- Wpływ trenera na zespół? Spory. Przede wszystkim efekt pracy trenera to nie jest to, co widać w pojedynczym meczu na boisku, ale to co widać po pewnym okresie - mówi Vitezslav Lavicka, trener Śląska Wrocław. Po świetnym początku sezonu przyszedł trudny moment dla drużyny z Wrocławia, ale Lavicka prosi o zachowanie spokoju. Znaki firmowe drużyny to doskonała organizacja z tylu oraz przejście z obrony do ataku i odwrotnie. Śląsk wciąż jest blisko czołówki, gra piłkę ładną dla oka. Nie podlega dyskusji, że jest to dziś zupełnie inna drużyna niż jeszcze rok temu, gdy drżała o utrzymanie w PKO Ekstraklasie.
Jak to się robi panie trenerze?
- Najważniejszy talent trenera to pewne wyczucie, umiejętność podejmowania odpowiednich decyzji. W procesie treningowym, ale przede wszystkim podczas meczu. To kwestia lat, doświadczenia, wiedzy, talentu. Z boku wygląda to łatwo, ale tak nie jest.
Ważne jest odpowiednie dobranie sztabu. Praca trenera to nie jest praca jednoosobowa. Czas nauczył mnie, że kluczem jest dobranie osób, którym możesz zaufać i na które możesz przelać obowiązki. Współpraca to dla mnie bardzo ważne słowo. Bez tego nic nie osiągniesz.
ZOBACZ WIDEO: 2. Bundesliga. St. Pauli straciło szansę doskoczyć do czołówki. Nieuznany gol Soboty [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
My jako sztab musimy być świetnie przygotowani, żeby na treningu utrzymać intensywność. To kolejny klucz, bo intensywność na treningu oznacza intensywność w grze. Dlatego koncentracja podczas zajęć musi być zachowana. Bez dobrego sztabu, bez grupy zaufanych ludzi nie jesteś w stanie tego osiągnąć.
Szkoleniowiec, który ze mną współpracuje musi być profesjonalistą, ale wyżej stawiam charakter. Musi być to porządny człowiek. Dobry trener bez dobrego charakteru nie odniesie sukcesu. To moje doświadczenia z pracy w zawodzie trenera, ale też zawodnika, życiowa lekcja.
Miałem 20 lat gdy przyszedłem do Sparty Praga. Cztery lata później złapałem pierwszą poważną kontuzję kolana, zerwałem więzadła krzyżowe. A ja byłem z tych osób, dla których piłka była czymś więcej niż zawodem. Kochałem ją. Dostałem wtedy pierwsze ostrzeżenie. "Co będę robił jeśli wypadnę z gry, która jest moim życiem?". I zacząłem robić kursy trenerskie.
Oczywiście trzeba w życiu wykorzystać okazje, które stwarza los. W Sparcie miałem sporo szczęścia do trenerów. Pierwszym trenerem, który wywarła mnie wpływ był Josef Zolodek z Pilzna, ale to były jeszcze czasy piłki młodzieżowej. Wkrótce zostałem wyciągnięty z Pilzna do Sparty, gdzie spotkałem Vaclava Jeżka. To był wielki trener, mistrz Europy. Był naszym guru. Naszym, bo przecież wielu zawodników z lat 80. zafascynowanych Jeżkiem poszło w trenerkę. Franz Straka, Josef Chovanec, Josef Bilek, Ivan Hasek i wielu innych.
Graliśmy wtedy dobrą piłkę, zdobywaliśmy seryjnie tytuły, dawaliśmy radę w europejskich pucharach. To była dla nas nieoceniona lekcja. Jeżek był świetnym psychologiem, sporo z nami rozmawiał. Zresztą dziś robię to samo, również rozmawiam z piłkarzami. Ja jestem szefem, ale nie znaczy to, że oni są tylko wykonawcami poleceń. Muszę wiedzieć jak się czują, jakie maja oczekiwania. Analizujemy i rozmawiamy z zawodnikami. Nie ma innej drogi, żeby wynieść zawodnika piętro wyżej, dać mu nowy impuls. Musisz z nim rozmawiać, zobaczyć w treningu, w meczu, pokazywać co można zrobić inaczej, dać mu wsparcie.
To moje doświadczenie. Tak robił Jeżek i tak mówił drugi wielki trener, z którym pracowałem, Dusan Uhrin. Był wielkim entuzjastą, pozytywną jednostką. Inny charakter niż Jezek, ale tak jak on świetny psycholog. Oni to po prostu mieli, wiedzieli kiedy uderzyć w stół a kiedy przytulić. To wyczucie to wielka sztuka w tym zawodzie. O mnie mówi się, że jestem trenerem spokojnym. Oczywiście też, widząc brak dyscypliny, błędy w organizacji gry, umiem krzyknąć, uderzyć pięścią w stół. Bywam bardzo ostry. Generalnie wychodzę jednak z założenia, że nerwowy trener powoduje nerwowość w grze. Zawodnicy automatycznie wyczuwają nastroje trenera. Jeśli jest to umysł spokojny i analityczny, grają swoją grę. Jeśli jest elektryczny, nie panuje nad drużyną, wszystko się rozłazi.
Oczywiście mówimy o wielu wpływach, ale nigdy nikogo nie kopiowałem. Zawsze szukałem własnej drogi. Widzę Guardiolę, Kloppa, coś wyciągam, ale gram swoje. Jeśli chcecie mnie jakoś sklasyfikować, to użyjcie słowa balans. Piłka jest prosta. Mam piłkę, atakuję, nie mam bronię, skrzydłowi są szybcy, napastnicy strzelają bramki. Potem już wchodzimy w detale. Dyscyplina taktyczna w obronie, szybkie przejście między formacjami, aktywna piłka.
W Śląsku mamy zasady, 11 zasad tak jak 11 zawodników na boisku, wśród nich respekt, dyscyplina, ciężka praca, organizacja gry.
Respekt, szacunek to podstawa do wszystkiego. Mam szacunek dla każdego zawodnika w drużynie, ale też dla pracownika w klubie. Czy to prezes czy greenkeeper. Klub to nie tylko pierwsza drużyna, to całość, wielki organizm, zarząd, piłkarze, pracownicy, kibice. Jeśli chcesz osiągnąć sukces, wszystko musi współgrać.
Często przewija się tu słowo dyscyplina. Jedno z najważniejszych. Miałem zawodników, którzy nie potrafili się dostosować. Najpierw dawałem im ostrzeżenie, karę ale na końcu, jeśli to nie pomaga, musisz się takiego zawodnika pozbyć. Brak dyscypliny to jest pierwsza najpoważniejsza przeszkoda w funkcjonowaniu drużyny.
Do Polski przyjechałem zaraz po pracy z czeską reprezentacją do lat 21. Praca u was to dla mnie ciekawe wyzwanie. Macie tu duże możliwości. Marketing, telewizja, stadiony... Czego brakuje? Drużyn z dobrym współczynnikiem w rankingu UEFA, tu trzeba pracować krok po kroku, być coraz wyżej, zwiększać współczynnik. Magiczne zaklęcia nie istnieją, poziom jest na tyle równy, że zaczyna się walka na detale. I tę walkę trzeba wygrać. Ekstraklasa to trudna liga, bardzo trudna. Wszystkie drużyny są na zbliżonym poziomie.
ZOBACZ: Polska Ekstraklasa na peryferiach Europy
Zanim podjąłem tu pracę, rozmawiałem z ludźmi z zarządu i przedstawili projekt, który mi odpowiada. Utrzymać, ustabilizować, iść do przodu. Pomyślałem, że to właśnie jest to, czego mi potrzeba - nowa sytuacja. Ja w klubach jestem trzy lata, nie więcej. Są szkoleniowcy, którzy pracują w klubie 20 lat, ja po 3 latach jestem wyczerpany, nie mogę dać już nic nowego. Potrzebuję nowych wyzwań. Takie znalazłem we Wrocławiu.
Zawsze grałem o tytuły. Zdobywałem tytuły w Czechach, ze Spartą, ale i ze Slovanem Liberec. Wgrywałem w Australii, grałem w Azjatyckiej Lidze Mistrzów, zobaczyłem też inną piłkę, wyszedłem poza pewien krąg. Teraz znowu potrzebowałem impulsu. Walka o utrzymanie była dla mnie czymś nowym i nie ukrywam, że atrakcyjnym. Wyzwaniem. Nie chodzi o to, że wygrywanie się nudzi. Absolutnie. Wygrywanie to jest to, co kręci. Emocje po wygranym meczu są fantastyczne, uzależniające. Przegrany mecz siedzi w głowie długo, myślisz, analizujesz. Wracasz do domu i nie możesz znaleźć miejsca, myślami jesteś na boisku. Ale przecież można wygrywać wszędzie.
ZOBACZ: Dlaczego Polacy nie chodzą na mecze
Po serii zwycięstw na początku sezonu mieliśmy słabsze wyniki, ale kilka remisów z rzędu to nie jest kryzys. Po świetnym początku mówiłem: "Nie odlatujcie, trzymajcie nogi na ziemi". Teraz gdy przyszły porażki, remisy, mogę z czystym sumieniem powiedzieć: "Spokojnie, nie panikujcie, wszystko wróci do normy". Ważne jest realne, analityczne spojrzenie na sytuację, co oczywiście nie jest proste.
Ważne jest, żeby nie panikować. My budujemy krok po kroku, trzymamy kierunek, nie schodzimy z drogi, nawet jeśli coś pójdzie niezgodnie z oczekiwaniami.