Ostatni raz 28-latek wystąpił w meczu ligowym 31 sierpnia w Płocku, gdy biało-czerwono-biali przegrali z Wisłą 1:2. Ale to właśnie on znalazł się na liście strzelców po stronie ŁKS-u. Później dopadła go kontuzja mięśniowa. W starciu z Rakowem widać było po nim głód gry.
- Myślę, że nie tylko ja byłem głodny. Po początku było widać, że drużyna jest zdeterminowana i żądna dobrej gry. Ale trzeba jednak podkreślić, że my musimy być zawsze głodni. Myślę, że w Ekstraklasie u siebie jak zagrasz na zero z tyłu to jest bardzo duży procent sukcesu - podkreślił Łukasz Sekulski.
Tym razem napastnikowi nie udało się zdobyć bramki, ale popisał się asystą przy pierwszej bramce zdobytej przez Daniego Ramireza. Z drugiej strony urodzony w Płocku zawodnik miał doskonałą okazję w 68. minucie, gdy wykonywał rzut karny, ale nie trafił do siatki.
ZOBACZ WIDEO Serie A. Arkadiusz Milik znowu strzela! Napoli nadal zawodzi [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Tak padła druga bramka dla ŁKS-u
- W 7. minucie Dani tak super nabiegał, że wystarczyło mu wyłożyć piłkę na tacy, by dokończył dzieł. Dla niego to był jak karny. Choć w moim przypadku to słowo nie brzmi dobrze. Cieszę się, że wróciłem i to w wygranym meczu, ale jest ta łyżka dziegciu, bo trzeba przyjąć na klatę bardzo słabo wykonanego karnego. Najzwyczajniej w świecie źle wykonałem, bo za długo czekałem, a chciałem wyczekać bramkarza. Zdarza się - skomentował sam zainteresowany.
Sekulski miał również do siebie pretensje o niewykorzystane szanse z gry, bo tych także miał kilka. Brakowało albo celności albo dokładności przy ostatnim podaniu.
- Było bardzo dużo sytuacji i - nieskromnie powiem - gdybym był w optymalnej dyspozycji, mógłbym się pokusić spokojnie o dwie lub trzy bramki. Tych sytuacji było sporo i z tego możemy się cieszyć, bo z każdym meczem stwarzamy ich więcej - powiedział piłkarz szukając pozytywów w spotkaniu z Rakowem.
Czytaj też: Marek Papszun: Szkoda nie tyle porażki, co serii
W drugiej połowie Łukasz Sekulski musiał na chwilę opuścić boisko z powodu urazu pleców, ale po kilku minutach powrócił na nie z powrotem. Wiele wskazuje na to, że nie jest to poważna kontuzja. Zwłaszcza, że przebywał na boisku do 80. minuty.
- Bardzo pewnie mocne stłuczenie. Ciężej złapać głęboki oddech, ale myślę, że pole do popisu mają fizjoterapeucie. Muszę czuć ich oddech na plecach - dodał żartobliwie.
A zegar tyka, bo już we wtorek o 20:30 ełkaesiaków czeka mecz 1/16 finału Totolotek Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze.