Świerczewski stoczył już kilka nieoficjalnych walk. W turnieju halowym o puchar burmistrza miasta Dębica w styczniu 2016 roku nie spodobały mu się komentarze zza boiska. Upierał się, że zawodnicy Poloneza Wiedeń wyzywali go od frajerów i "ch...i" i tłumaczył, że chamstwa nie toleruje.
Przed meczem z Polonezem próbował nakłonić rywali do odpuszczenia spotkania, bo jego drużynie brakowało zwycięstwa do wyjścia z grupy. Wiesław Wójcik, prezes Poloneza, wspomina: - Powiedziałem, że nie oddamy im meczu. Wkurzył się. Stwierdził, że skoro się nie dogadamy, to będzie nas faulował i grał ostro. Marek Motyka dostał od niego łokciem w twarz. Innego z graczy kopnął w tyłek. Podczas awantury z nami uderzył nawet przypadkiem Marcina Mroczka, aż polała mu się krew - opowiadał nam Wójcik.
Podczas spotkania Artystów z Polonezem doszło do przepychanki. Świerczewski na oczach dzieci lewym sierpowym trafił w szczękę Wójcika, który stracił przytomność. Prezes Poloneza zgłosił sprawę na policję, Świerczewski w ramach skruchy zobowiązał się przeznaczyć trzy tysiące złotych na cele charytatywne. Po latach panowie podali sobie ręce.
ZOBACZ WIDEO FFF 2. Zobacz jak Piotr Świerczewski trenuje przed debiutem w MMA. Obalił dziennikarza! "Przez klatkę przejdzie, jak huragan"
W sobotę Świerczewski będzie mógł już legalnie wymierzać ciosy - wystąpi na gali celebrytów w Zielonej Górze, stoczy walkę z mechanikiem Grzegorzem Chmielewskim, który razem z bratem Rafałem prowadzi program w telewizji TVN i przerabia samochody znanych osób - aktorów czy piłkarzy.
Oprócz incydentu w Dębicy, Świerczewski jeszcze kilka razy sprawdzał się w boju. Ciosem w nos powalił kibica Pogoni Szczecin, gdy ten wyzwał go na pojedynek na stacji benzynowej. Pomocnik wracał wtedy z meczu z kolegami z Lecha Poznań. Byłemu piłkarzowi zdarzało się uczyć rzemiosła dziennikarzy, również siłą, niekoniecznie perswazji. Świerczewski pokazał wiele razy, że nie da sobie wejść na głowę także podczas meczów. Gdy Zinedine Zidane trafił go głową w spotkaniu ligi francuskiej, nasz pomocnik oddał mu łokciem.
"Świerczewski szantażował: albo odpuścicie mecz, albo będę grał po chamsku"
Nie znosi prostactwa
Dziś były piłkarz wraca do tamtych zdarzeń z uśmiechem, nazywa je "bzdurami". Rysuje siebie jako człowieka spokojnego, którego trudno sprowokować. Start w mieszanych sztukach walki jest dla niego kolejnym wyzwaniem. Ma 47 lat i imponuje sylwetką. Wydaje się, że z łatwością można by rozbić szklankę o jego bicepsy. Mimo wieku jest bardzo szybki, bez kompleksów okłada młodszych od siebie w sparingach.
- Wyznaję zasadę: masz okazję, to ją bierz. Dostałem ofertę walki i ją przyjąłem, to była spontaniczna decyzja. Tak jak z wyjazdem do Japonii czy Anglii, kiedy jeszcze grałem w piłkę, czy z programem "Celebrity Splash", w którym skakałem do wody robiąc salta - opowiada nam 70-krotny reprezentant Polski.
Choć - jak twierdzi - nie lubi się bić. - Trudno mnie sprowokować. Jeżeli chodzi o sytuacje z boiska, walka o piłkę czy faule były dla mnie czymś zupełnie normalnym. Miałem złamany nos, zszywaną głowę, jedną nogę, drugą. Z Zidanem to było typowe meczowe starcie, więc nie nazywajmy tego bójką. Nigdy nie tolerowałem jednak obrażania. Wyzwiska to dla mnie prostacka próba załatwienia problemu, zawsze takich ludzi porównywałem do psa, który dużo szczeka, a nie gryzie - komentuje Świerczewski.
Karierę piłkarską zakończył prawie dziesięć lat temu. Występował w reprezentacji 11 lat, rozegrał 70 meczów, był jej kapitanem, uczestniczył w mistrzostwach świata w Korei i Japonii, a z kadrą Janusza Wójcika zdobył srebro na igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku. Jak na tamte czasy zrobił dużą karierę - dziesięć lat grał we Francji, w Saint-Etienne, Bastii i Olympique Marsylii, ma również francuski paszport. Z GKS-em Katowice i Groclinem Dyskobolią zdobył po trzy trofea, z Lechem Poznań dwa. Później był jeszcze trenerem, asystentem w reprezentacji do lat 21, wystąpił w teledysku jako policjant, w filmie i programie rozrywkowym "TVN Agent".
Nigdy nie myślał jednak, żeby bić się za pieniądze. Zadebiutuje walką we "Free Fight Federation" z Grzegorz Chmielewski, nazywany Gregiem Collinsem. - Nie trenowałem judo, karate ani boksu, jestem naturalnie silny, wysportowany. Nie wiążę kariery ze sztukami walki i nie myślę, że będę mistrzem KSW, musiałbym zacząć w wieku 12 lat. To przygoda, kontynuacja kariery sportowej i świetna motywacja do ciężkiej pracy. Wcześniej wstawałem o której chciałem, zrobił mi się brzuch, a po tygodniach reżimu treningowego oglądam się w lustrze i pytam: gdzie podziała się ta nadwaga? - śmieje się Świerczewski.
To będzie łomot
Trenuje od prawie trzech miesięcy, bardzo intensywnie, nawet po dwa razy dziennie. Nie uczył się nowych technik walki, postawił na wrodzone cechy: determinację i agresję. Ma jasne założenie: wejść w rywala z impetem i go znokautować. Trenerzy Świerczewskiego twierdzą, że przeciwnik dostanie od niego ciężki łomot.
- Każdy myśli, że to obijanie mordy, a to inteligentny sport, takie szachy na macie, trzeba umiejętnie wykluczyć przeciwnika, myśleć - opowiada "Świr". - Mówię żonie: chcę się w końcu piwa napić, ale to w nagrodę, po walce. Zmieniłem dietę, nie solę potraw, nie słodzę herbaty, nie piję alkoholu. Trenuję na sto procent, żeby wygrać. Będziemy się naprawdę bić, to już nie będą żarty - zapowiada nabuzowany Świerczewski. Bo on do spokojnego życia pasuje jak pięść do nosa.
Jego walka w najbliższą sobotę 21 grudnia. Transmisję z gali FFF 2 przeprowadzi Polsat Sport i Polsat. Początek od 19.00.