Paweł Krzywański, wujek Anny Lewandowskiej, opowiada o niej, że "miała bardzo mocny charakter". O tak, on już dobrze pamięta małą, zadziorną Anię (wtedy jeszcze Stachurską). Dziewczynka miała roczek, gdy Kasia - córka Krzywańskiego - zaczęła trenować karate. Starsza kuzynka z czasem zdobywała medale i tytuły mistrzowskie. Ania na nią patrzyła i pomyślała, że też tak kiedyś chce.
"Szukała swojej dyscypliny"
- Była przekornym i ambitnym dzieckiem. Szukała swojej dyscypliny, naturalnie zasugerowaliśmy Ani karate tradycyjne - opowiada Krzywański. - Dzięki swojej wytrwałości świetnie sobie radziła i osiągnęła znakomite wyniki. Karate tradycyjne było podstawą do tego, co robi teraz. Ciągle promuje zdrowy tryb życia - dodaje.
Karate tradycyjne to oryginalna, japońska sztuka samoobrony. Późniejsze jego odmiany są już tzw. nowym karate.
ZOBACZ WIDEO: Bundesliga. Augsburg - Bayern: Gol Lewandowskiego to za mało. Szalona końcówka! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Karate to także chęć rozwijania się, dążenia do doskonałości. Według tej dyscypliny nie kończymy na dzisiaj naszego planu, bo już wystarczająco zdobyliśmy, tylko działamy dalej. Wiele można przenieść na prywatne życie. Samodyscyplina to tylko jedna z lekcji - opowiada Anna Lewandowska.
Lewandowska zdobyła niemal 40 medali mistrzostw Polski, Europy i świata w Światowej Federacji Fudokan WWF (styl łączący elementy tradycyjnego karate z formami widowiskowymi, atrakcyjnymi dla widza). Karierę zakończyła w 2014 roku.
Dziś jest trenerką, propagatorką zdrowego stylu życia i kobietą niezwykle przedsiębiorczą. Z kolei Krzywański jest prezesem Fundacji Europejskie Centrum Budo i zarządza wyjątkowym na skalę świata ośrodkiem do trenowania japońskich sztuk walki, Europejskie Centrum Budo Dojo Stara Wieś.
Tutaj trenowała Anna Lewandowska, również na zgrupowaniach reprezentacji Polski. To taka "mała Japonia" w środku Polski, obiekt zrealizowany zgodnie z kanonami architektury japońskiej.
11 tys. gości rocznie. W małej wsi pod Włoszczową
Dojo Stara Wieś znajduje się na pustkowiu, wcale nie tak łatwo tutaj trafić. Ośrodek zlokalizowany jest 100 km na południe od Łodzi, w niewielkiej gminie Przedbórz i 20 km od Włoszczowej. To za Włoszczową trafimy na pierwsze drogowskazy do Dojo, ale nawigacja i tak potrafi wpuścić maliny. I to dosłownie.
- Kilka kilometrów od Starej Wsi, Google Maps kazał skręcić w prawo, a tam pole - słyszę od jednego z gości, który przyjechał na obchody 10-lecia działalności Dojo. Samo słowo "Dojo" w języku japońskim oznacza miejsce treningu sztuk walki albo miejsce, z którego można wyruszyć w drogę.
Przyjezdnych wita charakterystyczna japońska brama Torii. Po jej przekroczeniu widać Dojo ulokowane na szczycie. Pod nim - 16 domków przeznaczonych do noclegu i spędzania czasu wolnego.
Podobnego ośrodka - jak zapewniają gospodarze - w Europie nie ma. I to do wioski w województwie łódzkim zjeżdżają ludzie z całego świata. - Odwiedza nas rocznie 11 tys. osób. Obiekt jest obłożony. Odwiedzają nas zagraniczne grupy z całego świata: Nowej Zelandii, Australii, nawet z Kanady. Przyjeżdżają trenować nie tylko karate, ale jiu-jutsu brazylijskie, sztuki walki z mieczem, bardzo dużo dyscyplin - opowiada Krzywański.
I chwali choćby... podłogę w Dojo, która pozwala uniknąć kontuzji podczas treningu boso. Takiej nie miał żaden Centralny Ośrodek Sportu, w którym karatecy przygotowywali się do zawodów.
Jest tu cisza, spokój i relaks. Nie ma telewizorów i radia. W sercu Przedborskiego Parku Krajobrazowego nie rozpieszcza także zasięg w telefonach.
- Dojo jest najlepszym przykładem tezy, że marzenia się spełniają - przyznaje Paweł Krzywański. Jego i Ani.