Nie powiem, że ósme miejsce Roberta Lewandowskiego w plebiscycie Złotej Piłki jest jakieś niewiarygodne, ale to sukces. W każdym razie reprezentant Polski nie powinien mówić o żadnym rozczarowaniu. Tak, wiem: zarówno on sam, jak i polscy kibice robili sobie nadzieję na coś więcej, ale czy było to podparte racjonalnymi argumentami?
Jeszcze dwa miesiące temu duże firmy bukmacherskie, szacując szanse zawodników, umiejscawiały naszego snajpera poza pierwszą "15". Dzięki świetnej końcówce roku zrobił potężny skok w klasyfikacji. Ale czy mógł wyżej? Nie. Zabrakło wielkich sukcesów z drużyną.
Pamiętajmy, że to Liverpool wygrał Ligę Mistrzów. I kilku zawodników z tego klubu musiało być wyżej od Polaka. Na pewno Virgil van Dijk (2.), który był bezdyskusyjnie najlepszym obrońcą świata, na pewno Mohamed Salah (5.) czy Sadio Mane (4.). A także fantastyczny bramkarz Alisson (7.). Marsz Liverpoolu był fenomenalny, dzięki drużynie Juergena Kloppa oglądaliśmy futbol marzeń. Bayern nie dał nam takich emocji.
ZOBACZ WIDEO: Mateusz Borek: Lewandowski nie będzie najlepszy na świecie, bo jest z Polski
Ktoś powie: to Lewandowski nastrzelał bramek. Owszem, a z drugiej strony Van Dijk nie jest od strzelania bramek. Za to w sezonie Premier League w klasyfikacji pojedynków w defensywie miał skuteczność… 100 procent. Szokujące, niemożliwe, a jednak. Dodajmy też, że Liverpool nie dał Bayernowi w 1/8 finału Ligi Mistrzów szans. Gdyby jeszcze Bayern zaszedł do półfinału, może byłaby nadzieja na miejsce w trójce. Ale co tu dużo gadać: kryzys klubu musiał odcisnąć się na polskim piłkarzu. Jeśliby Bayern niszczył wszystkich w lidze jak w czasach Guardioli, pewnie świat inaczej by patrzył na Polaka. Ale Bayern sam wyeliminował się z wielkiej gry, pociągnął ze sobą Polaka.
Nie można zapominać, że nie był to rok wielkich turniejów, a więc nie było mowy o sukcesie kadry. Polska grała w słabej grupie eliminacyjnej, którą wygrała, ale Lewandowski niczego wielkiego nie dokonał. A eliminacjach do Euro 2016 czy MŚ 2018 był fenomenalny.
ZOBACZ: Mina Lewandowskiego zdradza rozczarowane 8. miejscem
Lewandowski głównie strzelał dla Bayernu Monachium. Jego seria była imponująca, wspaniała, ale też nie da się zapomnieć, że Bundesliga jest dziś daleko za Premier League czy La Ligą. Zarówno sportowo, jak i medialnie. 6-8 lat temu liga miała znacznie wyższy prestiż i wtedy osiągnięcie Lewandowskiego miałyby może wymiar kosmiczny.
To różni go od Leo Messiego. Argentyńczyk zaszedł do półfinału Ligi Mistrzów i jest mistrzem Hiszpanii, co ma większy wymiar. Oczywiście w przypadku większości zawodników byłoby niewystarczające - sam liczyłem na wygraną van Dijka - ale już przyzwyczailiśmy się, że środowisko piłkarskie pielęgnuje swój największy skarb. Najlepszego - być może - piłkarza w historii futbolu. Podobnie, jak drugiego piłkarza najlepszego naszych czasów, a trzeciego w klasyfikacji, Cristiano Ronaldo. Miejsce Portugalczyka jest mocno naciągane, ale taka to już nagroda: mieszanka klasy, formy i popularności. Dlatego jest tak niewymierna, czasem nawet śmieszna.
Może gdyby za Polakiem stały wielkie brandy, może gdyby więcej udzielał się w światowych magazynach piłkarskich, może... Sportowo wiele więcej argumentów nie było. Na pewno jest też trochę kontrowersji z miejscem Kyliana Mbappe (6.). Tego akurat polski piłkarz mógłby wyprzedzić. Ale nie sądzę, żeby 7. miejsce zadowoliło polską publiczność.
ZOBACZ: Messi ze Złotą Piłką. Nasza relacja na żywo z gali
Gdyby brać pod uwagę poziom, który reprezentował Lewandowski, Polak jeszcze nigdy nie był tak blisko Złotej Piłki. Jednak okoliczności skazywały go na porażkę. Wróćmy też jednak na chwilę do punktu wyjścia. Nie można mówić o 8. miejscu jako o porażce. Niedługo nasz napastnik skończy karierę i nie zdziwię się, jeśli przez 20 kolejnych sezonów nie zobaczymy Polaka nie tylko w pierwszej dziesiątce, ale i setce.