"Nareszcie!" To słowo, którego kibice Jagiellonii Białystok najczęściej używają po informacji o odejściu Ireneusza Mamrota. Słabszy styl gry drużyny, gubienie koncentracji przez piłkarzy, proste błędy i głupio tracone punkty spowodowały bowiem ogólne znużenie jego pracą. Coraz częściej mówiło się też o braku odwagi, zbyt dużym przywiązaniu do nazwisk i za spokojnym podejściu do zawodników z jego strony. Zmiana przychodzi więc w dobrym momencie i wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Dzięki niej będzie można się przekonać czy rzeczywiście te problemy były jego winą.
Dotychczasowy szkoleniowiec Jagi długo wygrywał z katem. O możliwości jego zwolnienia było słychać praktycznie od początku roku. W tym sezonie temat odżywał średnio co miesiąc. Coś jednak zawsze zmuszało zarząd do kontynuacji współpracy: poparcie u kibiców, brak odpowiednich kandydatów na jego miejsce czy pozytywne wyniki w newralgicznych momentach. W końcu jednak uznano, że nie ma innego wyjścia. Obie strony podały sobie ręce.
Mimo słabszego okresu w ostatnich miesiącach nie ulega wątpliwości, że 48-latek zostanie pozytywnie zapamiętany na Podlasiu. W internecie i mediach społecznościowych widać multum zasłużonych podziękowań za pracę. Choć pośród nich znajdą się też tacy, którzy postanowili na koniec jeszcze mu dopiec. Z ich słów można wyczytać, że w sumie to nic nie umie. A jak coś już wygrywał to dzięki piłkarzom pozostawionym przez Michała Probierza, szczęściu lub wyjątkowej słabości PKO Ekstraklasy. Sam nie zrobił praktycznie nic, ostatecznie tylko popsuł drużynę. Taki punkt widzenia jest jednak bardzo krzywdzący i zwyczajnie pozbawiony szacunku, który bez wątpienia mu się należy.
ZOBACZ WIDEO: Losowanie Euro 2020. Trudna grupa Polaków. "Sztabowi spadł kamień z serca, ale rywale są niewygodni"
W Białymstoku Mamrot spędził 2,5 sezonu. Ten okres tak naprawdę można podzielić na dwie części. Pierwsza to 1,5 roku grane regularnie wzmacnianym składem, druga to niemal rok i wielka przebudowa drużyny. Najpierw były sukcesy (wicemistrzostwo Polski, wyeliminowanie portugalskiego Rio Ave w eliminacjach Ligi Europy), później porażki (przegrana w finale Pucharu Polski, brak awansu do europejskich pucharów i średnia postawa w obecnych rozgrywkach). W trakcie wdrażania rewolucji brał pod uwagę pogorszenie wyników, mimo to podjął ryzyko. Nie popłaciło, ale sama próba dobrze o nim świadczy.
Słabszy ostatni rok nie zmienia faktu, że szkoleniowiec pochodzący z Trzebnicy mocno zapisał się w historii Jagiellonii. I to tylko srebrnym medalem PKO Ekstraklasy czy występem w kwalifikacjach LE w sezonie 2018/19. Odchodzi bowiem jako trener z największą średnią punktową od czasu założenia klubu. Ponadto da się zapamiętać ze swojej normalności, kontaktowości oraz pracowitości. Nigdy bowiem nie olewał kibiców, zawsze znajdował czas na chwilę rozmowy z mediami. Nie odmawiał uczestnictwa w różnych spotkaniach, nie uciekał od trudnych pytań. W klubie często pojawiał się pierwszy, a wychodził ostatni. To również coś, co na pewno nie zostanie mu zapomniane.
Czytaj także: Z Klasy B na Stadion Narodowy (historia Ireneusza Mamrota)
Pamiętać należy także o innej bardzo ważnej rzeczy. W czerwcu 2017 roku prawdopodobnie nikt nie wróżył Mamrotowi tak długiej przygody w Białymstoku. Był anonimowy dla większości fanów futbolu w Polsce. Obecnie stał się zaś jednym z najbardziej uznanych trenerów. Końcówka może więc nieco zamazała obraz, ale ogólnie należy uznać, że odniósł sukces.
Kuba Cimoszko