Eliminacje Euro 2020: Izrael - Polska. Dawid Kownacki: Moje statystyki są niepokojące

- Kiedyś w Sampdorii nie strzeliłem karnego w ostatniej minucie. Dostałem od kibiców ponad tysiąc wiadomości, głównie z przegranymi kuponami - opowiada Dawid Kownacki. Skrzydłowy po transferze z Sampdorii do Fortuny Duesseldorf jest innym piłkarzem.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Dawid Kownacki Getty Images / Na zdjęciu: Dawid Kownacki
WP Sportowe Fakty, Marek Wawrzynowski: Bał się pan wyjazdu do Izraela? Dawid Kownacki, piłkarz reprezentacji Polski: Jak widać te filmiki w internecie, rakiety latające nad głowami, można się obawiać. Z drugiej strony wielu ludzi tam na miejscu mówi, że jest bezpiecznie. Dostaliśmy zapewnienie z PZPN, że polecimy, jeżeli wyjazd będzie bezpieczny. Z poprzedniego zgrupowania wypadł pan z powodu kontuzji. Czuje się pan pechowcem?

To wynika ze zmian, które zaszły. Mam nową pozycję, inaczej trenuję, poprawiłem parametry biegowe, wydolnościowe. U siebie w drużynie jestem jednym z zawodników, którzy mają najlepsze parametry, średnio w meczu biegam około 35 sprintów. Widziałem mecz Borussia - Bayern i tych sprintów było 30-31 maksymalnie. Zawodnik z parametrami szybkościowymi jest bardziej narażony na urazy mięśniowe.

Koniec eliminacji to jednocześnie początek walki o skład na Euro 2020?

Nie wszystkie miejsca są obsadzone, walka trwa, na tym zgrupowaniu jest choćby Kamil Jóźwiak. Każdy zawodnik, który prezentuje się dobrze w klubie, ma szansę. To będzie kluczowe.

ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska: Piątek bez swoich rewolwerów. "To nie był dobry moment na wypuszczenie takiego komunikatu"
U zawodnika ofensywnego zawsze patrzy się na statystyki, bramki, asysty. Tymczasem u pana wygląda to…

Nie wygląda w ogóle, nie ma nic.

To dla pana problem?

Na początku byłem spokojny, teraz pojawiła się niepewność. Dużo rozmów odbyłem z trenerem w klubie, uspokajał mnie, podbudował. Powiedział, że praca, którą wykonuję na rzecz zespołu jet bardzo ważna, a gole w końcu przyjdą.

I pan mu uwierzył.

Tak. Gram cały czas mimo słabszych statystyk. Gdyby mówił, że jest super, a siedziałbym na ławce, byłby problem. Trener powiedział, że widzi, iż ciążą mi te statystyki, natomiast też widzi, że dużo pracuję i że to w końcu musi przyjść. Pokazywał mi też, że wielokrotnie dzięki mnie zaczęła się akcja bramkowa.

Pech czy coś więcej?

Były sytuacje, gdzie zabrakło centymetra, inaczej ułożonej nogi i tak dalej. Mogły być te liczby lepsze. Ale też gram bardziej defensywnie, jestem cofnięty, często mam do przebiegnięcia 50-60 metrów, więc siłą rzeczy tych okazji jest znacznie mniej.

Zostaje pan w kadrze na skrzydle? W młodzieżówce był pan w ataku, a każdy lubi strzelać decydujące bramki...

Rozmawialiśmy z trenerem i doszliśmy do wniosku, że przy takiej konkurencji w środku będzie lepiej, żebym grał z boku. Niby pozycja blisko siebie, ale zupełnie inna. Początkowo podchodziłem do tego sceptycznie, ale teraz gram tak w klubie, więc mam te automatyzmy, czuję się w tej roli znacznie lepiej.

Stare piłkarskie powiedzenie mówi: "Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz". Pański w kadrze był z Austrią. Jak go pan ocenia?

Bardzo słabo. Wyszedłem w pierwszym składzie po raz pierwszy po długiej przerwie i towarzyszyła temu trema. Nie bardzo wiem skąd się to wzięło, bo przecież nie był to debiut a niedługo wcześniej grałem na Borussii, więc przy ponad 80 tysiącach widzów. A jednak potrzebowałem czasu, by "zaskoczyć". Pierwsze dwa, trzy zagrania nie za dobre i jak zaczęło lepiej iść, musiałem zejść z boiska. Doskonale wiedziałem, że nie dałem rady, byłem zły na siebie. Analizowałem mecz i zobaczyłem, że podjąłem kilka złych decyzji, choćby dwukrotnie, gdy nie dałem Tomkowi Kędziorze na obieg.

Izrael wam "leży"?

Inaczej grają na wyjeździe, a inaczej u siebie. Mają dwóch świetnych napastników, Munas Dabbur ma 3 gole, Eran Zahavi 11, z czego pięć zza pola karnego. Na pewno trzeba będzie wyskakiwać do przeciwnika, nie zostawić miejsca przed polem karnym, ale też uważać na wahadłowych. To drużyna techniczna, która chce grać w piłkę. Mimo wyniku w pierwszym meczu nie będzie łatwo.

W kadrze pojawia się kilku nowych, młodych piłkarzy. Jako niedawnemu kapitanowi młodzieżówki jest panu raźniej?

To, że teraz jest tyle młodzieży w kadrze Brzęczka, dobrze świadczy o tych chłopakach, którzy niedawno grali na mistrzostwach Europy. Oczywiście jest też wielka zasługa trenera Czesława Michniewicza, który dostarcza chłopaków do dorosłej reprezentacji. Umie wydobyć z nich to, co najlepsze.

Wszystko fajnie, ale stosunek strzałów 19:80 podczas turnieju pokazuje, że więcej w tym taktyki niż piłki młodzieżowej. Mamy spór, niby jest jakiś wynik, ale czy kadra do lat 21 może grać tak defensywną piłkę?

Ten spór zawsze będzie, bo gdybyśmy się otworzyli i przegrali część dziennikarzy zapytałaby: "Po co porwali się z motyką na słońce, po co trener cudował?". Nikomu nie dogodzimy. Trener świetnie wykorzystał nasze atuty. Tak źle i tak niedobrze.

Robert Lewandowski powiedział, że "tam nie było gry, nie dało się powiedzieć, czy zawodnik będzie nadawał się do kadry".

Polska piłka opiera się na dobrej defensywie i grze z kontrataku. Trener dobrał odpowiednią taktykę pod tych zawodników, których ma do dyspozycji. Nasza gra w obronie świetnie wyglądała. Masz Kamila Pestkę, który ma problemy, żeby grać w Cracovii, na meczu z Portugalią kasuje Diogo Jotę czy Joao Felixa, który poszedł za 120 milionów euro do Atletico. Teraz jego zmieniona drużyna znów prowadzi w eliminacjach ME. Wcześniej, nie licząc polskiego turnieju, nie udawało się na Euro awansować przez dwadzieścia kilka lat. Ja go bardzo cenię, taktycznie jest na bardzo wysokim poziomie.

Będzie selekcjonerem?

Kiedyś będzie.

Przez niego miał pan problemy z włoskimi kibicami.

Musiałem cały czas być z przodu, tak by wiązać ich dwóch środkowych obrońców, by nie wprowadzali piłki. Z gry obronnej byłem wyłączony. Dlatego wziąłem też na siebie gierki słowne, ściąganie uwagi rywali. Wiem, jak Włosi reagują na różne rzeczy. Wiedziałem, co się stanie jak będą mieć zły wynik. I rzeczywiście zaczęły się z ich strony podszczypywania, prowokacje. Wziąłem to na siebie, więc potem kibice byli wściekli. Ale Włosi już tak mają, bywało gorzej.

Czyli?

Kiedyś w Sampdorii wziąłem na siebie w ostatniej minucie karnego i nie strzeliłem. Tylu wiadomości od kibiców nie dostałem jeszcze nigdy. Były wyzwiska, ale 99 procent to był wklejony kupon z zakładów bukmacherskich z informacją ile ktoś przeze mnie przegrał. "Przez ciebie jestem 300 euro do tyłu" albo "kup mi nowego iPhone'a, bo gdybym wygrał, to bym sobie kupił". Może i śmieszne, ale przerażające jest ile tego było.

ZOBACZ: Kamil Jóźwiak chce iść drogą Błaszczykowskiego

Ile?

Ponad tysiąc.

Odpisywał pan?

Nie, zmądrzałem już, pewnie kiedyś bym odpisywał.

W Niemczech jest większy luz?

Tak, również jeśli chodzi o trenera. Obecny ze mną rozmawia, we Włoszech mieliśmy trenera, który nie zamienił ze mną słowa. Asystenci mówili, że super pracuję, jestem wzorem pracy... ale nie gram. Nie chcieli mnie oddawać, bo potrzebowali 4 napastników, ale ja im powiedziałem wprost, że muszę myśleć o sobie. Udało się odejść do Duesseldorfu. Byłem ich najdroższym transferem. Cały czas chcę udowadniać, że mieli rację.

8 milionów euro. Zapłaciłby pan tyle za siebie?

W Football Managerze zawsze siebie kupuję.

I jak to wychodzi?

Jest trochę przekłamany, w życiu nie strzeliłem dziesięciu bramek w sezonie, a tam zawsze mam co najmniej dwadzieścia.

Jak się pan rozwija w Niemczech?

W Fortunie mam więcej zadań defensywnych, rozwinąłem się motorycznie. W Fortunie dzień po każdym meczu dostajemy kartkę z naszymi dokładnymi statystykami. Wiem ile i jak biegałem, w jakich kierunkach. Ile miałem podań, jaka część z nich była dokładna. Ile razy byłem przy piłce - na te dwa elementy patrzę najpierw.

ZOBACZ: Mateusz Klich: Mogę dać więcej

Czyli większa świadomość?

Zdecydowanie. Zawodnik w Niemczech wie co może, czego nie. U nas myślimy o wielu prawach pobocznych a zapominamy o treningu. Intensywności. Ale też w Polsce nie dostawaliśmy statystyk, sztab miał je dla siebie. Tu masz wszystko. Oczywiście trener też na to patrzy. Czasem nie rozmawiamy o tym jak graliśmy, ale ile kto przebiegł. Niedawno w meczu z Paderborn przebiegliśmy 107 kilometrów i przegraliśmy 0:2. Przeciwnik przebiegł 113. Dzień po meczu mieliśmy trening, trener zarządził pół godzinę interwałów. Nie było litości. Jak w spotkaniu robimy 113, 114 km, to ten mecz zupełnie inaczej wygląda, bo po prostu jesteśmy bardziej agresywni, czasem tłamsimy rywala, doskakujemy do niego.

Wytrzymałość i intensywność to ta różnica między Polska a Niemcami?

Między innymi. Myślę, że warto byłoby wysłać polskich trenerów do Niemiec, by zobaczyli jak tam obciążani i trenowani są piłkarze. Dzień po meczu siłownia i robimy nogi. Intensywność wszystkich zajęć bardzo wysoka. Ale też rozmawiamy, mamy coś do powiedzenia. Jak powiem, że czegoś nie chcę robić ze względu na ewentualne urazy, to nie ma problemu. Poćwiczyłem co innego. Myślę, że jakby z dnia na dzień ktoś przeniósł 99 procent trenujących w polskich klubach piłkarzy do Bundesligi, to byłby problem. Byłem w polskiej szatni i wiem jak to wygląda. Albo trening za mocny, albo czegoś za dużo, za mało. Trenerzy chcą pozostawać w dobrych relacjach z zawodnikami i się do nich dostosowują, a po czasie taki trener i tak się tym piłkarzom nudzi.

Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Dawid Kownacki pojedzie na Euro 2020?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×