Lech Poznań zremisował 1:1 (0:1) z Jagiellonią Białystok w wyjazdowym meczu 24. kolejki PKO Ekstraklasy. Jego piłkarze nie kryli niedosytu po ostatnim gwizdku sędziego. - Byliśmy dużo lepsi, więc powinniśmy wygrać. Niestety, zabrakło skuteczności - powiedział Tymoteusz Puchacz.
21-latek był jednym z najbardziej aktywnych na boisku. Pod koniec pierwszej połowy jego strzał z dystansu zatrzymał się na poprzeczce. Z kolei na początku drugiej części jego kilkudziesięciometrowy rajd został zakończony upadkiem w polu karnym, po którym sędzia wskazał na rzut karny. Po analizie VAR cofnął jednak tą decyzję. - Był lekki kontakt, moim zdaniem to jest faul - irytował się zawodnik podczas rozmowy z dziennikarzami.
- Gdyby zdarzyło się to w okolicach połowy boiska, to zostałoby odgwizdane i przeciwnik dostałby żółtą kartkę. Sędzia to widział, to była dynamiczna sytuacja. Przeciwnik mnie lekko dotknął, co wytrąciło mnie z równowagi. Tak to jest, gdy idzie się "na gazie". To jest rzut karny. Inaczej jednak arbiter to widzi na monitorze, kiedy ogląda w zwolnionym tempie i może gdybać: "może było mocno, może nie" - wytłumaczył Puchacz.
Puchacz nie zgadzał się z decyzją sędziego, ale nie szukał wymówki w jego pracy w kwestii końcowego wyniku. - Totalnie zdominowaliśmy przeciwnika w drugiej połowie. Dopóki jego piłkarze mieli siły to walczyli, kopali, biegali. Później tego im zabrakło. Zresztą nieprzypadkowo po ostatnim gwizdku padli na murawę i leżeli na boisku. Niestety, nie wykorzystaliśmy tego - zaznaczył.
- Umiemy gonić wynik. Problem w tym, że kiedy jako pierwsi stracimy bramkę i już wyrównamy, to brakuje postawienia takiej "kropki nad i". W tym spotkaniu było to widać, ponieważ mieliśmy z 7 stuprocentowych szans, lecz strzeliliśmy tylko jedną bramkę - dodał skrzydłowy Lecha.
ZOBACZ WIDEO Prawdziwy test dla trenera Bayernu Monachium? "Będzie jak nawigator, który musi wylądować boeingiem"