[b]
Z Rygi Mateusz Skwierawski[/b]
Klimat w łotewskiej piłce doskonale oddaje stadion Daugava w Rydze. Zamiast głównej trybuny - drzewa i duży szary telebim. Na boisku brakuje tylko leżaków i byłoby świetne kino letnie. Murawa to zresztą oddzielny temat - w niektórych miejscach faluje jak morze podczas wiatru.
Z boiska widać przejeżdżające pociągi, a dźwięk kół ciągnących się po szynach rozchodzi się po całym stadionie. To bardzo skromny obiekt, ma trzy trybuny bez zadaszenia, może pomieścić maksymalnie dziesięć tysięcy widzów. Na pewno nie zapełni się w całości i kto wie, czy nawet w połowie. Jeżeli już się tak stanie, to dzięki fanom z Polski. Organizatorzy spodziewają się około 3 tysięcy naszych kibiców.
Co ciekawe, zaczepieni na mieście Łotysze nie mają nawet świadomości, że w czwartek jest jakiś mecz. Jeden z nich kompletnie rozbraja - nie wie kim, jest Robert Lewandowski.
ZOBACZ WIDEO: El. Euro 2020: Łotwa - Polska. Niepotrzebne słowa Bońka? "Akurat on nie jest osobą, która powinna pouczać innych"
Eliminacje Euro 2020. Łotwa - Polska. Kamil Glik: Krytyka reprezentacji była za duża
Ma to swoje uzasadnienie. Po pierwsze - piłka nożna jest na Łotwie sportem numer trzy po hokeju i koszykówce. Po drugie - tutejsza społeczność nie ma podstaw, by żyć występami drużyny narodowej. Ich kadra w grupie eliminacyjnej jest workiem treningowym dla innych zespołów. Zajmuje ostatnie miejsce, bez punktu, z jednym golem, którego nawet nie strzeliła, bo zawodnik Macedonii Północnej pokonał własnego bramkarza.
To jeden z najgorszych okresów tej reprezentacji w historii. W sześciu meczach kwalifikacji drużyna Slavisa Stojanovicia straciła 21 goli. Łotysze ostatni mecz wygrali prawie półtora roku temu.
- Przygotowujemy się na walkę, bo co nam zostało - mówi nam Igors Tarasovs, piłkarz reprezentacji Łotwy. - Wszystko, co najgorsze, już się wydarzyło, te eliminacje dawno się dla nas skończyły, dlatego przyszedł czas, żeby w końcu ruszyć. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego idzie nam tak źle. Nie jesteśmy aż tak słabi, żeby przegrywać każde spotkanie po 0:5 czy 0:6. Zjechaliśmy do poziomu San Marino, nie zasługujemy na to - opowiada obrońca Spartaka Jurmala, były gracz Jagiellonii i Śląska Wrocław.
Kibice z Łotwy śmieją się z tej reprezentacji. W mediach społecznościowych komentowali wpisy polskich dziennikarzy na temat krzywego boiska. Odbierają to jako zapowiedź kolejnego kiepskiego występu drużyny.
- Większość kibiców w nas nie wierzy i trudno się dziwić. Niżej nie da się już upaść. Pora wrócić do żywych, a mecz z Polską jest świetną okazją - nie traci nadziei Tarasovs.
W złotym okresie Łotysze potrafili wygrać z polską kadrą. W 2002 roku zrobili to w Warszawie, kiedy selekcjonerem był Zbigniew Boniek. Później awansowali na mistrzostwa Europy 2004. W marcu tego roku rywale przegrali z drużyną Jerzego Brzęczka 0:2. W drugiej kolejce eliminacji zostawili dobre wrażenie, kilka razy groźnie zaatakowali i skutecznie się bronili. Bramkę stracili dopiero w 76 minucie i nic nie wskazywało, że będą chłopcem do bicia w kolejnych miesiącach.
Dziś nie ograć Łotwy, to wstyd, a takie podejście drażni tamtych zawodników. - Potrafimy grać i mecz w Warszawie najlepiej to pokazał. Polska miała problemy, dlatego widzę szansę na poprawę. Po tych wszystkich niepowodzeniach już spadła z nas presja, nie boimy się, nie mamy nic do stracenia. To może być sporym atutem - twierdzi Igors Tarasovs.
Ale w czwartek Łotysze postawią przede wszystkim na obronę. - Tracimy dużo bramek, wymiana ciosów nie miałaby sensu. W pierwszej kolejności skupimy się na defensywie. A dalej zobaczymy - kończy.
Początek meczu Łotwa - Polska o godzinie 20.45.
Eliminacje Euro 2020. Jerzy Brzęczek: Dobra forma piłkarzy pokazuje, że wykonujemy dobrą robotę