W sobotę "Kolejorz" stanął przed szansą odniesienia trzeciego ligowego zwycięstwa z rzędu, co byłoby pierwszą taką serią w obecnym sezonie i mogłoby wreszcie poskutkować poprawieniem sytuacji w tabeli. Zadanie teoretycznie wydawało się niezbyt trudne, bo naprzeciw stanął beniaminek ze strefy spadkowej, ale jak pokazało boisko, teoria miewa czasem niewiele wspólnego z faktami.
Spotkanie bardzo przypominało wcześniejsze starcie poznaniaków z Koroną Kielce, zakończone frustrującym dla nich bezbramkowym remisem. ŁKS zaczaił się na własnej połowie i czekał na to co zrobi przeciwnik. Ten męczył się w ataku pozycyjnym, a gdy już dochodził od czasu do czasu do klarownych sytuacji, fatalnie je marnował.
W pierwszej połowie ekipa Dariusza Żurawia miała co najmniej trzy szanse na otwarcie wyniku. Raz szczęścia zabrakło Pedro Tibie, który będąc bez krycia w polu karnym, zamykał dośrodkowanie Joao Amarala, ale tuż przed strzałem piłka podskoczyła mu na nierówności murawy i spudłował. W dwóch pozostałych okazjach łodzian uratował Arkadiusz Malarz, który obronił główkę Christiana Gytkjaera, a potem jeszcze ładne soczyste uderzenie Darko Jevticia.
ZOBACZ WIDEO: Hiszpański dziennikarz o losowaniu grup Euro 2020. "Myślimy Polska - mówimy Lewandowski. Reszta piłkarzy nie jest dobrze znana"
Do przerwy lechitom nie udało się "złamać" defensywy beniaminka i zapewne stanęła im przed oczami przykra perspektywa straty punktów. Powtórki z meczu z Koroną jednak nie było, bo po zmianie stron podopieczni Dariusza Żurawia wreszcie dopięli swego, choć dopisało im przy tym szczęście. Amaral świetnie minął na skrzydle dwóch rywali, wpadł w pole karne i oddał zaskakujący strzał w krótki róg. Malarz powinien sobie z nim poradzić, jednak spóźnił się z interwencją i piłka wpadła do siatki po jego rękach.
Łodzianie mogli sobie pluć w brodę. Ich plan runął, a teraz, by marzyć o jakiejkolwiek zdobyczy, musieli zaatakować, czyli zrobić to, na co wcześniej przez niemal godzinę w ogóle nie mieli ochoty.
Trudno było drużynie Kazimierza Moskala zmienić obraz gry. Czasem udawało jej się przedostać pod pole karne przeciwnika, lecz tam brakowało dokładnych dośrodkowań, nie wspominając już o groźnych strzałach. Te oddawali tylko lechici i w doliczonym czasie "zabili" mecz drugą bramką. Wszystko dzięki dynamicznej akcji rezerwowych. W polu karnym przytomnie zachował się Jakub Kamiński, który dograł na 5. metr do Kamila Jóźwiaka, a ten tylko dołożył nogę i wykonał egzekucję.
Lech wygrał z ŁKS 2:0 i odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu. Dzięki temu ma tylko cztery punkty straty do liderującego Śląska Wrocław. Beniaminek póki co pozostaje w strefie spadkowej.
Lech Poznań - ŁKS Łódź 2:0 (1:0)
1:0 - Joao Amaral 59'
2:0 - Kamil Jóźwiak 90+2'
Składy:
Lech Poznań: Mickey van der Hart - Lubomir Satka, Tomasz Dejewski, Thomas Rogne, Wołodymyr Kostewycz, Karlo Muhar, Pedro Tiba (85' Jakub Moder), Joao Amaral (70' Jakub Kamiński), Darko Jevtić, Tymoteusz Puchacz (65' Kamil Jóźwiak), Christian Gytkjaer.
ŁKS Łódź: Arkadiusz Malarz - Jan Grzesik, Kamil Juraszek, Jan Sobociński, Adrian Klimczak, Maciej Wolski (72' Michał Trąbka), Łukasz Piątek, Ricardo Guima, Pirulo (85' Adam Ratajczyk), Łukasz Sekulski (75' Jewhen Radionow), Dani Ramirez.
Żółte kartki: Karlo Muhar (Lech Poznań) oraz Maciej Wolski (ŁKS Łódź).
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz).
Widzów: 9830.