Jeden z białostockich pubów, miejscowi kibice oglądają mecz Jagiellonii z Rakowem Częstochowa. Atmosfera nerwowa, bo jest 1:1. Nagle na ekranie telewizora widzą jak Igor Sapała popełnia juniorski błąd, Ognjen Mudrinski ma doskonałą okazję do strzału. Niemal wszyscy podrywają się z krzeseł, ale słychać tylko jęk zawodu i kilka przekleństw. Obrońca zdążył go zablokować.
Kilka minut później sytuacja się powtarza. Jeden pan w żółto-czerwonej bluzie nie wytrzymuje i z nerwów wychodzi zapalić papierosa. Ktoś inny stawia kufel z hukiem jakby chciał nim rozbić na wylot blat stolika. Mocnych słów nie idzie zliczyć, a będzie jeszcze intensywniej po golu na 1:2 w ostatniej minucie.
Serbowi znów się oberwie. Fani Jagi przypomną, że "jest drewnem, za które zapłacono ponad pół miliona euro". W internetowych komentarzach będą zaś mu proponować m. in. kupno biletu powrotnego do kraju, zmianę stanowiska w klubie na stewarda czy rolę główną w filmie "Nam strzelać nie kazano". Do tego pojawią się dziesiątki epitetów.
ZOBACZ WIDEO: Losowanie Euro 2020. Trudna grupa Polaków. "Sztabowi spadł kamień z serca, ale rywale są niewygodni"
Ogromne rozczarowanie w Białymstoku wzięło się stąd, że po 28-latku spodziewano się zupełnie czegoś innego. Klub znacznie pobił swój rekord transferowy po to, by w końcu mieć gwarancję strzelanych goli. Tych jednak nie ma. - Cóż, on miewał wiele słabszych chwil również w Serbii. W ubiegłym sezonie zaczął od bramki w pierwszych dziewięciu meczach i nawet stracił na jakiś czas miejsce w podstawowym składzie. Dopiero później osiągnął dobrą formę. Z kolei rok wcześniej trafił tylko 2 razy w ostatnich 11 spotkaniach, choć w tym czasie dwukrotnie leczył kontuzję - mówi nam Vladimir Novaković, dziennikarz telewizji "SportKlub".
- Nie widziałem występów Mudrinskiego w polskiej lidze. Mimo to jestem przekonany, że jest on wystarczająco dobrym zawodnikiem dla Jagiellonii. Zresztą nie tylko dla niej, ale też dla wielu innych klubów w Europie. To dobry człowiek, piłkarz, ale także pracownik. Jakiś czas temu doznał poważnej kontuzji więzadła i miał pauzować przez długi okres, ale uparł się i wyzdrowiał kilka miesięcy wcześniej niż przewidywali lekarze. Ponadto jest najlepszym strzelcem w historii Serbian Super League. To wszystko o czymś świadczy. Problem może być gdzieś indziej, może w stylu gry drużyny - zastanawia się Mario Marić, dziennikarz portalu telegraf.rs.
Czytaj także: Spokojny zabójca (historia Ognjena Mudrinskiego)
Kwestia odpowiedniej taktyki znajduje potwierdzenie w poprzednim klubie "Ognia". W FK Cukaricki Belgrad strzelił 26 goli w ciągu dwóch sezonów głównie dzięki odpowiednim instrukcjom trenera i znajomości jego cech ze strony kolegów. - Dla mnie jest to gracz, który potrzebuje odpowiedniej pomocy od całej drużyny. Każdy musi grać dla niego, doprowadzić piłkę pod bramkę. Potrzebuje dośrodkowań lub dobrego ostatniego podania. Jeśli wtedy znajduje się w linii z obrońcami to przeważnie pada bramka - charakteryzuje nam go Filip Stojanović, który często grał ustawiony za nim.
- Rzeczywiście, dzięki dużej boiskowej inteligencji Mudrinski świetnie zachowuje się w polu karnym. Często staje we właściwym miejscu, tam spada piłka i kończy się golem. Choć uważam, że potrafi także wyjść do podania, przygotować atak. Czuje grę. Wie kiedy zostawić lub odegrać piłkę koledze, umie zrobić użytek ze swojej siły i nawet atakowany utrzymać się na nogach. Dlatego mając takiego gracza należy stworzyć taktykę pod niego - uzupełnia Marić.
Ireneusz Mamrot zdaje się doskonale wiedzieć o potrzebach Serba. Cały czas mówi bowiem, by zbyt szybko go nie skreślać. - To nie jest zawodnik, który sam stworzy sobie sytuację. On bazuje na wykańczaniu akcji oraz grze tyłem do bramki. Jest typem egzekutora i zespół musi się z nim zrozumieć - zaznacza, choć z drugiej strony podczas treningów pracuje nad lekką modyfikacją jego stylu (m. in. większą aktywnością w defensywie - przyp. red.).
Warto zauważyć, że póki co Mudrinski nie ma problemu z dochodzeniem do sytuacji. Brakuje mu jednak wykończenia. Jak prawdziwy "killer" zachował się tylko na początku sezonu z Lechią Gdańsk (1:1), później nawet w lepszych sytuacjach uderzał w bramkarzy lub posyłał futbolówkę daleko od celu. Przez to stracił cześć zaufania u trenera Mamrota i zaczął wchodzić jedynie na końcówki. Pierwszym napastnikiem stał się Patryk Klimala, a drugim Bartosz Bida.
Były młodzieżowy reprezentant Serbii grywa najczęściej "ogony". Ma aż 12 meczów na swoim koncie, ale tylko 315 rozegranych minut. To na pewno nie pomaga mu złapać pewności siebie. - Dlatego uważam, że Jagiellonia powinna dać mu prawdziwą szansę. Wytrzymać chwilę, zachować cierpliwość. To dałoby jej wiele korzyści, gdy się obudzi. Natomiast jeśli będzie inaczej, to lepiej by wrócił do Serbii i pokazał, że ten transfer nie był przypadkowy. Myślę, że każdy zespół byłby chętny na jego usługi. Nawet Crvena Zvezda Belgrad, która gra w Lidze Mistrzów. W sumie nawet latem wspominano, że może wrócić po kilku latach do tego klubu - mówi Marić.
Możliwe jednak, że powrót Serba do kraju nie będzie konieczny. Mamrot wierzy, że po przerwie zimowej i okresie przygotowawczym z drużyną jego gra może wyglądać dużo lepiej. A że tak będzie nie ma też wątpliwości rodzina. - Potrzebuje czasu na dostosowanie się i ciągłości występów, a pokaże swoją prawdziwą jakość. Spokojnie. Uwierzcie w niego - zaznacza David Mudrinski, brat Ognjena.