[b]
Z Jerozolimy Paweł Kapusta[/b]
Do końca spotkania zostało raptem kilka sekund. Na tablicy wyników widniał rezultat 2:1 dla reprezentacji Polski. Wówczas na murawę wbiegł miejscowy kibic, który chciał uściskać Roberta Lewandowskiego. W pogoń za nim rzuciły się tutejsze służby, chuligan staranował Tomasza Kędziorę. Mecz na moment został przerwany. Spotkanie zostało dokończone, na szczęście naszemu obrońcy nic poważnego się nie stało.
Gdyby po pierwszej połowie spytać polskiego optymistę, co sądzi o postawie Biało-Czerwonych w meczu z Izraelem, powiedziałby na pewno: kapitalna gra, dominacja, rozmach w ofensywnej kreacji i zasłużone prowadzenie. Gdyby jednak to samo pytanie zadać pesymiście, rzuciłby: już po pierwszej połowie losy meczu powinny być rozstrzygnięte, bo w 45 minut stworzyliśmy aż sześć doskonałych okazji do zdobycia gola, a wykorzystaliśmy tylko jedną. I to po stałym fragmencie gry, już na początku spotkania. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka szczęśliwie spadła pod nogi Grzegorza Krychowiaka, a pomocnik Lokomotiwu znów użył swojej wyjątkowo celnej w tym sezonie strzelby. W 4. minucie było 1:0.
Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska. Zobacz gola Grzegorza Krychowiaka
Zapowiadało się na powtórkę z Warszawy, gdzie w czerwcu rozbiliśmy kadrę Izraela aż 4:0. Znów, raz po raz dochodziliśmy do strzeleckich sytuacji. Dominacja zespołu Brzęczka była imponująca. Próbowali kolejno: Krzysztof Piątek w 23. minucie, Piotr Zieliński w 27. minucie, Sebastian Szymański w 34., Przemysław Frankowski cztery minuty później i znów Zieliński w 41. minucie. Wszystkie strzały, oddawane w idealnych bądź niemal idealnych sytuacjach, odbijane były od bramkarza bądź obrońców. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem - tylko - 1:0.
Kto wie, czy nasz dorobek nie byłby większy, gdyby na boisku przebywał Robert Lewandowski. Co ciekawe, ostatni raz Lewy w meczu o punkty zajął miejsce na ławie w... 2009 roku. A dokładnie w starciu ze Słowacją, przegranym 0:2, kończącym nieudane eliminacje MŚ 2010.
Jerzy Brzęczek dał odpocząć swojej największej gwieździe, co można mimo wszystko uznawać za ruch zaskakujący. Choćby dlatego, że tuż przed zgrupowaniem media donosiły o konieczności poddania się przez Lewego zabiegowi pachwiny. Niegroźnej, wymagającej niedługiej przerwy w grze. Nasz kapitan miał jednak zadecydować, że mecze kadry to świętość, że zabieg przejdzie w późniejszym terminie. Z Izraelem jednak dostał od Brzęczka wolne. Już w trakcie meczu pojawiły się wiadomości - informował o tym Artur Wichniarek - że absencja Lewego była wynikiem prośby Bayernu.
W jego buty wskoczyć miał w Jerozolimie Krzysztof Piątek, człowiek w bardzo trudnym momencie swojej kariery. Jeszcze kilka miesięcy temu strzelał na potęgę, imponował skutecznością, błyskawicznie wznosił się na fali popularności. Nowy sezon w AC Milan to jednak dla niego droga przez mękę, bolesne poszukiwania pojedynczych trafień. Tamtejsze media zdążyły już donieść, że w Mediolanie nikt w nieskończoność na jego gole czekał nie będzie i jeśli nie zacznie strzelać, jego przygoda z klubem dobiegnie końca. Presji jest więc poddany ogromnej, a w Jerozolimie na dodatek musiał udowodnić, że w stanie wyższej konieczności - gdy brakuje Roberta Lewandowskiego - może stanowić dobrą, realną alternatywę.
W meczu z Izraelem przez długi czas niczym szczególnym się nie wyróżniał, ale swoje zrobił. W 54. minucie skorzystał ze snajperskiego nosa, który musiał mu podpowiedzieć, gdzie ustawić się w polu karnym przy rzucie rożnym. Zamieszanie w polu karnym, piłka odbita od słupka oraz bramkarza i napastnik Milanu wpakował ją do sieci z najbliższej odległości. Meczu jednak nie dokończył, w 70. minucie zastąpił go Mateusz Klich. Chwilę wcześniej na murawie pojawił się już Robert Lewandowski.
Druga połowa nie była już rozegrana przez nasz zespół z takim rozmachem ofensywnym. Rywale dali się nam poza tym we znaki. Dwa razy świetnie interweniować musiał Wojciech Szczęsny. W 75. minucie gospodarze strzelili gola, ale sędzia dopatrzył się pozycji spalonej i gola nie uznał. Co nie udało im się w 75. minucie, udało się tuż przed końcem meczu: rykoszet po strzale zza pola karnego w ekwilibrystyczny sposób do polskiej bramki wbił Munas Dabbur.
Serie A. Arkadiusz Milik może zostać w Napoli. Klub zaoferował mu dużą podwyżkę
Wyjątkowy to luksus, jeśli selekcjoner polskiej kadry już na dwa mecze przed końcem eliminacji mógł myśleć o przygotowaniach do turnieju finałowego. Zagwarantowany w październiku awans na pewno ośmielił selekcjonera do wprowadzenia kilku korekt. Od kilku dni słychać było, że Kamila Grosickiego w wyjściowym składzie zastąpić ma Przemysław Frankowski. I rzeczywiście, strzelec gola w meczu z Macedonią Północną został rzucony do walki już od pierwszej minuty. Na drugim skrzydle miejsce znów zajął Sebastian Szymański. Do środka pola wskoczył Krystian Bielik, który nie mógł grać przed miesiącem z powodu kontuzji. Niektóre występy należy zaliczyć do udanych, jak w przypadku Szymańskiego, inne do mniej udanych, jak w przypadku Frankowskiego. Dobrze jednak, że Brzęczek optymalnych rozwiązań szukać może już osiem miesięcy przed turniejem finałowym.
Przed meczem wiele mówiło się o kwestiach bezpieczeństwa, o możliwych atakach rakietowych islamskich terrorystów. Organizator zapewniał, że polskiej delegacji oraz kibicom nic nie grozi. I rzeczywiście, mecz odbywał się w spokojnej atmosferze. Aż do feralnego czasu doliczonego i nieszczęsnego wbiegnięcia kibica na murawę. Czas wracać do Polski, bo już we wtorek rozegramy ostatni mecz tych eliminacji. W Warszawie na Stadionie Narodowym zagramy ze Słowenią.
Izrael - Polska 1:2 (0:1)
0:1 - Grzegorz Krychowiak (4')
0:2 - Krzysztof Piątek (54')
1:2 - Munas Dabbur (88')
Izrael: Marciano - Dasa, Tibi, Bitton, Taha (42' Haziza), Ben Harush (65' Menachem) - Kayal (79' Elmkies), Natcho, Glazer - Dabbur, Zahavi.
Polska: Szczęsny - Kędziora, Bednarek, Glik, Reca - Krychowiak (84' Furman), Bielik - Szymański (63' Lewandowski), Zieliński, Frankowski - Piątek (70' Klich).
Żółte kartki: Bitton - Bielik.
Sędziował: Mattias Gestranius (Finlandia)