Totolotek Puchar Polski. Widzew Łódź - Legia Warszawa. Wielkie marzenia łódzkiego klubu

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: radość piłkarzy Widzewa Łódź
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: radość piłkarzy Widzewa Łódź

Widzew Łódź jest zakładnikiem własnej historii. Fani znający dawne czasy mają ogromne oczekiwania. Może i słusznie, bo przecież RTS ma dużo większe możliwości niż konkurencja. Mecz z Legią tylko rozbudzi oczekiwania.

Chyba nie tak miało być. Widzew Łódź spędził dwa sezony w III lidze, a teraz znowu walczy o awans. Biorąc pod uwagę potencjał finansowy, powinien ligę "zjeść". Nie zjada. Na razie wygląda to niezbyt efektownie, przynajmniej jeśli chodzi o styl. Ale punkty są i to może najważniejsze.

Gdyby zestawić budżety klubów w 2. lidze, wszystko wydaje się proste. Budżet klubu wynosi między 14 a 16 milionów złotych rocznie. Wystarczyłoby na Ekstraklasę. Dla porównania Skra Częstochowa, która ograła Widzew w tym sezonie, ma budżet 10 razy mniejszy.

Jasne, można powiedzieć, że Widzew wydaje ogromne pieniądze na stadion. Z drugiej strony dzięki akcji stowarzyszenia OSK Tylko Widzew, klub ma w znacznym stopniu pokryte wydatki związane z akademią. Generalnie kibice są głównym sponsorem. Ponad 20 lóż biznesowych - po 72 tysiące złotych za sezon każda, wielkie akcje karnetowe, spory ruch w sklepie oficjalnym, przychody z dnia meczowego. W niższych ligach, gdzie nie ma pieniędzy z praw telewizyjnych, wkład fanów jest nie do przecenienia.

Zobacz wideo: perfekcyjne wykończenie Lewandowskiego

Widzew ma na bramce Wojciecha Pawłowskiego, w obronie Sebastiana Rudola, w pomocy Mateusza Możdżenia, w ataku Marcina Robaka. Temu ostatniemu płaci 30 tysięcy złotych miesięcznie. A w razie awansu dojdą bonusy. Podobno potężne. A jest jeszcze Filip Mihajlević, były zawodnik chorwackich reprezentacji młodzieżowych, ściągnięty z Bułgarii. Widzewa stać na to, by płacić mu 27 tysięcy złotych miesięcznie i trzymać w rezerwach. Mówiąc wprost, w Łodzi wszystko jest na bogato. Może czasem aż za bardzo.

- Oczekiwania są ogromne, spora presja mediów, kibiców. Czasem wydaje się, że brakuje nam pokory, że nie możemy czekać na efekty, cały czas nawiązujemy do wielkiej przeszłości - mówi Maciej Wojciechowski z portalu Widzew24.pl.

To prawda, Widzew jest zakładnikiem historii. Niegdyś miał najlepszą drużynę w polskim futbolu, może nawet w całych dziejach naszej piłki. Sprawa jest dyskusyjna, ale ten pogląd ma wielu zwolenników. Dlatego w Widzewie nic nie może być normalnie, po prostu. W Widzewie wszystko musi być "wielkie" by powrócił "Wielki Widzew". Ale też trzeba przyznać, że te oczekiwania są w znacznym stopniu uzasadnione. Widzew ma historię, ma wielką społeczność kibicowską, ma piękny stadion, ma wszystko, by osiągnąć sukces.

A jednak nie przekładało się to na sukces sportowy. Widzew na 2 lata ugrzązł w III lidze, na 4. szczeblu rozgrywek. Takiemu klubowi nie wypada. Ale w Łodzi mówią, że to najtrudniejsza liga. Przecież i tu na dłużej zakotwiczył ŁKS. I nie był w stanie awansować. Udało się dopiero, gdy główny rywal nie dostał licencji. A więc nie drogą sportową. A potem poszło gładko. Gdy więc Widzew awansował do II ligi, wszyscy byli przekonani, że teraz już pójdzie. "Skoro poszło ŁKS, to pójdzie i nam".

I wiele wskazywało na to, że tak się stanie. Widzew po 15. kolejce miał bilans 11 wygranych, 3 remisów, 1 porażki i aż 11 punktów przewagi nad 4. w tabeli Bełchatowem. Szedł jak czołg. A że do awansu przewidziane były aż 3 zespoły, zaczęto już świętowanie. Remis z Bełchatowem niewiele zmienił. Ale w 17. kolejce nastąpił pierwszy "wyciek w pokładzie". Widzew do 88. minuty prowadził w Grudziądzu z miejscową Olimpią. I przegrał. To była symboliczna sytuacja - jak z Legią. Ale wtedy Widzew zwyciężył. Drugi symboliczny moment miał miejsce w 31. kolejce.

W Częstochowie Widzew prowadził ze Skrą 1:0, w końcówce goście wyrównali. Ale los uśmiechnął się do łodzian. Dostali jedenastkę. Starsi zawodnicy przestraszyli się. W dwóch poprzednich meczach nie wykorzystali jedenastek, co kosztowało klub 4 punkty. Dlatego podszedł Michael Ameyaw, zaledwie 17-latek. Tak jak kiedyś Zbigniew Boniek w Zawiszy, zanim jeszcze trafił do Widzewa. I tak jak Boniek młody zawodnik trafił w słupek. Widzew miał jeszcze swoje szanse, ale przegrał z bezpośrednimi rywalami do awansu - Bełchatowem i Olimpią Grudziądz.

Przed sezonem zatrudniono nowego trenera. Zbigniew Smółka miał narzucić ofensywny styl. Ale po zaledwie kilku tygodniach został zwolniony. Nowa prezes, Martyna Pajączek, przyszła ze swoją ekipą. Ona sama jest postrzegana jako przedstawicielka drużyny Zbigniewa Bońka. Doszło do kuriozalnej sytuacji. Widzew pojechał na zgrupowanie do Opalenicy. Ostatniego dnia do Smółki przyjechała Pajączek i oznajmiła mu, że zmienia trenera.

Nowy szkoleniowiec, Marcin Kaczmarek  to przeciwieństwo Smółki. Gra zachowawczo, mocno defensywnie, celem jest wygranie za wszelką cenę. Dlatego jest specjalistą od awansów. Wiele osób nie toleruje jego zachowawczego stylu, czasem złośliwie nazywanego antyfutbolem. To absurd, że zawodnicy, którzy przyszli zimą 2018/19, w ciągu 8 miesięcy mieli aż 4 trenerów.

ZOBACZ: Jerzy Wijas - ofiara wojen Widzewa z Legią

- Pani prezes zagrała va banque. Ale zespół powoli wychodzi na prostą. Widzew nie przegrał od 10 spotkań, 9 w lidze i jednym w pucharze. Dopóki są efekty, nikt nie mówi o stylu - mówi Maciej Wojciechowski z portalu widzew24.pl.

Oczywiście cały czas trzeba pamiętać o budżecie klubowym i tutejszych gwiazdach. Robak strzelił 10 goli. Co prawda większość z nich z karnych, ale biorąc pod uwagę, że widzewiacy seryjnie marnowali karne wiosną, jest to coś. Ale jednak, jeśli odliczyć jedenastki, to jest sporo do poprawy.

ZOBACZ. Dariusz Dziekanowski, syn Warszawy, który nie pokochał Łodzi

Z Legią RTS wystawi najmocniejszy skład. Trener Kaczmarek nie chce przegrać 0:7. Ale też powtarza zawodnikom, że to tylko bonus. Najważniejszy mecz w niedzielę. Z liderem II ligi, Resovią.

Źródło artykułu: