Marek Wawrzynowski: Czy Polska może mieć więcej Lewandowskich (felieton)

Getty Images / Sebastian Widmann/Bongarts / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Sebastian Widmann/Bongarts / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

- W leczeniu alkoholizmu najważniejsze jest przyznanie się do problemu. To samo ze szkoleniem - mówi Radosław Mozyrko z akademii Legii Warszawa. Jeśli polskie kluby chcą produkować "nowych Lewandowskich", muszą zacząć od przyznania się do problemu.

Pewnie jestem jedną z niewielu osób, które jakoś specjalnie nie były rozczarowane ósmym miejscem dla Roberta Lewandowskiego w plebiscycie na Złotą Piłkę. Bardziej martwi mnie co innego. On ma już 31 lat, a więc niedługo zacznie zbliżać się do końca kariery.

No właśnie, na jedną rzecz warto zwrócić uwagę. Tak naprawdę Lewandowski jest jedynym polskim piłkarzem od lat, który w ogóle jest brany pod uwagę przy jakichkolwiek plebiscytach. Jesteśmy wszyscy z niego dumni, ale warto uświadomić sobie, że jego sukces to przypadek. On nie ma nic wspólnego z jakimś systemem edukacji, szkolenia. Akurat nam się trafił, jak wygrana w totolotka. Mógł równie dobrze urodzić się w Czechach, taka prawda.

Czy w Polsce możemy mieć nowego Lewandowskiego? Albo kilku Lewandowskich? Jestem przekonany, że mamy potencjał, by zawodników tej klasy "tworzyć" seryjnie. Oczywiście nie tuzinami, ale co najmniej jednego na kilka lat. Problemem jest jednak dość zamknięte środowisko szkoleniowe.

Zobacz wideo: "Lewy" - mistrz rzutów karnych

Dlaczego o tym piszę? Otóż w Warszawie zebrali się przedstawiciele wszystkich akademii PKO Ekstraklasy. Debatowali o przyszłości polskiego futbolu. Świetnie, że takie dyskusje w ogóle są, to rozwija. Jednak, muszę powiedzieć, większość klubów wciąż uprawia spychologię, dyrektorzy nie potrafią zdiagnozować problemu.

Najbardziej rozczarował mnie głos Lecha Poznań, wyrażony konkretnie przez Rafała Ulatowskiego. Trenera znam od lat i szanuję, ale trudno zgodzić się z jego wystąpieniem. Ulatowski podkreślał, że Lech pracuje dobrze, zaś problemem są małe kluby.

ZOBACZ: Wielki futbol zamyka drzwi przed polskim piłkarzem

A jednak rzeczywistość mocno weryfikuje klub z Poznania. Wiele mówimy o świetnej akademii Lecha, a jednak "Kolejorz" od lat wypuścił za granicę zaledwie jednego zawodnika, którego szkolił od A do Z. To Dawid Kownacki. Pozostali piłkarze, jak Tomasz Kędziora, Karol Linetty czy Jan Bednarek, zostali ściągnięci mając lat naście (Bednarek nawet 16), oszlifowani, wprowadzeni i puszczeni w świat.

A warto zauważyć, że Lech tak naprawdę nie wypuścił ze swojej akademii piłkarzy wysokiej klasy europejskiej (choć wciąż liczę, że Bednarek pójdzie w tę stronę). Spójrzmy na akademię FC Basel: Granit Xhaka, Ivan Rakitć, Xherdan Shaqiri  i kilku innych dobrych (choć już nie tak) zawodników. Belgijska kadra, która sięgnęła po brąz w Rosji, miała w składzie aż 8 wychowanków RSC Anderlecht. Portugalczycy, gdy zostawali mistrzami Europy mieli w składzie 10 zawodników SportinguSchalke 04 Gelsenkirchen wypuszcza regularnie zawodników klasy światowej: Mesut Oezil, Manuel Neuer, Leroy Sane, Benedikt Hoewedes, Joel Matip czy Julian Draxler.

ZOBACZ: Jak stworzyć piłkarza profesjonalnego na przykładzie Sebastiana Szymańskiego

Mówiąc o klubie szkolącym młodzież, myślimy o tym, że dostarcza on raz na jakiś czas piłkarza klasy europejskiej. Lech Poznań takich nie dostarcza. Czy więc może mówić, że pracuje dobrze? Wedle uznania. Zresztą nie chodzi tylko o Lecha. Czy mamy w Polsce klub, który w ciągu kilku lat wypuścił w świat 2-3 mocnych zawodników?

Na pewno Ulatowski ma dużo racji, mówiąc że małe kluby są problemem. To wszyscy wiemy i próbujemy od lat wyegzekwować od PZPN: lepsza edukacja trenerów, lepsze wyławianie i szlifowanie talentów. Niestety związek nie chce o tym słyszeć, wszelkie dyskusje na temat szkolenia były przez związek ignorowane, przez 6 lat wprowadzano programy bardziej PR-owe niż szkoleniowe typu AMO, Talent Pro. I ok, tu kluby mają prawo mieć pretensje. Na pewno byłoby im znacznie łatwiej, gdyby wybierali spośród np. 100 świetnych 12-latków a nie spośród 10.

Od lat powtarzam, że problem jest wielowymiarowy. Na dole pracę muszą wykonać małe klubiki oraz PZPN, na górze wielkie akademie. Dół zrzuca winę na górę, góra na dół, a jest ona dwustronna. Rozkłada się po równo między wielkie akademie oraz PZPN z małymi klubikami.

Niestety, gdy słucham czasem dyskusji o szkoleniu, cały czas pojawiają się problemy zastępcze, z których najpopularniejszym jest "brak infrastruktury". Bardzo lubi podnosić to Michał Probierz, kolejny ceniony przeze mnie trener, a jakby zamknięty w więzieniu własnych mocno konserwatywnych poglądów. Wielokrotne podkreślanie tego, że nie mamy tylu boisk co inni jest wręcz szkodliwe. Przecież boiska nie grają. A my w Polsce mamy niezłą infrastrukturę, przynajmniej podwórkową. Boiska przyszkolne, Orliki... naprawdę wiele krajów może nam pozazdrościć.

Radosław Mozyrko, dyrektor akademii Legii Warszawa (od stycznia będzie skautem Chelsea na osiem krajów Europy Wschodniej), powiedział: "Nie mówmy o infrastrukturze, to szukanie wymówek. Problemem są ludzie". Może właśnie dzięki takiemu podejściu - szukaniu problemów wewnętrznych a nie zewnętrznych - to Legia wysuwa się na prowadzenie w produkcji młodych zawodników? W tym sezonie zdarzało się, że na boisku występowało i 5 wychowanków, wielu z nich powinno wkrótce wyjechać za niezłe pieniądze za granicę. Na razie wyjechał Sebastian Szymański.

I znowu Mozyrko: "Pierwszym krokiem do wyjścia z alkoholizmu, jest przyznanie się do problemu. Podobnie ze szkoleniem młodzieży". Podzielam opinię Radka, jest jednym z niewielu, którzy mówią: "Zacznijmy naprawianie świata od siebie". To głos rozsądku.

Większość jednak krzyczy: "To nie moja wina, to czynniki zewnętrzne". Aurelio Pereira, słynny młodzieżowy trener Sportingu, ten od Cristiano Ronaldo, został kiedyś zapytany, z czym mieli na początku największy problem. Odparł, że ze znalezieniem odpowiednich trenerów. O boiskach - których wówczas również brakowało - nie wspomniał.

ZOBACZ: Niektóre dzieci mają mniejszą szansę na karierę

Czy wiecie, że wspomniane Schalke 04, wszystkie grupy od U9 do U16 przez wiele lat miało na jednym boisku? Chłopcy nie potrzebują złotych klamek i sprzętu za milion euro, żeby grać w piłkę. Nieco surowe warunki są wręcz wskazane.

Generalnie mam problem z akademiami Ekstraklasy. Oczywiście postęp jest. 10 lat temu właściciele klubów pytani w ankiecie dziennikarskiej, co to jest akademia i jak u nich funkcjonuje, nie wiedzieli co powiedzieć, żeby się nie zbłaźnić. Dziś przynajmniej już wiedzą, że nie chodziło o "Akademię Pana Kleksa".

Wciąż podczas publicznej dyskusji szefowie klubów nie byli w stanie odpowiedzieć na pytanie: "Dlaczego nie wypuszczamy w świat piłkarzy wysokiej klasy? Dlaczego nasi piłkarze nie radzą sobie za granicą?". To pytania, które Zachód zadał wiele lat temu i na które odpowiedział. Mam wątpliwości czy Polacy widzą problem. Trzeba przyznać, że Ekstraklasa staje na głowie, żeby pomóc to zmienić, ściągnęła nawet szefa szkolenia Anderlechtu. Wcześnie byli ludzie z Ajaksu, mają być kolejni. A jednak patrząc po reakcjach, mam poważne wątpliwości, czy się uda. Opór materii jest duży.

Tak więc wracając do pytania postawionego na początku: "Czy możemy wychować kilku Lewandowskich?" odpowiem: "Zdecydowanie tak". A czy to zrobimy? "Nie wiem, nie sądzę". Raczej poczekamy 20 lat na piłkarza podobnej klasy, na którego plecach można się przewieźć. I znowu będziemy udawali, że jesteśmy potęgą. A może nie? Chciałbym się mylić, ale raczej nie widziałem na spotkaniu szefów akademii rewolucyjnych nastrojów, chęci wielkiej zmiany.

***

PS. Skoro mowa o szkoleniu, to PZPN wprowadza jednocześnie program certyfikacji szkółek, który w zamyśle miał doprowadzić do szkoleniowej rewolucji, a wprowadza przede wszystkim nieuczciwą konkurencję. Na czym polega ten program? PZPN określa pewne kryteria i na ich podstawie przyznaje szkółkom piłkarskim certyfikaty. Złoty, srebrny i brązowy. Pomysł świetny, bo oznacza, że szkółka musi podnieść swój poziom do pewnego minimum, żeby dostać gwiazdkę. To teoria. W praktyce wystarczyło wysłać informację, że spełnia się kryteria. Uczciwi ciężko pracują, cwani wysyłają. Niestety takie przypadki znam. Wpadnie kilkanaście tysięcy (choć pojawiają się sugestie, że pieniądze będą do odbioru po wizytacjach), przy okazji przyciągnie się na swoją korzyść niezdecydowanych rodziców. Miało być pięknie, wyszło jak zwykle.

Źródło artykułu: