentacji. "Wygląda na to, że konflikty są głębokie"

- W styczniu 2018 roku, na początku okresu przygotowawczego, dowiedziałem się, że mam zapalenie ścięgna Achillesa. Jak się potem okazało, to jeden z najbardziej nieprzyjemnych urazów - nawracający i bardzo trudny do wyleczenia - przyznał.

Na początku wydawało się, że kłopoty nie potrwają zbyt długo. - Tego typu kontuzje prawie zawsze leczy się zachowawczo. Przeszedłem rehabilitację i próbowałem wrócić. Najpierw po miesiącu, potem po dwóch i trzech, ale za każdym razem było źle. W końcu doszło do momentu, w którym zapalenie przeszło w stan przewlekły. Byłem tak zdeterminowany, że próbowałem nawet pokonać ból i z nim wchodziłem w trening. Dolegliwości były jednak zbyt duże i nie miałem już szans normalnie trenować - opowiada Laskowski.

18 kwietnia 2018 roku piłkarz zagrał w meczu Warty z Gwardią Koszalin (3:3) i to był jego ostatni występ na kolejne 17 miesięcy. - W końcu trafiłem do doktora Jacka Jaroszewskiego, który uznał, że ścięgno nadaje się już tylko do zoperowania. To był moment przełomowy. Ten zabieg sprawił, że noga wreszcie została wyleczona - dodał.

I wtedy nadszedł kolejny cios. - Nagle w drugiej, lewej nodze pojawił się taki sam uraz. To była dla mnie tragedia, najgorsze co mogłem wtedy usłyszeć. Byłem pewny, że to definitywny koniec mojej gry w piłkę. Przeszedłem kilka naprawdę ciężkich dni, na szczęście byłem już mądrzejszy w kwestii sposobu leczenia tej kontuzji. Szybko przeszedłem operację, znów czekała mnie kilkumiesięczna rehabilitacja i kłopoty wreszcie się skończyły - mówi Laskowski.

Lekarze nie dawali wielkich nadziei

Gdy mijały kolejne miesiące, a wychowanek Warty wciąż nie wracał na boisko, niejeden na jego miejscu by odpuścił. Lekarze też optymizmu nie dokładali. - Słyszałem od nich, że w końcu się pewnie wyleczę, ale potrwa to bardzo długo. Ogromnie pomógł mi doktor Jacek Jaroszewski. Mam mu za co dziękować, bo wykonał swoją pracę perfekcyjnie. W dużej mierze dzięki niemu znów mogę się cieszyć grą w piłkę. Już po urazie sporą pomoc dostałem też od Jakuba Grzędy, który zadbał o moje przygotowanie fizyczne - podkreślił Laskowski.

->Szczegółowy terminarz 14. i 15. kolejki PKO Ekstraklasy

27-latek ma do futbolu twardy charakter i w dużej mierze nauczył się go w Warcie, która przez wiele lat borykała się z kłopotami. - Spędziłem w gabinetach lekarskich mnóstwo czasu, do tego doszły żmudne rehabilitacje. Bywało, że wracałem, wziąłem udział w dwóch treningach i znów zaczynało mnie boleć. Powiedzieć, że miałem chwile zwątpienia, to nic nie powiedzieć. Kilka razy dochodziłem do momentu, w którym chciałem już kończyć, ale potem myślałem sobie, że przeszedłem w Warcie tak wiele, że nie mogę odpuścić. To był okres, w którym wywalczyliśmy dwa awanse i wróciliśmy do I ligi, więc miałem motywację, żeby walczyć dalej - przyznał.

Gdy problemy zdrowotne ustąpiły, pozostało jeszcze wypracować optymalną formę. Laskowski ją budował, a w Warcie cierpliwie czekali. W końcu 13 września piłkarz podpisał z klubem nową umowę i już dzień później wrócił do gry po 514 dniach przerwy. Powrót przypadł na wyjazdowe spotkanie z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza (1:1). Doświadczony pomocnik wszedł na boisko na ostatnie dziesięć minut i wprowadził sporo ożywienia. Miał dwie znakomite sytuacje, w których rywala zielonych ratowały świetne interwencje bramkarza.

W Niecieczy liczb jeszcze nie było, ale już w następnym spotkaniu z Odrą Opole (3:0) Laskowski asystował przy golu Jakuba Kiełba, a w niedawnym starciu z Miedzią Legnica (2:1) sam trafił do siatki.

->Fortuna I liga: Warta Poznań sensacyjnym liderem. To może być druga zielona rewolucja

Warta radzi sobie świetnie, trener Piotr Tworek nie miał powodu, by stawiać na zawodnika po przejściach, mimo to 27-latek przebojem odbudowuje swoją pozycję w drużynie.

- Cieszę się z każdej minuty rozegranej dla Warty, a myślę, że gdy przepracuję w pełni zimowy okres przygotowawczy, będzie to wyglądać jeszcze lepiej. Na razie po prostu próbuję maksymalnie wycisnąć każdą minutę, jaką dostaję. Lecząc kontuzje, nauczyłem się cierpliwości i szanuję to co mam. Trener Tworek dał mi szansę. Dziękuję mu, bo wcale nie musiał tego robić. Nie skreślił mnie, mimo że mógł pomyśleć, że po tak długiej przerwie mu się nie przydam. Zrobił inaczej, a ja jestem szczęśliwy. Warta to mój klub, razem walczymy o wysokie cele - stwierdził Laskowski.

27-latek wie co mówi. Przy Drodze Dębińskiej gra od dekady, ale tak dobrych wyników nie może pamiętać, bo choć przez ten okres poznaniacy spędzili w I lidze kilka sezonów, to nigdy nie byli liderem. Teraz niespodziewanie zajmują 1. miejsce i - na razie po cichu - włączają się do walki o awans do PKO Ekstraklasy.

Komentarze (0)