[b]
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jak świętuje najlepszy strzelec w historii Broendby Kopenhaga?[/b]
Kamil Wilczek: Żona przygotowała z tej okazji specjalny tort. Akurat zajmuje się tym na co dzień, lubi piec i zrobiła dla mnie tort z liczbą bramek, które zdobyłem dla Broendby (obecnie Wilczek ma 92 gole w 163 meczach dla klubu - red.). Przyznam, że smakował równie dobrze, co bramki.
W Kopenhadze są już pana pomniki?
Nie, spokojnie, ale byłem w szoku, kiedy kibice przygotowali dla mnie specjalną oprawę. Gram w piłkę wiele lat, ale pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, a było to dla mnie tym bardziej szczególne, że wydarzyło się podczas spotkania derbowego z FC Kopenhagą. Na pewno czuję ogromne wsparcie od ludzi z klubu i kibiców, w każdym aspekcie, ale staram się tym wszystkim nie zachwycać.
Własnie widzę, że jakoś tak bez entuzjazmu.
Inaczej - szanuję to, co zrobiłem, doceniam rekord jaki pobiłem, ale uważam, że w klubie są ludzie, którzy osiągnęli więcej niż ja. Cieszę się ze swoich sukcesów, ale mam też do nich dystans, nie zadowalam się tym, co mam. Chcę robić kolejne kroki do przodu, ale niczego sobie nie umniejszam, raczej podchodzę z chłodną głową.
Les tifos pour ce derby de Copenhague entre le FC København et Brøndby, qui a débuté exceptionnellement à 11H45 !
— Nordisk Football (@NordiskFootball) December 1, 2019
Le BIF mène 1-0 depuis la 6e minute, grâce à un but de Kamil Wilczek qui entre dans l'histoire en devenant le meilleur buteur du club en Superligaen avec 70 buts! pic.twitter.com/iBKMIJ6GCH
Kolejne kroki to znaczy?
Mistrzostwo Danii. Jesteśmy wysoko, obecnie na czwartym miejscu, ale ze sporą stratą do lidera (18 punktów - red). Pod względem kibicowskim jesteśmy na najwyższym poziomie, ale sportowo jeszcze nam brakuje. Na przykład stabilizacji. Potrafimy zagrać super mecz, a tydzień później rozczarować. Przegrywamy spotkania, których nie powinniśmy. Wygrywamy z mocnymi rywalami, a później tracimy punkty w meczach z drużynami z dołu tabeli.
ZOBACZ WIDEO: Amber Cup. Gwiazdy w Gliwicach, niespodziewany zwycięzca z 7. ligi
Broendby to pana miejsce na Ziemi?
Na ten moment tak, czuję się tam dobrze, ale nigdy nie będę mówił, że nie zmienię drużyny. Warunki muszą być dobre i dla mnie, i dla klubu. Latem był mną zainteresowany Besiktas, finalnie oferty nie dostałem, ale toczyły się rozmowy. Miło, że tak wielki klub z wielką tradycją rozważał mój transfer, to mnie dodatkowo motywuje. Nie wykluczam, że kiedyś jeszcze zagram w Polsce, przyszłość wiążę z naszym krajem.
Ale bardziej popularny jest pan w Danii.
Zdecydowanie. Kibice podchodzą, pogadają, ale nie przeszkadzają, obiad mogę zjeść w spokoju. Jestem tam bardziej rozpoznawalny, do Polski mogę jeździć na wakacje odpocząć od popularności. Mówiąc poważnie, w Danii kultura kibicowania jest inna, nasi fani są bardzo cierpliwi, wspierają nas, jeżdżą na wyjazdy za nami, dlatego bardzo chciałbym dać im jakieś trofeum, odwdzięczyć się za ich pomoc. Budujemy nowy zespół, mam nadzieję, że przyjdą efekty.
Jarosław Niezgoda: To ten moment. Żeby pociąg nie odjechał
Gdzie łatwiej strzela się gole, w Polsce czy w Danii?
Chyba podobnie, w duńskiej lidze gra się szybciej, w polskiej ekstraklasie jest więcej przerw w grze. Odkąd robię to regularnie, muszę być sprytniejszy, szybszy od rywali i na pewno bardziej odporny psychicznie. Sporo obrońców mnie prowokuje, a jestem osobą impulsywną.
Nie wygląda pan.
Ale na boisku jest inaczej, żyję meczem, łatwo mnie wyprowadzić z równowagi. A rywale próbują: słownie, faulują, zaczepiają. Nie lubię obrońców, którzy wchodzą we mnie bardzo mocno, a przy moim delikatnym przepchnięciu kładą się na murawie i płaczą. Nienawidzę tego.
Korona króla strzelców to już nie marzenie, a realny cel. Po osiemnastu meczach w duńskiej lidze ma pan siedemnaście goli.
W poprzednim sezonie raczej o tym nie myślałem, ale teraz mam pięć goli więcej od drugiego strzelca i muszę trzymać skuteczność. Granica dwudziestu bramek nie jest łatwa do osiągnięcia, ale zostało mi już niewiele, żeby ją przekroczyć, drugi sezon z rzędu. Bardzo bym chciał zostać królem strzelców zagranicznej ligi, to dalej jedno z marzeń.
A reprezentacja?
Walczę i nie podchodzę do tematu reprezentacji na zasadzie, że już w niej nie zagram. Na niektóre rzeczy nie mam jednak wpływu, trenerzy nie dzwonią, nie będę z tego powodu rozpaczał, podchodzę do tego na luzie, bardziej skupiam się na występach w klubie.
Ostatni raz był pan powołany do kadry w listopadzie 2017 roku.
Od dłuższego czasu bronię się wynikami, to że nikt nie dzwoni, nie jest moją winą, szanuję decyzję trenerów.
A umiejętnościami pasuje pan do reprezentacji?
Na pewno bym nie odstawał. Nie mam kompleksów, potrafię pokazać swoje umiejętności na tle najlepszych graczy w kraju. Z trenerem Brzęczkiem rozmawiałem chyba raz w życiu, jak pracował jeszcze w polskiej lidze i to dosłownie chwilę, może pół minuty. Znamy się, poznamy się na ulicy, ale tematu mojego powołania nigdy nie było. Dlatego dalej robię swoje i się nie przejmuję.
Euro 2020. Opalenica - tu zamieszka reprezentacja Polski. Sprawdziliśmy, w jakich warunkach