PKO Ekstraklasa. Korupcja, łatwy zarobek i singapurska mafia. David Jablonsky słono zapłaci za grzechy młodości

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: David Jablonsky
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: David Jablonsky

David Jablonsky nie mógł w nieskończoność uciekać przed przeszłością. Problem w tym, że przeszarżował, zwodząc piłkarskie władze i wymiar sprawiedliwości. Obrońcy Cracovii karę za grzechy młodości wymierzy FIFA. A ta nie zna litości.

Początek sezonu 2012/13 był dla Davida Jablonsky'ego dużym rozczarowaniem. 21-latek wrócił do FK Teplice z wypożyczenia do FK Usti nad Labem. Był podstawowym graczem mistrza drugiej ligi i liczył na to, że dostanie szansę w macierzystym klubie, ale trener Lukas Prerost sprowadził go na ziemię.

Zaczął rozgrywki na ławce, a pierwszy mecz, w którym zagrał od początku, Teplice przegrały 0:4. Młody obrońca został kozłem ofiarnym i za kadencji Prerosta do "11" już nie wrócił. Sfrustrowany odrzuceniem 21-latek był łatwym celem dla singapurskiego syndykatu wpływającego na przebieg piłkarskich meczów za naszą południową granicą.

Bukmacherska mafia działała już na terenie Słowacji i rozszerzała swoje wpływy na Czechy. Nie obstawiano wyników końcowych, lecz zdarzenia w trakcie spotkań. Na przykład liczbę goli strzelonych w konkretnej fazie meczu. I to nie najwyższych klas, tylko tych niewzbudzających szerszego zainteresowania.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: miało być efektownie, wyszedł fatalny kiks z rzutu karnego

Brudny maraton

Jablonsky dał się skusić na łatwy zarobek. Do półświatka wprowadził go Jan Hanzal, kolega z akademii Teplic. Niespełniony bramkarz miał bezpośredni kontakt z Marianem Dirnbachem - byłym reprezentantem Słowacji (3A), który zarządzał procederem. W 2014 roku został za to ukarany przez FIFA 25-letnim zakazem działania w futbolu.

Dirnbach wybierał mecz i uruchamiał kontakty w konkretnych zespołach. Śledczy ustalili, że w listopadzie 2012 roku Jablonsky na jego zlecenie próbował wpłynąć na przebieg pięciu spotkań rozegranych w przeciągu dziewięciu dni. Na ten brudny maraton złożyły się dwa mecze ligi młodzieżowej, dwa III ligi i jeden Pucharu Czech. Za każdym razem chodziło o konkretną liczbę goli, a nie końcowy wynik.

Ludzie Dirnbacha mieli za to otrzymać do podziału od 5 do 10 tys. euro. Zleceniodawcy mieli się czym dzielić, bo na jednym zdarzeniu mieli kasować od 50 tys. euro w górę. Sam Jablonsky w ciągu niespełna dwóch tygodni mógł się wzbogacić o tyle, ile zarabiał przez całą rundę. Nie każda próba kończyła się jednak powodzeniem.

Mecze, na przebieg których próbował wpływać David Jablonsky:
Liga młodzieżowa: Viktoria Pilzno - FK Teplice (0:0)
Liga młodzieżowa: FC Vysocina Igława - 1.FK Pribram (2:2)
III liga: SK Kladno - MFK Chrudim (2:0)
III liga: FK Loko Vltavín - SK Horni Mecholupy (4:0)
Puchar Czech: FK Teplice - Jiskra Domazlice (2:1)

Nieudana inicjacja

Zawodnik Cracovii wystąpił tylko w jednym z tych meczów. Pierwszym, w którym Dirnbach wycofał się w ostatniej chwili. Dowodem przeciwko Jablonsky'emu i innym były przechwycone przez służby rozmowy telefoniczne i wiadomości z aplikacji WhatsApp.

Dzięki temu wiadomo, że 19 listopada 2012 roku z będącym już w drodze do Pilzna Jablonskym skontaktował się Hanzal. Pierwotnie w meczu miało paść co najmniej pięć goli, o co zatroszczyć się miało ośmiu piłkarzy z obu drużyn, Gdy tuż przed meczem okazało się, że bramkarz gospodarzy Ales Mandous nie zagra, skorygowano plany na co najmniej cztery gole po 15. minucie.

- Tak będzie lepiej, stary - ulżyło Jablonsky'emu. Hanzal przekazał koledze szczegółowe instrukcje: - Podczas meczu będę stał przy chorągiewce. Jeśli wyjdę w trakcie, odwołujemy akcję ze względu na kurs.

Jablonsky nalegał na wypłatę swojej doli nawet w razie niepowodzenia, na co Hanzal obiecał mu dodatkowe 2 tys. euro, ale dorzucił kolejne wymagania: - Dwa gole mają paść w pierwszej połowie, a dwa kolejne w drugiej.

- To będzie trudne. Zostanie tylko pół godziny na dwa. Nie mogę tego zagwarantować - asekurował się Jablonsky. Przed pierwszym gwizdkiem Dirnbach rozkazał jednak Hanzalowi anulowanie akcji. - Odwołajcie wszystko. Ktoś obstawił to z drugiej strony - stwierdził, przekazując, że mecz został wycofany z oferty bukmachera.

Nieudana inicjacja nie zraziła Jablonsky'ego. Zadeklarował pomoc przy innych meczach. Jak ustalili śledczy, kontaktował się z piłkarzami innych drużyn, nakłaniając ich do gry na co najmniej cztery gole. Z kolei 28 listopada sam miał zagrać w Pucharze Czech z Jiskrą Domazlice (2:1). W spotkaniu miały paść co najmniej dwa gole. Jablonsky ostatecznie na boisku się nie pojawił.

Gra na zwłokę

Licząca 22 osoby grupa Dirnbacha przez blisko rok wpłynęła na przebieg 29 spotkań w Czechach. Jablonsky współpracował z nią dziewięć dni przy pięciu meczach, ale to wystarczyło do tego, by zdarzenia z listopada 2012 roku rzutowały na jego dalszą karierę. Być może obrońca Cracovii byłby dziś w zupełnym innym miejscu, gdyby nie skusił się na łatwy zarobek.

Pod koniec rundy Prerosta zastąpił Zdenek Scasny, który wyciągnął młodego obrońcę z niebytu. Odkurzony Jablonsky grał tak dobrze, że przed sezonem 2013/14 interesowała się nim Sparta Praga. Do transferu jednak nie doszło, bo śledczy byli już na tropie szajki ustawiającej mecze i przyszły mistrz Czech się wycofał.

Do zatrzymań doszło na początku września 2013 roku. Kilka tygodni później komisja dyscyplinarna FACR zawiesiła Jablonsky'ego i innych piłkarzy, ale reprezentujący ich Bronislav Serak podniósł, że komisja działała w oparciu o stary regulamin. Według nowego, nie miała prawa do zawieszenia zawodników, dopóki trwało postępowanie przed sądem powszechnym.

To pozwoliło Jablonsky'emu na spokojne kontynuowanie kariery, bo proces ruszył dopiero jesienią 2016 roku. Teplice nie zamierzały rozwiązywać kontraktu z piłkarzem, a gdy prokuratura kończyła sporządzanie aktu oskarżenia, Jablonsky przeniósł się do rosyjskiego Toma Tomsk. Potem trafił do Lewskiego Sofia, a od lipca 2019 roku jest graczem Cracovii.

Piłkarz odwlekał w czasie usłyszenie wyroku sądu powszechnego. Pierwszą rozprawę opuścił, tłumacząc, że wezwanie do sądu przez pomyłkę odebrał jego ojciec i on, mieszkając w Rosji, nie wiedział o rozpoczynającym się procesie. Za drugim razem nie stawił się względu na nagłą chorobę mecenasa Seraka. Gdy już dotarł do sądu, skorzystał z przysługującego mu prawa do odmowy złożenia zeznań.

Chytry dwa razy traci

W październiku 2018 roku za próbę wpłynięcia na wyniki pięciu spotkań i utrudnianie śledztwa został skazany na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu i grzywnę w wysokości 20 tys. czeskich koron. Usłyszał wyrok jako ostatni z grupy Dirnbacha. Odwołał się, ale w listopadzie ubiegłego roku sąd apelacyjny utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji.

Teoretycznie Jablonskym mogłaby się już zająć FACR, ale piłkarz przechytrzył federację. Po transferze do Rosji wyrejestrował się z FACR, co uniemożliwia związkowi ukaranie go. Jako że nie jest zrzeszony w FACR, ta nie ma nad nim żadnej władzy. Nie oznacza to jednak, że Jablonsky uniknie konsekwencji swoich działań.

FACR może przekazać sprawę FIFA i oficjalnie poinformować Polski Związek Piłki Nożnej o wyroku sądu powszechnego ws. piłkarza Cracovii. 28-latek w końcu zapłaci za grzechy młodości, a zwodząc FACR, sam się wykiwał. Gdyby o karze dla niego decydowała rodzima federacja, groziłoby mu zawieszenie od roku w górę, które po apelacji z dużym prawdopodobieństwem zostałoby zawieszone.

FIFA natomiast karze z większą surowością. Jej regulamin dyscyplinarny za czyny korupcyjne zakłada 5 lat bezwzględnej dyskwalifikacji i co najmniej 100 tys. franków szwajcarskich (ok. 400 tys. zł) grzywny. Nadzieją dla Jablonsky'ego na przedłużenie kariery jest to, że fifowskie młyny sprawiedliwości mielą powoli.

FACR zajmie się przypadkiem piłkarza Cracovii 25 lutego. Komisja Etyki podejmie wtedy decyzję o przekazaniu sprawy FIFA i poinformowaniu PZPN. Wtedy też głos w sprawie będzie mogła zabrać polska federacja.

Kazus Mierzejewskiego

Sam Jablonsky konsekwentnie odmawiał komentowania sprawy, a po transferze do Cracovii nie zrobił wyjątku. Klub z Kałuży 1 ma prawo do rozwiązania kontraktu skazanego za korupcję piłkarza, ale czeka na ruch piłkarskich władz i nie komentuje sprawy.

Pasy mają już doświadczenie z tego typu, a nawet z bardziej skomplikowanej sytuacji. Na początku 2011 roku wyszło na jaw, że pięć lat wcześniej ośmiu piłkarzy Zagłębia Lubin za 100 tys. zł przekupiło siedmiu graczy Cracovii, by kończący sezon mecz tych drużyn zakończył się korzystnym dla Miedziowych wynikiem (0:0). Więcej o tym TUTAJ.

Wśród korumpujących graczy Zagłębia był wtedy Łukasz Mierzejewski, a gdy do sądu trafił akt oskarżenia w tej sprawie, 6-krotny reprezentant Polski był graczem... Cracovii. Krakowski klub nie podejmował nerwowych ruchów, choć opłacanie kontraktu piłkarza, który ściągnął na klub problemy, było dla Janusza Filipiaka trudną do przełknięcia gorzką pigułką.

Mierzejewski dograł sezon do końca, pomógł Pasom w utrzymaniu, a Franciszek Smuda powołał go nawet do reprezentacji Polski. Czas rozliczeń przyszedł po sezonie. Po tym, jak piłkarz został skazany przez sąd powszechny, jego kontrakt z Cracovią został rozwiązany. Po kolejnych dwóch Wydział Dyscypliny PZPN zdyskwalifikował go na dziewięć miesięcy, ale dyskwalifikację szybko zawiesił Związkowy Trybunał Piłkarski.

ZTP podjął taką decyzję, by umożliwić Smudzie powoływanie Mierzejewskiego i skazanego za to samo Łukasza Piszczka do drużyny narodowej. Mierzejewski w koszulce z białym orłem na piersi już nie zagrał, ale przez siedem lat kontynuował karierę w greckiej Kavali, Podbeskidziu Bielsko-Biała, chorwackiej Rijece i Górniku Łęczna.

***

David Jablonsky jest podstawowym zawodnikiem Cracovii. Wystąpił w tym sezonie w 23 meczach, strzelając trzy gole. W niedzielę zagrał w pełnym wymiarze czasowym w hicie 22. kolejki PKO Ekstraklasy z Lechem Poznań (2:1).

Czytaj również -> Stańczyk: Liga karnej szydery
Czytaj również -> Najliczniej na Cracovii 

Źródło artykułu: