Tomasz Dzionek: Polsko - ukraiński bałagan futbolowy

Po wyborze Polski i Ukrainy na gospodarzy Mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku, ze znacznie zwiększonym zainteresowaniem zaczęto zwracać uwagę na poczynania naszych wschodnich sąsiadów.

Tomasz Dzionek
Tomasz Dzionek

Wbrew pozorom kondycja polskiej piłki kopanej w szerokim tego określenia znaczeniu jest bardzo zbliżona do tej znad Dniestru i Dniepru. Abstrahując od poziomu narodowych reprezentacji Ukraińcy także mają poważne problemy organizacyjne w toku przygotowań do Euro 2012, wszędobylską korupcję, jak i okropny bałagan we władzach związkowych oraz lokalnej lidze.

Po tym jak Michel Platini ogłosił całemu światu, że to właśnie Polacy wespół w zespół z Ukraińcami będą mieli ten zaszczyt zaprosić europejskie kraje na mistrzostwa Starego Kontynentu w piłce nożnej, pojawiło się wiele opinii sugerujących - i słusznie, że wybrańcy nie będą w stanie się należycie do tej imprezy przygotować. Od decyzji władz UEFA mijały tygodnie, miesiące, a zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie nie podjęto żadnych strategicznych decyzji odnośnie kwestii Euro 2012. Z czasem zaczęto organizować niezbędne przetargi i mozolnie realizować projekty związane z infrastrukturą drogową, kolejową, stadionową, etc. Media na decydentach nie pozostawiały suchej nitki ochoczo krytykując ich lenistwo i nieróbstwo. Nie było tygodnia bez sugestii, jakoby UEFA szykowała się do odebrania Polsce, Ukrainie, czy też obu krajom możliwości organizowania Mistrzostw Europy. Ostatecznie majowa decyzja Michela Platiniego i jego kompanii pozwoliła kibicom znad Wisły odetchnąć z ulgą. Francuz póki co był zadowolony z przebiegu przygotowań do mistrzostw, lecz Ukraińcom dostała się solidna bura.

Zadowolenie Platiniego dziwi, gdyż w naszym kraju nadal nie wybudowano zbyt wiele kilometrów autostrad, choć w porównaniu z zeszłymi latami jest o niebo lepiej, ekspresówki w planach GDDKiA są z miesiąca na miesiąc coraz bardziej okrajane, miasta - organizatorzy stoją w okrutnych korkach, a miejsc parkingowych jest tak mało, że tarasowanie chodników przez bezmyślnych kierowców przestaje robić już jakiekolwiek wrażenie na stróżach prawa. Kolej także jest w nienajlepszej kondycji, bo czym się tu szczycić, jeśli pokonanie trasy z Warszawy do Gdańska zajmuje ponad pięć godzin, a z Poznania do Wrocławia prawie trzy godziny. Poziom posiadanego przez spółki kolejowe taboru jest żałosny. Przyzwyczajeni do wygód, klimatyzacji i kuszetek kibice z innych europejskich krajów zdziwią się zapewne, gdy okaże się, że polskie pociągi linii dalekobieżnej nie mają w ofercie żadnej z wymienionych wyżej "atrakcji". Stadiony, prócz tego poznańskiego wciąż wyglądają jak klepowiska. Wbrew twierdzeniom wielu optymistów, poza warszawskim Okęciem, żaden port lotniczy miast organizujących Euro 2012 nie jest przystosowany do przyjęcia tak wielkiej rzeszy fanów futbolu. Póki co, mimo dobrego humoru decydentów w kraju i pozytywnych opinii wysłanników UEFA, Polska z przygotowaniami stoi daleko w polu. Mamy jednak trzy lata i wydaje się, że do tego czasu większość projektów uda się na szczęście zrealizować. Sęk w tym, by owe projekty nie okazały się w praniu gierkowską prowizorką.

Na Ukrainie jest znacznie gorzej. Przekraczając samą granicę, jak w dowcipie z długą już brodą, widzi się różnicę cywilizacyjną tak wielką, jak po przejechaniu granicy polsko - niemieckiej. Nie dość, że kraj boryka się z dużymi problemami finansowymi, znaczna większość narodu, poza wąską grupą zamożnych oligarchów, żyje bardzo skromnie, to na domiar złego wielkie koncerny hutnicze, metalurgiczne, wydobywcze i naftowe wschodniej części Ukrainy, na której opiera się bogactwo Doniecka i Charkowa, znacząco odczuwają kryzys gospodarczy. Drogi naszego wschodniego sąsiada są w opłakanym stanie, a ich oznakowanie jest wręcz fatalnie ubogie. Kondycja komunikacji miejskiej woła o pomstę do nieba, choć zarówno w Kijowie, Doniecku, jak i Charkowie jest metro. Z infrastrukturą hotelową - z wyłączeniem stolicy kraju, też jest licho.

Poza problemami z przygotowaniami do Mistrzostw Europy polski i ukraiński futbol łączy totalny bałagan i sobiepaństwo we władzach związkowych, który skutkuje kompletną dezorganizacją krajowych lig - Ekstraklasy i Premier Lihi. Nad Wisłą po raz kolejny nie wiadomo, które zespoły będą miały zaszczyt występować w najwyższej klasie rozgrywek. Po niekończących się problemach z korupcją i będących jej efektem degradacjach nadal niepewnymi swego losu są łódzkie ŁKS i Widzew, oraz Jagiellonia Białystok. Decyzje PZPN zmienia Trybunał Arbitrażowy, co w konsekwencji skutkuje niemożnością ustalenia dalszej przyszłości zainteresowanych klubów. Bezmyślność władz związkowych polega na tym, że kary za korupcję i brak płynności finansowej nakładane są mimo ich nieprawomocności. Ponadto razi brak jasnej koncepcji związku na walkę z korupcją, albowiem nawet sam prezes Grzegorz Lato zmienia zdanie jak rękawiczki, sugerując najpierw abolicję dla podejrzanych klubów - łapówkarzy, by dzień później stać się zwolennikiem ich degradowania. Tym samym kolejny raz za sprawą ogromnej fali korupcji w latach ubiegłych, jak i zwyczajnej głupoty nieodpowiedzialnych osób znajdujących się na odpowiedzialnych stanowiskach, polski futbol staje się pośmiewiskiem piłkarskiego świata.

Na zielonej Ukrainie nie jest wcale lepiej. Choć zaledwie kilka dni zostało do rozpoczęcia kolejnego sezonu Premier Lihi, to po decyzji kijowskiego sądu administracyjnego nie wiadomo, czy piłkarze w ogóle wyjdą na boisko. Sąd bowiem orzekł, iż ukraińska ekstraklasa funkcjonuje bezprawnie i winna zostać zlikwidowana. Na domiar złego wyniki rozgrywek począwszy od 1996 roku mają zostać unieważnione. Powodem tak zaskakującej decyzji jest niezgodność statutu ligi z ukraińskim porządkiem prawnym. Wniosek o likwidację ligi złożył wiceprezes federacji piłkarskiej Igor Kołomojskij, który bynajmniej do zatwardziałych legalistów nie należy. Jego drastyczne w skutkach posunięcie było wynikiem osobistego konfliktu z Witalijem Daniłowem, z którym ostro rywalizuje już od dobrych kilku lat. W efekcie wyroku sądu nikt nie wie, czy wystartuje liga, czy ukraińskie kluby, ze zdobywca pucharu UEFA Szachtarem Donieck na czele będą mogły wystartować w europejskich rozgrywkach, co z meczem o Superpuchar Ukrainy, mającym się odbyć w najbliższą sobotę? Pytań nasuwa się mnóstwo, lecz rozwiązań niewiele. Władze Premier Lihi mają więc do wyboru, albo przyjąć ze skruchą orzeczenie sądu administracyjnego i dostosować przepisy statutowe do obowiązującego prawa, albo stworzyć nową formę rozgrywek. Jednakże trzynaście lat historii ukraińskiej piłki kopanej zostałoby całkowicie anulowane. Niekończąca się walka o wpływy w związku może okazać się zabójcza dla tamtejszego futbolu. Niezależnie od tego jakie będą dalsze losy Premier Lihi UEFA ma kolejne powody do tego, by Ukraińcom znów pogrozić palcem. Do opóźnień w realizacji przygotowań do EURO, ciągłej awantury na scenie politycznej dochodzi bowiem istny burdel w krajowych rozgrywkach najwyższego szczebla.

Polska i Ukraina w przygotowaniach do EURO 2012 borykają się z wciąż pojawiającymi się perturbacjami. Wbrew pozorom jest wiele kwestii, niestety niechlubnych, które łączą oba te kraje. Niezależnie od niepokojących informacji dochodzących do nas zza wschodniej granicy trudno sobie w rzeczywistości wyobrazić, by władze UEFA trzy lata przed meczem inauguracyjnym Mistrzostw Europy wstrzymały ogromną machinę organizacyjną i przeniosły imprezę z Ukrainy do innego państwa. Niemniej jednak świat widzi u obu gospodarzy niekończące się problemy, kłótnie polityczne, nieudolność władz związkowych i śmierdzącą, wszędobylską korupcję, co w żadnym razie nie jest zbytnim powodem do dumy. Miejmy jednak nadzieje, że po przeciętnych mistrzostwach w Austrii i Szwajcarii słowiański polot pomoże nam osiągnąć sukces w skali makro.

tomasz.dzionek@sportowefakty.pl

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×