Siedziałem niedaleko sceny, więc dobrze poczułem te emocje. Robert Lewandowski, gdy stał na scenie podczas gali tygodnika "Piłka Nożna", spojrzał nagle na statuetkę, umilkł i po chwili zaczął dziękować tacie. Ojcu, który nigdy nie obejrzał jego żadnego meczu w dorosłej piłce. Który nie był obecny przy tym, jak jego chłopak najpierw zastanawiał się, czy rzucić futbol, a potem zaczął robić oszałamiającą światową karierę i być może będzie najlepszym polskim piłkarzem w historii. CZYTAJ WIĘCEJ o przemówieniu Lewandowskiego.
Krzysztof Lewandowski był trenerem judo, ale kochał też futbol. Zanim zaprowadził Roberta na treningi do Varsovii, pokazywał mu chwyty, rzuty, rozwijał u syna sprawność fizyczną. Dostał wylewu, gdy Robert miał 16 lat. Dziś kapitan reprezentacji Polski jest przekonany, że jego ojciec mimo wszystko ogląda te mecze, gdzieś tam z najlepszych miejsc na najlepszych stadionach.
W niedzielę zobaczyliśmy prawdziwie ludzką twarz maszyny. My widzimy Roberta wtedy, gdy strzela kolejne gole, gdy jest zaprogramowanym na sukces robotem beznamiętnie zmierzającym do celu. Nawet najlepsze rodzinne zdjęcie na Instagramie i najbardziej czuły opis podsunięty przez sztab marketingowców nigdy nie oddadzą takich uczuć, jakie można wyrazić słowami. A Lewandowski mówił szczerze, starannie dobierał słowa, głos mu się łamał. Tego nie wyćwiczysz tak jak perfekcyjnie uderzanego karnego.
Zobacz wideo: "Lewy" - mistrz rzutów karnych
Nagroda najlepszego polskiego piłkarza nie mogła tym razem trafić w inne ręce. Rok temu mieliśmy sensację, gdy dziennikarze "Piłki Nożnej" przyznali statuetkę Łukaszowi Fabiańskiemu. Teraz Lewandowski nie zostawił nikomu wyboru, strzelając w 2019 roku 54 gole - najwięcej w Europie. Organizatorzy gali specjalnie też zerwali z tradycją i imprezę przesunęli z soboty na niedzielę, wszystko dlatego, aby Robert w końcu osobiście odebrał trofeum (w sobotę Lewandowski grał mecz w Bundeslidze).
Za poprzednie siedem statuetek Piłkarza Roku dziękował z telebimu, bo zawsze gala kolidowała z meczami: najpierw Borussii Dortmund, a potem Bayernu Monachium. Po raz ostatni Lewandowski był na imprezie "PN" w 2009 roku, gdy odbierał nagrodę najlepszego ligowca. Rok wcześniej też przyjechał, gdy był "Odkryciem".
Gdy potem zostawał Piłkarzem Roku, przyjechać już nie mógł. Krzysztof Lewandowski, gdyby żył, pewnie te wszystkie statuetki odbierałby za niego.