W meczu z Łotwą na Stadionie Narodowym Kamil Grosicki miał już dość. Najpierw podpowiadał młodszemu koledze, ale kiedy Reca robił na jego stronie co chciał tracąc piłkę w prostych sytuacjach, nasz skrzydłowy był bliski wybuchu. Już ekspresywne gesty "Grosika" były sygnałem, że chyba zaraz obrońcy dostanie się po głowie. I w końcu Grosicki tak na niego ryknął, że gdyby nie gwar kibiców na trybunach, jego głos przebiłby się na pobliską plażę nad Wisłą.
Reca miał wtedy poważne braki, bo nie grał w Atalancie Bergamo (choć w tamtym meczu z Łotwą asystował przy golu na 1:0). Po transferze z Wisły Płock na debiut w Serie A czekał pół roku, do stycznia, dlatego każde kolejne powołanie do reprezentacji tylko podsycało dyskusje. Kibice byli do zawodnika coraz bardziej zniechęceni.
Doszło do tego, że Maciej Szczęsny, były bramkarz reprezentacji, powołując się na informację z mediów społecznościowych stwierdził, że Jerzy Brzęczek wystawiając obrońcę w składzie ma w tym swój interes. Zasugerował, że były klub selekcjonera (Wisła Płock) może zarobić nawet pół miliona euro, jeżeli zawodnik rozegra odpowiednią liczbę meczów w drużynie narodowej. Selekcjoner i prezes związku natychmiast to zdementowali, ale ten przykład pokazał, jak traktowano wtedy Recę.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska. Klich niezadowolony ze swojej postawy w kadrze. "Mogę dawać zdecydowanie więcej"
Eliminacje EURO 2020. Ciekawa decyzja pomogła Lewandowskiemu? "Nie ma w tym magii"
Piłkarz początkowo nie radził sobie z nawałem negatywnych opinii, czasem i chamskich komentarzy podchodzących pod hejt. - Czytałem wszystko, krytyka bardzo mnie bolała, a bliscy pytali mnie, jak sobie z nią radzę. Negatywne opinie mi nie pomagały, a wręcz przeciwnie. Zdążyłem już jednak poznać ten świat i wiem, jak funkcjonuje. Jeżeli ci nie idzie, to nikt cię nie pochwali. Zacząłem współpracować z trenerem mentalnym, teraz rozmawiamy rzadziej, ale jeżeli gorzej się czuje, to do niego dzwonię. Z czasem naturalnie odciąłem się od krytyki. Zacząłem ją olewać - opowiada piłkarz.
Brzęczek był konsekwentny, nie słuchał głosów z zewnątrz i powoływał Recę. - Nie grałem w Atalancie, ale miałem stały kontakt z selekcjonerem. Pytał, jak się czuje fizycznie, czy gram w sparingach. Jego zainteresowanie bardzo mi pomagało. Znalazłem się na uboczu, a Brzęczek mnie nie skreślił. Bardzo dużo zawdzięczam trenerowi, to on przestawił mnie z pomocy na obronę, później udzielał wielu wskazówek, był cierpliwy, stawiał na mnie, nie poddawał się. Ja z powołania do kadry byłem zawsze dumny, nie zastanawiałem się nad tym, co mówią inni. Z wielką radością przyjeżdżałem na zgrupowania - komentuje zawodnik.
Reca w poprzednim sezonie zagrał więcej meczów w reprezentacji niż w klubie. Od początku zakładał, że po wyjeździe do Włoch nie będzie łatwo. - Spodziewałem się, że w pierwszej kolejności będę musiał nadrobić braki, żeby zacząć grać, że to duży krok w przód. Dawałem sobie pół roku na aklimatyzację, naukę języka. I faktycznie: po tym czasie zacząłem wyglądać coraz lepiej w treningach, poprawiłem się pod względem taktycznym, zacząłem się sprawniej komunikować. W wewnętrznych sparingach dla piłkarzy, którzy nie grali w lidze, też dobrze się prezentowałem, dawałem sygnały, że robię postępy - mówi.
Już pierwsze treningi były dla zawodnika ogromnym przeskokiem. - Tak ciężkiego okresu przygotowawczego jak w Atalancie jeszcze nie miałem. Zaraz po transferze z Wisły Płock dołączyłem do drużyny, która ćwiczyła na zgrupowaniu i przyznaje, było bardzo trudno. Wieczorami uczyłem się języka włoskiego i czasami ze zmęczenia zasypiałem na książkach. Ale musiałem wytrzymać te półtorej godziny, bo język to podstawa. Na początku brak komunikacji był sporą przeszkodą, do tego doszła zmiana ustawienia, wiele nowinek taktycznych. Musiałem wiele nadrobić. Bardziej skupiałem się na podpatrywaniu kolegów, którzy grali na mojej pozycji. Musiałem przyzwyczaić się do intensywności ćwiczeń. W Polsce często jest tak, że nie chcemy dokładać obciążeń w treningach z obawy, że przedobrzymy. We Włoszech nie ma o tym mowy. Robi się to, co jest zaplanowane, a nawet więcej - porównuje.
Reca robił postępy, wyglądał lepiej, ale trener Gian Piero Gasperini mu nie zaufał. - Nie potrafię powiedzieć, dlaczego nie dostałem szansy w Atalancie, ale nie żałuje tego okresu. W SPAL pokazuje czego się nauczyłem. Dobrze mi się gra na wahadle, często pomagam w ofensywie, a lubię to robić. Moja gra wygląda coraz lepiej. W Bergamo bardzo rzadko wychodziłem z domu. Nie grałem i nie miałem nastroju. W Ferrarze już nie mam takich problemów - twierdzi.
Prezesi SPAL chcieli kupić zawodnika rok wcześniej, ale Reca wybrał Atalantę. Latem obrońca trafił do Ferrary na zasadzie wypożyczenia do końca tego sezonu. Tam ma przede wszystkim inny kontakt z trenerami. - W Atalancie rozmawiałem z panem Gasperinim tylko dwa razy, w SPAL jest inaczej, kontakt jest częsty. Trenerzy od razu podpowiadają, jak robię coś źle. Leonardo Semplici często pyta o samopoczucie, o wrażenia po meczu. Thiago Cionek mówił, że to jedna wielka rodzina, a nie zwykły klub i faktycznie, potwierdzam. Coś jest tylko nie tak, że zajmujemy ostatnie miejsce w tabeli, ale mam nadzieję, że szybko się to zmieni - kończy Reca.
Obrońca zagrał w reprezentacji sześć razy. W tym sezonie Serie A jest podstawowym zawodnikiem SPAL, do tej pory wystąpił w dziewięciu spotkaniach ligowych.
Serie A. Napoli martwi się o Arkadiusza Milika. Polak może wypaść z gry na ponad miesiąc