Piłkarz Roku 2019: Pięć minut od szczęścia

Getty Images / Foto Olimpik/NurPhoto / Na zdjęciu: Robert Lewandowski z reprezentacją
Getty Images / Foto Olimpik/NurPhoto / Na zdjęciu: Robert Lewandowski z reprezentacją

Przed nami doroczna gala tygodnika "Piłka Nożna". Najważniejszą przyznaną statuetką będzie oczywiście ta, dla piłkarza roku. Walczą o nią Wojciech Szczęsny, Grzegorz Krychowiak oraz Robert Lewandowski.

ZBIGNIEW MUCHA

W pierwszy weekend lutego piłkarska rodzina spotka się na tradycyjnej imprezie podsumowującej miniony rok w polskim futbolu. Spotka się na Gali tygodnika "Piłka Nożna", by dowiedzieć się, komu tym razem zostaną wręczone statuetki.

A zostaną wręczone triumfatorom w ośmiu kategoriach, z tym że na transmitowanej na antenie Polsatu Sport wieczornej Gali, która odbędzie się w niedzielę 2 lutego, w warszawskim hotelu Hilton przy ulicy Grzybowskiej, przyznamy jeszcze nagrodę specjalną, a także wręczona zostanie nagroda w kategorii Osobowość Roku w Social Mediach – ta akurat przyznawana jest we współpracy z Wirtualną Polską.

Od 1973 roku wybieramy najlepszego polskiego piłkarza (pierwszym był Kazimierz Deyna) i zawodnika zasługującego na miano Odkrycia (premierowy laureat – Mirosław Bulzacki). Dwa lata później do rywalizacji przystąpili trenerzy, a jako pierwszy na miano najlepszego zapracował Leszek Jezierski. Z upływem lat zmieniała się zarówno oprawa plebiscytu, który doczekał się formy uroczystej Gali momentami na blisko tysiąc zaproszonych gości i telewizyjnej transmisji, jak i jego rozmiar – dochodziły nowe kategorie.

ZOBACZ WIDEO: Rozszerzenie Ekstraklasy fatalnym pomysłem? "Jeszcze bardziej zaniży to poziom"

Taksówka na Bali

Po siedmiu latach z rzędu dominacji w plebiscycie na Piłkarza Roku Roberta Lewandowskiego, przed rokiem główną statuetkę zgarnął Łukasz Fabiański. W tym roku Lewandowski jest – nie ma sensu ukrywać – absolutnym faworytem, by po raz ósmy sięgnąć po zwycięstwo.

– Trudno przypuszczać, by ktoś mógł mu zagrozić – mówi Grzegorz Lato, były prezes PZPN, król strzelców mundialu ’74, dwukrotny medalista mistrzostw świata, Piłkarz Roku 1977 i 1981. – Większa zagadka jest w przypadku trenerów. Trudno zważyć osiągnięcia klubowe i reprezentacyjne na jednej wadze. Media często "jechały" z Jurkiem Brzęczkiem, ale on w całym roku przegrał jeden mecz, jeden zremisował i pozostałe wygrał. Dlatego ja wskazuję Brzęczka, a gadanie, że graliśmy w słabej grupie, można sobie w buty wsadzić, bo to jednak jest rywalizacja międzynarodowa i o tym trzeba pamiętać.

Za obecnym selekcjonerem jest również Tomasz Iwan, niedawny dyrektor w reprezentacji Polski: – Tak, bo wykonał zadanie, do którego został zatrudniony, z najważniejszą drużyną w kraju, z reprezentacją Polski. Przejął zespół w trudnym momencie, zespół mocno pokiereszowany po rosyjskim mundialu, odbudował go, wprowadził kilku zawodników, zrobił awans. Dlatego w przypadku Drużyny Roku również wskażę reprezentację Polski. Taką mam hierarchię ważności, i nic na to nie poradzę. Akurat do tytułu najlepszego piłkarza kandyduje trzech kadrowiczów, ale wybór też dla mnie jest prosty. Tylko Robert Lewandowski, choć szanuję to, co w Juventusie robi Wojtek Szczęsny. Jest według mnie blisko Roberta, ale nie na tyle, by mu zagrozić. Lewy ma nieprawdopodobną pozycję nie tylko w polskim futbolu, ale światowym. Kilka dni temu wróciłem z podróży po Bali i Indonezji. Tam jak się ktoś pyta skąd jesteś i odpowiesz, że z Polski, to natychmiast pada hasło: Lewandowski. Jak kiedyś z Janem Pawłem II i Lechem Wałęsą. W taksówce kiedy pokazałem wspólne zdjęcie z Robertem, niewiele brakowało, a kierowca nie wziąłby ode mnie pieniędzy.

– Piłkarz Roku 2019? Poproszę o trudniejsze pytanie – śmieje się Sebastian Mila. – Reszta? Nie w każdej kategorii odważę się mądrzyć, natomiast wybrałbym Jerzego Brzęczka jako Trenera, Jesusa Imaza jako Obcokrajowca i Janusza Gola jako Ligowca. Kłopot mam z najlepszą drużyną. Piast to przepiękna historia, fajny rok miała też Lechia Gdańsk, ale mnie najbardziej za serce chwyciła młodzieżówka Czesława Michniewicza. Te wygrane z Belgią i Włochami na imprezie rangi mistrzowskiej były niesamowite. Dlatego postawiłbym na Orlęta. Stuprocentowym odkryciem jest dla mnie Michał Karbownik. Można niby zastanawiać się nad Krystianem Bielikiem, który został odkryty na potrzeby reprezentacji, ale umieszczenie go wśród nominowanych na pewno wywołałoby kontrowersje – z jednej strony reprezentacja, z drugiej – nazwisko trochę nieświeże. Bez Bielika też jest z kogo wybierać.

Czytaj także: Ligue 1. Kłótnia Mbappe oraz Tuchela. Piłkarz może zostać ukarany za swoje zachowanie

1995, czyli prosty wybór

A w przypadku Odkrycia Roku wybór zawsze bywa ryzykowny. Nie ma gwarancji, że młody zawodnik będzie dalej znakomicie się rozwijał. Przyjemnie jest móc, po kilku latach, wcześniejsze odkrycie ogłosić jako Piłkarza Roku, ale rzadko jest to możliwe. Raz z uwagi na wspomniany, nie zawsze harmonijny rozwój, dwa – zbyt silną konkurencję. Taka "przykrość" spotkała choćby Władysława Żmudę – być może najlepszego obrońcę w historii polskiego futbolu, najbardziej utytułowanego, który nigdy jednak nie został uhonorowany tytułem najlepszego futbolisty.

Z drugiej strony nie brak przykładów znakomitych kontynuatorów – Robert Lewandowski, czyli Odkrycie Roku 2008, od 2011 do 2017 nieustannie z nagrodą dla najlepszego futbolisty, Zbigniew Boniek, Odkrycie ’76 był Piłkarzem ’78 i ’82, Roman Kosecki – odkryty w 1988, najlepszy w 1994, albo choćby i Marek Leśniak, który cenniejszą statuetkę odebrał dopiero dziesięć lat po pierwszej.

– Ja Piłkarzem Roku nie byłem, ale Odkryciem Roku tak i to jedno z najważniejszych wyróżnień w moim piłkarskim życiu – mówi Iwan. – Pograłem trochę w Rodzie Kerkrade, ale na tyle dobrze, że biły się o mnie dwa czołowe kluby holenderskie. Na Galę nie mogłem przyjechać, nagrodę w moim imieniu odebrał ojciec i był strasznie przejęty. Dzisiaj nie wskażę jednoznacznie polskiego odkrycia, kiedyś wybór był chyba prostszy, zwłaszcza w 1995 roku…

Czytaj także: Premier League. Legenda Arsenalu krytykuje klub. "Ściągają piłkarzy, których nikt nie chce"

Milion procent Karbownika

Znany dziennikarz radiowy i telewizyjny – Hirek Wrona, urodził się w Mielcu. Dziś sympatyzuje z Legią, Manchesterem United, ale Stal Mielec też jest z pewnością bliska jego sercu. W gronie nominowanych do nagrody Pierwszoligowca Roku jest akurat pomocnik Stali – Bartosz Nowak…

– Nic z tego, nie wypowiadam się, byłbym nieobiektywny, a poza tym, chcąc być uczciwy, muszę powiedzieć, że nie znam aż tak dobrze pierwszej ligi, by stwierdzić, który z jej przedstawicieli zasłużył na wyróżnienie – mówi Wrona. – O Piłkarzu Roku nie mówmy, bo szkoda czasu i miejsca w gazecie, natomiast w przypadku trenerów oczekuję, że na scenę wyjdzie Waldemar Fornalik. Miał najtrudniejsze zadanie, zrobił coś z niczego. Nie odbieram zasług Brzęczkowi, ale bądźmy szczerzy – miał tak silny kręgosłup reprezentacji, że było mu łatwiej. Fornalik robił praktycznie wszystko od podstaw. Osobiście żałuję, że nie został dłużej w drużynie narodowej, ponieważ to nie był głupi pomysł z jego angażem, potrzebował jednak większego wsparcia i czasu.

– Jedźmy dalej – kontynuuje dziennikarz muzyczny, ale i kibic zapalony. – Karbownik to absolutne odkrycie. Nawet jeśli odejdzie z Legii, to na zawsze zostanie legionistą. Lubię takie historie. W drużynach młodzieżowych Legii jest mnóstwo fajnych chłopaków, z których większość nigdy nie dostanie okazji, by zagrać w ukochanej drużynie w Ekstraklasie.

Karbownik taką szansę dostał i sam dał z siebie nie sto procent, ale milion. Taka jest przyszłość piłki nożnej. Diety, odżywki, programy naukowe, to fajne rzeczy, ale liczy się coś ważniejszego, coś, co można otrzymać tylko od wychowanka. Coś, co pozwoli wygrać ci finał Ligi Mistrzów, jak Manchesterowi United z Bayernem w 1999 roku… W przypadku obcokrajowców stawiam na Jorge Felixa. Najbardziej uniwersalny spośród nominowanych, no i stoi za nim wielki sukces – mistrzostwo Polski. A najlepszy ligowiec to według mnie Filip Starzyński. Mądry piłkarz, buduje swoją przyszłość, wiążąc się na dłużej z Zagłębiem, potrafi na boisku wszystko. Mało jest takich grajków. Jeszcze bardziej od goli, czy asyst, imponują mi jego pojedyncze podania, wizjonerskie zagrywki – ten nieprawdopodobny "magic touch". Takiego zawodnika, oczywiście na wyższym od Starzyńskiego poziomie, najbardziej dziś brakuje na Old Trafford, nad czym osobiście boleję… Ze Starzyńskim jest jak z solidnym zespołem muzycznym. Kiedy wydają płytę, z góry wiesz, że nie będzie wtopy, że zostanie zachowany pewien poziom. Jemu może się zdarzyć gorszy mecz, niczym pojedynczy utwór, ale sezon, jak płyta, będzie zawsze na poziomie.

Myślę, że nie stało się nic

Od 2015 roku "Piłka Nożna", identycznie jak mężczyzn, honoruje kobiety, wybierając najlepszą polską piłkarkę. Trzy pierwsze lata, to triumfy Katarzyny Kiedrzynek, rok temu jej hegemonię przełamała Ewa Pajor. Zawodniczka Wolfsburga jest nominowana również w tym roku, wraz z dwójką koleżanek z PSG. W premierowym dla kobiet plebiscycie, nominowana była Dominika Grabowska…

– Kompletnie wówczas nie spodziewałam się, że trafię do finałowej piątki – mówi reprezentantka. – Stres był spory, tym bardziej że to była w ogóle pierwsza, tak duża impreza w moim życiu. W dodatku miałam zaledwie 16 lat i chyba byłam najmłodsza na sali. Oczywiście, trzeba było umówić się z makijażystką i fryzjerką, aby odpowiednio się prezentować wśród tylu znakomitych gości. W tym roku obstawiam drugie zwycięstwo Ewy Pajor. Nie może być chyba inaczej, skoro jest to jedyna Polka, która jest uwzględniana przez zagraniczne rankingi, a przecież zdobyła też tytuł królowej strzelczyń Bundesligi!

W porównaniu choćby z zawodniczką Górnika Łęczna stałym bywalcem naszej Gali jest Mila. Bywa niezależnie od tego, czy jest nominowany i spodziewa się nagrody, czy po prostu przyjeżdża jako zaproszony gość.

– I nieodłącznie mam dwa wspomnienia z imprezy "Piłki Nożnej”. W 2002 byłem zawodnikiem Groclinu, redakcja nominowała mnie do nagrody Odkrycie Roku. Przyjechałem mocno niepewny swego. I miałem rację, nagrodę odebrał Andrzej Niedzielan, wówczas napastnik Górnika Zabrze. Kiedy zszedł ze sceny, nastąpiła przerwa w wyborach i czas na krótki przerywnik artystyczny. Śpiewał Robert Gawliński z "Wilkami". Zabrzmiały słowa piosenki: "Myślę, że nie stało się nic…" Brzęczało mi to przez cały wieczór. Byłem zawiedziony, ale jednocześnie powiedziałem sobie, że muszę zrobić wszystko, by w końcu wyjść na tę scenę. No i kilka lat później odebrałem nagrodę dla Ligowca Roku, zresztą dwa lata z rzędu, w 2011 i 2012. Za pierwszym razem ledwo zdążyłem, bo tego dnia graliśmy ze Śląskiem w Łodzi mecz z ŁKS. Wygraliśmy 2:1, zaliczyłem dwie asysty i ruszyłem do Warszawy. Wszedłem na salę pięć minut przed odczytaniem wyników. Szczęśliwy odebrałem nagrodę i pomyślałem: kurde, a gdybym się spóźnił te pięć minut? Są chwile, których przeoczenie później żałuje się całe życie.

Źródło artykułu: