Michał Pol: Obrońca najskuteczniejszym Polakiem w historii Premier League

Ucieszył mnie gol Jana Bednarka dla Southampton w spotkaniu z Wolverhampton. Były obrońca Lecha Poznań stał się... najskuteczniejszym Polakiem w Premier League. Smutne jest to, że wystarczają do tego raptem dwa gole.

Michał Pol
Michał Pol
Jan Bednarek (z lewej) i Ismaila Sarr (z prawej) Getty Images / Naomi Baker / Na zdjęciu: Jan Bednarek (z lewej) i Ismaila Sarr (z prawej)
Bednarek zdobył bramkę po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Wykorzystał nawet nie wzrost i dominację w powietrzu, ale spryt i łut szczęścia. Gol na 1:0 co prawda ostatecznie nie dał "Świętym" zwycięstwa ("Wilki" wygrały 3:2), ale uczynił z naszego obrońcy najlepszego snajpera z Polski w Premier League (pierwszego gola Bednarek zdobył w debiucie przeciwko Chelsea w 2018 roku). Na króciutkiej jak więzienny greps liście wyprzedził Roberta Warzechę i Marcina Wasilewskiego, którzy zaliczyli po brameczce. I tyle.

Dla nas, Polaków - jako piłkarskiej nacji - to powód do wstydu! Pod względem goli w najlepszej i najbardziej konkurencyjnej lidze świata jesteśmy na szarym końcu. Można zrozumieć, że biją nas na głowę tacy giganci jak Francja (1477 goli), Holandia (904), czy Argentyna (673) oraz uprzywilejowane statusem nacje wyspiarskie jak Irlandia (945), Szkocja (942) czy Walia (898). Ale dlaczego jesteśmy daleko za np. Finlandią (107), Egiptem (60), Słowacją (47), Łotwą (43) czy Beninem (35), Węgrami (21), Iranem (7), a nawet - o zgrozo - Gibraltarem (9)?

Wiem, że błyszczą w Premier League nasi bramkarze, że to także wina losów transferowych - przecież gdyby taki Robert Lewandowski w 2010 zamiast do Borussii Dortmund trafił jednak do Blackburn Rovers, to dziś pewnie osobiście doganiałby na liście najskuteczniejszych nacji Niemcy (268 goli). Mimo wszystko jednak żal.

ZOBACZ WIDEO: Transfery. Milik i Piątek zmienią kluby już zimą? Są poważni chętni na polskich napastników

Dlatego z takim wytęsknieniem i uwagą przyglądam się sytuacji Krzysztofa Piątka i Arkadiusza Milka, polskich napastników przymierzanych co rusz do klubów Premier League. Przymierzanych, bo są dobrzy.

Czytaj także: Transfery. Oficjalnie: Real Madryt z pierwszym zimowym wzmocnieniem. Reinier nowym piłkarzem Królewskich

W niedzielę Piątek z "wilczym biletem" w ręku przesiedział na ławce rezerwowych całe dramatyczne spotkanie z Udinese, wygrane przez Milan 3:2 dzięki bramce w ostatniej akcji. Bramce, dodajmy, kompletnie wcześniej pomijanego, uważanego za niewypał Ante Rebicia, któremu wróżono rychłe odesłanie z powrotem do Eintrachtu Frankfurt, skąd jest wypożyczony. A jednak to on wszedł w drugiej połowie na boisko, gdy trzeba było gonić wynik, a nie Piątek. I wywiązał się z zadania świetnie, bo zdobył dwa gole.

To oznacza, że Milan do końca styczniowego okna transferowego nie będzie "przeciążał" Polaka grą, ale czekał na ewentualnego kupca. Oferty dla Piątka już spływają, ale wciąż tylko na wypożyczenie, co władze Milanu wykluczają. Chcą sprzedaży definitywnej i to nie za mniej niż 30 mln euro.

Czytam w angielskich mediach, że Piątek jest jednym z pięciu napastników branych pod uwagę przez Manchester United, który właśnie co najmniej na trzy miesiące stracił Marcusa Rashforda. Reprezentant Anglii po odejściu Romelu Lukaku był prawdziwym liderem ofensywy, zdobył 14 goli i zapowiadało się, że może powalczyć o tytuł króla strzelców.

Czytaj także: Bundesliga. Zagranie Roberta Lewandowskiego nowym logo ligi? Bayern rzuca propozycję

Rywalami Polaka mają być Edinson Cavani (raczej zostanie do końca sezonu w PSG, stara się o niego także Atletico Madryt), Timo Werner (tu trzeba by wydać aż 50 mln euro, raczej i on zostanie do końca sezonu w RB Lipsk, które bije się o mistrzostwo Niemiec), Raul Jimenez z Wolves, które walczy z MU o Ligę Mistrzów (wymarzoną przez kibiców), oraz Moussa Dembele z Olympique Lyon.

Ten ostatni podobnie jak Piątek przymierzany jest do Tottenhamu, gdzie nadal boleśnie brakuje Harry’ego Kane’a. I będzie brakować do połowy kwietnia. Jose Mourinho po raz kolejny przekonał się, że nie da się grać bez napastnika - w sobotę jego "Koguty" zremisowały bezbramkowo z Watford.

Wcześniej z "Czerwonymi Diabłami" był łączony także Arkadiusz Milik, którego Napoli przegrało w sobotę z Fiorentiną 0:2, doznając czwartej porażki z rzędu na własnym stadionie. Klub spadł aż na 14. miejsce w tabeli, co trener Gennaro Gattuso nazwał wyrżnięciem o dno. Zarzucił też drużynie brak duszy i to że jest chora. Efekt "nowej miotły" nie nastąpił, plotkuje się, że prezes Aurelio de Laurentis najchętniej sprowadziłby z powrotem zwolnionego Carlo Ancelottiego, ale ten błyskawicznie podjął pracę w Evertonie.

Piłkarze Napoli po porażce - być może w strachu przed gniewem wściekłych kibiców - sami poprosili o zgrupowanie aż do wtorkowego meczu z Lazio. Tego samego, do którego wyjazdu odmówili w listopadzie, co dało zarzewie buntu.

Milik w spotkaniu z Fiorentiną miał prawo czuć się jak Krzysztof Piątek w meczach Milanu - sfrustrowany brakiem okazji do strzału. Czy w takim chaosie, w jaki coraz bardziej pogrąża się Napoli, odmówiłby przeprowadzki do Manchesteru United lub innego klubu Premier League? Na pewno nie! A ponadto przydałby się wreszcie w angielskiej lidze jakiś nasz napastnik w walce o strzelecki honor Polaków!

Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×